Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Blog Poznań Spoza Kamery kończy 10 lat. Przypominamy 15 najważniejszych tekstów, jakie tu wylądowały

#Poznań #Poznań Spoza Kamery #Poznań Spoza Gazety #blog #urodziny #Seweryn Lipoński #10 lat

SEWERYN LIPOŃSKI
17 maja 2019

Mała rocznica. Mój blog wisi w internecie już dokładnie 10 lat. Początkowo był jedynie zbieraniną różnych przemyśleń 19-latka tuż po maturze, później opisywał przygotowania Poznania do Euro 2012, teraz służy m.in. do rozliczania prezydenta Jacka Jaśkowiaka i innych polityków z wyborczych obietnic.

Co można robić zaraz po napisaniu matury? Można na przykład z niecierpliwością wyczekiwać 30 czerwca, ogłoszenia wyników i rekrutacji na wymarzone studia.

Można wreszcie przeczytać te wszystkie fajne książki, na które nie było czasu przez całe liceum, bo pani polonistka kazała przebrnąć przez "Potop" (sorry... to jedyna lektura, której nie sprostałem, poddałem się po 300 stronach), "Przedwiośnie", "Nad Niemnem", "Cierpienia młodego Wertera" i jeszcze parę podobnych.

Można wreszcie - po 12 latach siedzenia w szkole - po prostu zrobić sobie wolne. Totalny chill. I gdzieś pomiędzy jednym a drugim wolnym popołudniem wpaść na pomysł, by założyć własny blog, by dzielić mądrymi, opartymi na bogatym doświadczeniu z 19-letniego życia, przemyśleniami.

Tak właśnie - dokładnie 10 lat temu, w połowie maja 2009 r. - powstał blog Poznań Spoza Kamery.

(No dobra, macie mnie, nie jest to do końca prawda. Jeszcze później - pod koniec maja - zdawałem ustną maturę z angielskiego. Jednak miała tak marginalne znaczenie, że myślami byłem już bardziej w Słubicach, gdzie następnego dnia startowałem na zawodach sportowych)

Oczywiście na początku blog bynajmniej się tak nie nazywał. Jego pierwsza nazwa brzmiała "Pomaturalnie" i zamieściłem go pod skromnym, w żaden sposób nieeksponującym własnej osoby ani nazwiska adresem www.sewekliponski.pl.



- Ten twój blog z wyglądu jest beznadziejny - zwrócił mi uwagę jeden z kolegów, gdy poszedłem na studia, i nieopatrznie wygadałem się paru nowym znajomym, że mam taką stronę. To była brutalna, ale w pełni zasłużona ocena, bo graficznie był to koszmarek. I nie tylko graficznie.

To był totalny misz-masz, trafiały tu zarówno bardzo mądre - jak mi się wówczas wydawało - analizy polityczne po wyborach do Parlamentu Europejskiego, jak i o finale piłkarskiej Ligi Mistrzów, czy nawet o... kolejce w sklepie. Przez dobre dwa lata nie miałem na ten blog żadnego konkretnego pomysłu.

Dopiero latem 2011 r. strona zmieniła charakter. Zacząłem opisywać ostatni rok przygotowań Poznania do Euro 2012.

To wtedy pojawiało się nawet po kilka krótkich wpisów dziennie, był licznik odliczający dni do pierwszego meczu w Poznaniu, a na górze był pasek z postępami przy najważniejszych inwestycjach. Były fotorelacje z placu budowy dworca czy ul. Roosevelta.

Już po mistrzostwach blog dryfował w nieznanym kierunku, a kroplówką okazały się dla niego spóźnione inwestycje typu Pestka czy Kaponiera, dzięki czemu na długo pozostał też wspomniany pasek z inwestycjami.



Strona ewoluowała, ewoluowała, aż w końcu wyewoluowała do czegoś w rodzaju wrzodu na d... watchdoga dla poznańskich polityków, wyłapującego i dosadnie komentującego ich różne wpadki, niekonsekwencje, rozliczającego ze składanych wyborczych obietnic.

Teraz przekonuje się o tym prezydent Jacek Jaśkowiak. Przedtem przekonywał się prezydent Ryszard Grobelny z ekipą. To za jego czasów blog doczekał się nawet polemiki na oficjalnej stronie miasta.

To mniej więcej wtedy - latem 2013 r. - strona zmieniła nazwę na Poznań Spoza Gazety. Zresztą już wcześniej na górze strony było takie hasło. Trafiały tu, jak sama nazwa wskazuje, przemyślenia, które były rozszerzeniem tematów podejmowanych w "Wyborczej".

Kiedy w 2016 r. zamieniłem gazetę na telewizję, blog przeszedł dość znaczący lifting, zmienił też nazwę na Poznań Spoza Kamery i oczywiście adres na www.poznanspozakamery.pl, który znacie dziś.



Oczywiście 10-lecie średnio poczytnego bloga nijak ma się np. do niedawnego 30-lecia "Gazety Wyborczej" czy do jutrzejszych obchodów 100-lecia Marcinka. Ale mam nadzieję, że każdy zainteresowany tym, co dzieje się w Poznaniu, przynajmniej raz po raz coś ciekawego tu znajdzie.

Dlatego uznałem, że warto te "urodziny" bloga odnotować, i korzystając z okazji przypomnieć ważniejsze z zamieszczonych tu tekstów. Miało być ich 10 - zrobiło się 15. To zaczynamy.

--

Z przestojami, bez przystanków. Falstart Pestki? [10 września 2012]

To były czasy zaraz po Euro 2012. Miasto ruszało z kolejnymi inwestycjami, m.in. z drugim etapem przebudowy Kaponiery, z którym planowało się uporać do listopada 2013 r. (hahaha!).

Jednak już było wiadomo, że szybciej niż Kaponierę z nowym podziemnym przystankiem uda się otworzyć trasę Pestki do Dworca Zachodniego. A skoro tak, to...

Przez ponad rok tramwaje 12, 14 i 26 będą jeździć z przystanku Słowiańska prosto na Dworzec Zachodni. To kilka kilometrów! Po drodze nie będzie żadnej innej stacji. Bo przecież nie zatrzymają się już na moście Teatralnym. (...)

Z centrum na Piątkowo nie powinno być jeszcze tak źle. (...) Co innego w drugą stronę. Tu, wsiadając na trasie Pestki do „12”, „14” i „26”, ludzie praktycznie przejadą całe komunikacyjne centrum miasta (most Teatralny, rondo Kaponiera, most Dworcowy) i najwyżej obejrzą je sobie zza szyby tramwaju. Bo ten zatrzyma się dopiero przy Dworcu Zachodnim.


Zamieściłem tekst na ten temat na blogu. Tydzień później poruszyłem sprawę w "Wyborczej". Podchwyciły ją inne media, a urzędnicy - choć problem z pewnością znali już wcześniej - dopiero wtedy zaczęli się na serio zastanawiać, co z tym fantem zrobić.

I ostatecznie powstał dodatkowy przystanek przy moście Teatralnym. Początkowo w ogóle nie było go w planach.

Przedłużoną trasę Pestki udało się otworzyć we wrześniu 2013 r. Przystanek pod Kaponierą - dopiero w październiku 2016 r.! Ten tymczasowy przystanek przy Teatralce, którego miało nie być, przydał się tak bardzo, że miasto postanowiło zostawić go na stałe.

--

Miasto znów olało własny wymóg. Doświadczenie w transporcie, czyli... [15 marca 2013]

Na przełomie 2012 i 2013 r. miasto miało spory problem ze znalezieniem odpowiedniego szefa Zarządu Transportu Miejskiego. Prezydent zatrudnił np. Łukasza Domańskiego, specjalistę od... żeglugi, który jednak kompletnie się nie sprawdził i odszedł po zaledwie pół roku.

Co ciekawe, w wymogach konkursu wygranego przez Domańskiego był jeszcze zapis, że kandydat powinien mieć "co najmniej trzyletnie doświadczenie w obszarze transportu, w tym w szczególności transportu miejskiego".

Jednak już w konkursie na następcę Domańskiego zapis o transporcie miejskim... zniknął!

- Jeśli nie mogę znaleźć odpowiedniego kandydata, to muszę obniżyć wymagania - tłumaczył mi wówczas prezydent Ryszard Grobelny.

To jednak nie był koniec kontrowersji. Szefem ZTM został Bogusław Bajoński, były burmistrz Śremu, który nawet tych obniżonych wymagań konkursu... de facto nie spełniał.

Nowy szef poznańskiej komunikacji miejskiej nie pracował dotąd nigdzie, gdzie zajmowałby się komunikacją miejską. Mało! Nie pracował nigdzie, gdzie zajmowałby się stricte transportem. Bo słowa o jego "nadzorowaniu" w ogóle mnie nie przekonują.

Takie były bowiem tłumaczenia, że jako burmistrz Śremu nadzorował tamtejszą komunikację miejską (czytaj: kilkanaście linii autobusowych na krzyż), więc jakieś doświadczenie jednak ma.

Tak samo można by stwierdzić, że Jacek Jaśkowiak czy Ryszard Grobelny mają doświadczenie w operetce, bo nadzorowali Teatr Muzyczny. Albo doświadczenie lekarskie - bo nadzorowali POSUM.

Mimo wszystko wyników konkursu nikt nie zakwestionował, Bajoński został dyrektorem i wytrwał na stanowisku ponad trzy lata. Przetrwał nawet wielki bałagan przy wprowadzaniu systemu PEKA.

--

Euro 2012 na zdjęciach. Przeżyjmy to jeszcze raz [30 czerwca 2013]

To w zasadzie wyjątkowa pozycja w tym zestawieniu, bo nie żaden tekst, tylko galeria zdjęć.

Przygotowania do Euro 2012 opisywałem na blogu praktycznie dzień w dzień. Jednak już podczas samych mistrzostw - mówiąc wprost - zabrakło mi pary (i czasu!). Nie było relacji, wywiadów, żadnych porządnych podsumowań.

Tak naprawdę atmosferę Euro 2012 w Poznaniu najlepiej oddały więc nie słowa, tylko właśnie te fotki, które zrobiłem podczas turnieju i zamieściłem tu rok później - właśnie na rocznicę mistrzostw.

--

Trigranit w końcu przyznaje, jak jest. Prawie pół kilometra na dworzec... ale za to różne drogi! [18 lipca 2013]

Przepychanka wokół słynnego przejścia przez ul. Matyi na dworzec PKP, a w zasadzie wokół jego braku, trwała w najlepsze długo przed otwarciem galerii Poznań City Center i nowego przystanku.

Krótko przypomnijmy. Miasto z firmą Trigranit (która budowała dworzec i galerię) tak zaplanowały przebudowę ulic dookoła, że droga z nowego przystanku tramwajowego do dworca miała prowadzić przez tunel i - w najkrótszym wariancie - przez... centrum handlowe.

Społecznicy z ruchów miejskich szybko wyliczyli, że w takim razie ta droga wyniesie ok. 350 m, a przez most Dworcowy bez wchodzenia do galerii - już ponad 400 m. Firma Trigranit długo zaprzeczała tym wyliczeniom. Do czasu.

Na samej konferencji Terlecki od pytania już uciec nie mógł. Najpierw stwierdził, że droga ta wyniesie 300-310 metrów. – Ale Zarząd Dróg Miejskich ostatnio oficjalnie potwierdził, że to będzie 419 metrów. Skąd taka rozbieżność? – zapytałem.

I wtedy wyszła na jaw manipulacja Trigranitu. Okazało się, że firma owszem, liczyła odległość, ale dopiero od schodów prowadzących do tunelu (a z tramwaju trzeba jeszcze do nich podejść nawet 20-30 metrów). I tylko do… miejsca, w którym zaczyna się kładka prowadząca z mostu Dworcowego do nowego obiektu, a nie do samej hali dworca i kas (tu zgubiono jakieś 80-90 metrów).

W końcu więc Terlecki dał za wygraną i sam przyznał: - Gdyby policzyć również ten odcinek, to faktycznie wyjdzie około 400 metrów, co pokrywa się z wyliczeniami ZDM. Rozbieżności więc nie ma.


Sprawa ciągnęła się jeszcze długo. Społecznicy protestowali, apelowali o zrobienie normalnego przejścia przez jezdnię na ul. Matyi (skróciłoby drogę z przystanku na dworzec o połowę), robili różne happeningi.

Prezydent Ryszard Grobelny był nieugięty. Przekonywał, że przejście przez jezdnię będzie niebezpieczne, a poza tym za bardzo spowolni ruch aut. Dlatego pasy nie powstały. Zrobił je dopiero - choć też nie od razu, bo dopiero jesienią 2015 r. - prezydent Jacek Jaśkowiak.

--

Tak mogą wyglądać konsultacje w sprawie PEKI. Który scenariusz wybiorą urzędnicy? [23 lipca 2013]

Z pozoru był to tylko jeden z wielu ironicznych, nieco uszczypliwych tekstów pod adresem ówczesnych władz miasta, których znalazło się tu całkiem sporo.

Jednak wybrałem akurat ten nieprzypadkowo. Jako jedyny w całej historii bloga Poznań Spoza Kamery doczekał się bowiem polemiki na oficjalnej stronie miasta.

To było lato 2013 r., gdy pomiędzy urzędem miasta a "Wyborczą" trwała już istna zimna wojna, związana m.in. z naszymi licznymi tekstami w sprawie przejścia na dworzec, czy wokół akcji "Róbmy miasto dla ludzi".

Tymczasem na horyzoncie pojawił się kolejny nieprzyjemny temat. Miasto planowało wprowadzić system PEKA w formie skrajnie niewygodnej dla pasażerów, a gdy chcieliśmy zrobić w tej sprawie dyskusję, urzędnicy odmówili udziału i zapowiedzieli własne konsultacje.

Dlatego prześmiewczo - i na podstawie poprzednich miejskich wpadek - opisałem, jak takie konsultacje mogą wyglądać.

Konsultacje „Na Bukowską”. Czyli najpierw ruszamy z tym koksem, a dopiero później – tylko dla formalności – ogłaszamy konsultacje. ZTM stwierdza zatem jesienią, że wrzesień to wciąż za wcześnie na dyskusję. I przesuwa konsultacje na grudzień. W końcu PEKA będzie wtedy na czasie. (...)

Konsultacje „Na plan transportowy”. Tu również konsultacje odbywają się – zgodnie z obietnicami – we wrześniu. Tyle że nikt o nich nie wie. Informacja o spotkaniach zawisła bowiem dwa dni przed pierwszym z nich. W gablocie na III piętrze, w bocznym korytarzu urzędu przy pl. Kolegiackim. Wiadomość podobno była też na stronie internetowej. Nieszczęśliwym trafem umknęło to uwadze mieszkańców. (...)

Konsultacje „Na Grunwaldzką”. Ludzie z ZTM przypominają sobie nagle, że nie są Zarządem Dróg Miejskich. Zatem właściwie nie muszą robić konsultacji społecznych, podobnie jak spółka Infrastruktura Euro Poznań 2012. I tak nikt ich za rękę nie złapie. System PEKA wchodzi w zaproponowanym przez nich kształcie – bez żadnej dyskusji.


System PEKA ostatecznie wszedł dopiero latem 2014 r. Sparaliżował na dzień dobry całą poznańską komunikację miejską, ale dzięki staraniom radnych udało się go odrzeć z absurdalnych pomysłów, jak obowiązek "pikania" kartą nawet przez pasażerów z sieciówkami czy brak ulg dla nieposiadających PEKI.

--

W PKP są jednak oderwani od rzeczywistości. Nowy Poznań Główny jest tuż przy tramwaju, a u konduktora nie dopłaca się do biletu [28 października 2013]

Z tego co pamiętam, ten tekst poniósł się wtedy nieźle po internecie, bo pokazał ignorancję ówczesnych przedstawicieli PKP.

(Teraz z ciekawości sprawdziłem - do dziś ten wpis zanotował w sumie aż 21 tys. odsłon!)

Jest październik 2013 r., centrum handlowe Poznań City Center, duża konferencja prasowa tuż przed jego otwarciem. Dyrektor PKP ds. nieruchomości Jarosław Bator mówi, że nowy dworzec jest "bardzo dobrze dostępny" i że "łatwo będzie się przesiąść z innych środków transportu".

Tyle że tak naprawdę od miesięcy trwa wspomniana już awantura wokół przejścia przez ul. Matyi. Prezydent Ryszard Grobelny zaledwie dwa tygodnie wcześniej udzielił mi wywiadu, w którym mówił wprost, że na pociąg najlepiej podjechać na Dworzec Zachodni.

Dodajmy, że Dworzec Zachodni jest od tego nowego, ponoć "bardzo dobrze dostępnego" dworca, oddalony o ładnych kilkaset metrów.

Dlatego zaraz po konferencji podszedłem do dyrektora Batora i wywiązała się dyskusja, do której włączyła się też Katarzyna Mazurkiewicz, ówczesna rzeczniczka PKP.

Pan dyrektor nie potrafił powiedzieć, ile metrów jest z poszczególnych przystanków. To nie dziwi – przyjechał z Warszawy. Mimo to, najwyraźniej nie znając sytuacji, upierał się, że przesiadka na tramwaj z nowego dworca jest niemal drzwi w drzwi. (...)

Jak się komuś nie podoba, to niech kupuje bilet poza dworcem. - Na przykład w biletomatach – zasugerowała rzeczniczka. Opowiedziałem jej krótko o mojej ostatniej przygodzie z biletomatem. Po kolei wypluwał banknoty 50 zł („Nierozpoznany banknot” – „Transakcja anulowana”), 100 zł (to samo), nie chciał też odczytać karty.

I tu prawdziwy hit. – W ostateczności może pan przecież kupić bilet w pociągu – stwierdziła. No tak, zauważyłem, ale to dodatkowo kosztuje 8-10 zł, w zależności od przewoźnika. O ile na danej stacji jest czynna kasa. A w Poznaniu zawsze jest czynna. Pani rzecznik zdziwiła się: - Dodatkowa opłata u konduktora? Nic o tym nie wiem! (...)

Matko Boska! Czy ludzie z PKP S.A. w ogóle jeżdżą pociągami? Mam wrażenie, jakby urwali się z choinki. Nic dziwnego, że nie trafiają do nich argumenty o niewygodnej i zbyt długiej drodze z dworca na tramwaj. Skoro nawet nie wiedzą, jak wygląda kupowanie biletu, to już przesiadki z pociągu na tramwaj (czy na odwrót) muszą być dla nich całkowitą abstrakcją.


Kolejarze długo upierali się, że nowy dworzec jest super i o co w ogóle chodzi, jednak w końcu zaczęli mięknąć. Już wiosną 2014 r. zamówili niezależny audyt i zapowiedzieli poprawki.

Jeszcze później zaczęli nagle mówić o przywróceniu funkcji dworca w starym gmachu. Podpisali nawet list intencyjny - już z nowym prezydentem Jackiem Jaśkowiakiem - i zaprezentowali pierwsze koncepcje.

Jednak nie zdążyli ich zrealizować, bo krótko potem zmienił się rząd, zmieniły się też władze PKP. Te nowe wyrzuciły projekty poprzedników do kosza. Stary dworzec Poznań Główny do dziś stał, jak stoi, wciąż nie doczekawszy się przebudowy.

--

Prezydent Poznania przed decyzją tragiczną. Oddać kasę czy robić III ramę? Oto jest pytanie [20 grudnia 2014]

Pod koniec 2014 r. szok i niedowierzanie. Prezydent Ryszard Grobelny, który wydawał się pewniakiem do zwycięstwa w wyborach, przegrywa z Jackiem Jaśkowiakiem z PO.

Nowy prezydent w pierwszych tygodniach nie bardzo ogarniał sytuację. Sprawy nie ułatwiały mu różne trupy wypadające z szaf poprzedników. Jednym z pierwszych były groźne pisma dotyczące słynnych wiaduktów na ul. Grunwaldzkiej, zbudowanych za unijne pieniądze, pod którymi miała przebiegać tzw. III rama komunikacyjna.

Sytuacja jest komiczna. Oto Komisja Europejska, z założenia przeciwna rozbudowie jakichkolwiek dróg dla samochodów wewnątrz aglomeracji, namawia Poznań do zbudowania sobie takiej śródmiejskiej obwodnicy! Bo tylko wtedy – jak słusznie zauważają unijni urzędnicy – da się uzasadnić istnienie wiaduktów na Grunwaldzkiej. (...)

Przy okazji Bruksela stawia prezydenta Jaśkowiaka w wyjątkowo niezręcznej sytuacji. Prezydent Poznania, z przekonania opowiadający się za ograniczaniem ruchu aut w mieście na rzecz transportu publicznego i rowerów, zdecydowanie protestował przeciw planom budowy III ramy, która miałaby kosztować ok. 9 mld zł. (...)

Cokolwiek zrobi – wyjdzie źle. Toż to lepsze niż Antygona, Konrad z „Dziadów” Mickiewicza i Cyd Corneille’a razem wzięci.


Sprawę wiaduktów, III ramy i unijnej dotacji udało się załagodzić. Ale szybko okazało się, że cała ta sytuacja - i również ów tekst - zwiastowała znacznie szerszy problem prezydentury Jacka Jaśkowiaka.

Tak z dnia na dzień po prostu nie da się całkowicie zmienić polityki miasta i zupełnie odciąć od działań poprzednika. Prezydent Jaśkowiak musiał m.in. porozumieć się z radnymi Grobelnego, by przepchnąć przez radę miasta budżet na 2015 r.

Spadły też na jego barki różne inwestycje po Grobelnym, w tym słynna Kaponiera, czy przebudowa ul. Dąbrowskiego. To chyba najbardziej znamienny przypadek: cały przetarg z warunkami i projektami dla ul. Dąbrowskiego szykowano jeszcze za poprzedniego prezydenta, ale rozpisano go już za rządów Jaśkowiaka, i to jego ludzie musieli sobie poradzić z problemami na budowie.

--

Prędzej Achilles dogoni żółwia, niż Poznań doczeka się otwarcia ronda Kaponiera... [5 maja 2015]

Zaraz, zaraz, mówiliśmy coś o Kaponierze?

Pierwszy rok rządów prezydenta Jacka Jaśkowiaka to właśnie apogeum problemów z tą inwestycją. Już na dzień dobry Jaśkowiak dowiedział się, że Kaponiera będzie droższa o 24 mln zł, za to zaskakująco długo dawał wiarę zapewnieniom o otwarciu ronda w listopadzie 2015 r.

Szybko jednak okazało się, że żadnego otwarcia wtedy nie będzie, i że w ogóle jest problem z wyznaczeniem realnego terminu. To wszystko zaczynało przypominać słynny paradoks Zenona z Elei o żółwiu i goniącym go Achillesie.

Gdyby Zenon był nie z Elei, lecz z Poznania, i żył jakieś 2,5 tys. lat później, opowiadałby tę historię w nieco innej wersji. To nie byłby paradoks Achillesa goniącego żółwia. To byłby paradoks poznaniaków czekających z utęsknieniem na otwarcie Kaponiery.

- Rondo Kaponiera było bardzo stare – powiadałby Zenon z Poznania – więc poznaniacy dali aż dwa lata, żeby je wyremontować. Kiedy jednak te dwa lata minęły, okazało się, że termin także zdążył się przesunąć w czasie. Kiedy i ten czas minął – nowy termin znowu był nieaktualny!

I tak w nieskończoność. Kiedy poznaniakom wydaje się, że Kaponiera zaraz będzie gotowa, termin znowu oddala się o kilka miesięcy czy tygodni. Wniosek? Poznaniacy nigdy nie doczekają się nowej Kaponiery!


Ten tekst to tak naprawdę wszystkie te przeboje z Kaponierą w pigułce. Przebudowa ronda ostatecznie trwała do września 2016 r. Przypomnijmy, że w chwili podpisywania umowy z wykonawcą terminem był... listopad 2013 r.

--

Prezydent Jacek Jaśkowiak nie zrobi I ramy. To jawne lekceważenie obietnic z wyborów [4 marca 2016]

Rada osiedla Stare Miasto na początku 2016 r. zaapelowała o dokończenie tzw. I ramy komunikacyjnej - co Jacek Jaśkowiak obiecywał przed wyborami - i nieopatrznie otworzyła puszkę Pandory.

Wiceprezydent Maciej Wudarski w odpowiedzi oświadczył bowiem przed kamerami, że miasto chce inwestować w transport publiczny, a na budowę nowych dróg przynajmniej do 2022 r. nie będzie żadnych pieniędzy.

Szybko można było policzyć, że w 2022 r. to skończy się druga kadencja prezydenta Jaśkowiaka (to było jeszcze przed zmianami wydłużającymi kadencję do pięciu lat), a przecież zapowiedział, że na trzecią startować już nie będzie.

Czyli innymi słowy Jaśkowiak z Wudarskim po zaledwie półtora roku rządów szczerze dali do zrozumienia, że NIGDY NIE ZREALIZUJĄ jednej ze swoich ważniejszych obietnic wyborczych.

Prezydent Jacek Jaśkowiak właśnie odziera swój program wyborczy z jakiejkolwiek wiarygodności. Za chwilę możemy usłyszeć, że nie zrealizuje także innych obietnic.

Budowa 4 tys. mieszkań? Może jakieś tam już się budują – ale na resztę nie ma kasy. Tramwaj na Naramowice? Nie ma kasy. 30 mln zł na budżet obywatelski? Nie mamy kasy. A może wyrzucenie klubów go-go ze Starego Rynku? Nie da się? No, sorry.

Idąc tym tropem - Jacek Jaśkowiak mógł do programu wyborczego wpisać tak naprawdę wszystko. Mógł równie dobrze obiecać metro w Poznaniu, 500 zł na dziecko, referendum w sprawie JOW-ów czy nawet igrzyska zimowe z supergigantem na Malta Ski.


Ten wpis niestety okazał się proroczy. Z kolejnymi miesiącami lista obietnic Jaśkowiaka, które da się zrealizować w pierwszej kadencji, topniała niczym rzeźby lodowe na Poznań Ice Festival w 10-stopniowej pogodzie.

Do kolejnych wyborów mieszkań powstało tylko około tysiąca, kwota na budżet obywatelski wzrosła jedynie do 20 mln zł, kluby go-go przy rynku zmieniły jedynie szyld, a nie lokalizację, i jeszcze wygrały z miastem w sądzie.

A budowa trasy tramwajowej na Naramowice na dobrą sprawę nie ruszyła do dziś.

--

Poznań pięć lat po Euro 2012. Dziesięć "naj..." o tym, co nam zostało (lub nie zostało) po turnieju [11 czerwca 2017]

Zawsze z sentymentem wracam do wydarzeń z Euro 2012. Jak już wspomniałem, przez cały rok od czerwca 2011 r. blog był poświęcony przygotowaniom Poznania do turnieju, z tym większą chęcią po pięciu latach pokusiłem się o szersze podsumowanie.

Najlepsza inwestycja na Euro...
Tramwaje i autobusy. Można było w sumie przewidzieć, że z całego szeregu inwestycji „na Euro”, które od 2007 r. wyrastały jak grzyby po deszczu (choć niektóre tylko na papierze...), po latach za najlepsze uznamy te, z których nawet po mistrzostwach będziemy korzystać na co dzień.

Najbardziej kontrowersyjna inwestycja na Euro...
Stadion miejski. Jeszcze za 40-50 lat emerytowani politycy, społecznicy i dziennikarze będą żywo dyskutować, czy warto było tego kolosa przy ul. Bułgarskiej budować, czy nie.

Największy paradoks Euro 2012...
Porażka Ryszarda Grobelnego. Kiedy zapraszał Irlandczyków do Poznania, wydawało się, że Euro 2012 to będzie jego sukces, swoiste ukoronowanie wieloletniej prezydentury. Tak samo, a może nawet jeszcze bardziej, wydawało się tuż po mistrzostwach.


--

Jeśli PiS miał jakiekolwiek szanse na fotel prezydenta Poznania - to właśnie spektakularnie je pogrzebał [29 lipca 2017]

Protestów po różnych kontrowersyjnych zagrywkach ekipy Prawa i Sprawiedliwości od jesieni 2015 r. było całe mnóstwo.

Jednak właśnie latem 2017 r., gdy politycy partii rządzącej pierwszy raz próbowali uzależnić od siebie sądy, głos sprzeciwu był największy. Poznańskie demonstracje dzień w dzień liczyły nawet po 15 tys. ludzi.

Tymczasem na horyzoncie powoli widniały już przecież wybory samorządowe 2018.

Jeśli PiS liczył, że uda się ugrać w Poznaniu 25-30 proc. na samym elektoracie partii, a potem zagrać na niechęci do Jacka Jaśkowiaka (ten ma przecież całkiem spory elektorat negatywny) i dołożyć tyle poparcia, by przynajmniej postraszyć prezydenta w II turze...

To ten plan właśnie poszedł w diabły. Spora część poznaniaków może nie lubić Jacka Jaśkowiaka, może wypominać mu utrudnianie życia kierowcom czy „rowerowe obsesje”, ale przypuszczam, że wielu z nich i tak – zgrzytając zębami – na niego zagłosuje, jeśli alternatywą będzie kandydat PiS.

Kandydat PiS, w którego łagodną twarz po ostatnich wydarzeniach nikt już w Poznaniu nie uwierzy. Nawet jeśli będzie to twarz Tadeusza Zyska.


I rzeczywiście twarzą PiS w wyborach 2018 był Tadeusz Zysk. Jego kampania wyglądała jednak tak, że zapewne nie miałby z Jaśkowiakiem szans nawet bez partyjnego szyldu, który zresztą w wielu momentach dość wyraźnie mu ciążył.

Mimo wszystko mało kto przewidywał, że Zysk pokpi sprawę już w pierwszej turze. Prezydent Jaśkowiak zgarnął 56 proc. głosów, co było skutkiem pospolitego ruszenia w dużych miastach w całym kraju, wywołanego właśnie przez działania rządu PiS.

--

Odłóżmy to ad Kalendas Rataias, czyli jak Poznań zabierał się za przebudowę ronda Rataje [31 sierpnia 2017]

Także latem 2017 r. na cały tydzień zakorkowały się okolice ronda Rataje. Przyczyną był jego remont, co ciekawe sfinansowany wcale nie przez miasto, tylko przez... centrum handlowe Posnania.

Tak, dobrze czytacie, centrum handlowe dało 2 mln zł na roboty drogowe. Jego właściciele stracili bowiem cierpliwość. Sprawa poważniejszej przebudowy ronda Rataje ciągnie się bowiem od lat. I cały czas do niej nie doszło. Tym wpisem przypomniałem wszystkie kolejne zwroty akcji.

A miało być tak pięknie. Dziś, w 2017 r., rondo Rataje miało być już dawno przebudowane, ruch samochodów oddzielony od pieszego i tramwajowego, co za tym idzie mniejsze korki…

Ale zaraz, zaraz, po kolei.

Jak to się stało, że władze Poznania, mając już w kieszeni wstępną koncepcję ronda Rataje, konkretny kosztorys, a nawet prywatnego inwestora gotowego sfinansować 37 proc. całej inwestycji, ostatecznie do dziś tej przebudowy nie przeprowadziły?

Aby to ogarnąć, musimy się sporo cofnąć w czasie i przybliżyć kolejne akty tego tragicznego spektaklu, który teatr Krystyny Jandy z powodzeniem mógłby wystawić podczas Lata na Wolnym.


--

Poznański efekt motyla, czyli 7 niepozornych zdarzeń, bez których wszystko w Poznaniu potoczyłoby się inaczej [10 października 2018]

Ten tekst przeszedł bez większego echa. Zapewne dlatego, że zamieściłem go w samym środku kampanii wyborczej, gdy wszyscy żyliśmy raczej bieżącymi sondażami, debatami itp.

Mimo wszystko uważam go za jeden z ważniejszych wpisów. Pokazuje bowiem dobitnie, jak wiele w tej całej politycznej rzeczywistości zależy tak naprawdę od przypadku, od pojedynczego niepozornego zdarzenia, które na całe lata może zmienić historię miasta.

Prezydentem prawdopodobnie nigdy nie zostałby Ryszard Grobelny, gdyby żona dziennikarka nie wysłała go na posiedzenie komitetu obywatelskiego, by zrobił dla niej notatki.

Prezydentem prawdopodobnie nigdy nie zostałby Jacek Jaśkowiak, gdyby w lipca 2009 r. nie wysłał do "Wyborczej" listu o jeżdżeniu rowerem do pracy, i gdyby parę lat później nie...

Któregoś czerwcowego poranka „Głos Wielkopolski” podaje informację, że Jacek Jaśkowiak – dawny kandydat My-Poznaniaków na prezydenta Poznania – wstępuje do PO.

Chwytam za telefon, odszukuję od dawna nieużywany kontakt „Jacek Jaśkowiak” i dzwonię.

- Dojrzewałem do tego od 23 lat. Chcę wyrazić swoje poparcie dla tego, co się w tym czasie wydarzyło. Jestem dumny z życia w wolnej Polsce i nie podzielam opinii, że jest źle. Nie ukrywam też, że pozytywnie oceniam rządy z ostatnich paru lat – podkreśla Jaśkowiak.

Oczywiście pytam z ciekawości, czy Jaśkowiak chciałby znowu kandydować na prezydenta Poznania, tym razem w barwach Platformy. Z tym że pytanie jest czysto hipotetyczne, bo wtedy taki scenariusz wydaje się równie prawdopodobny, jak lądowanie człowieka na Marsie.


Co działo się z Jackiem Jaśkowiakiem już po wstąpieniu do PO i gdzie jest dzisiaj - wszyscy wiemy doskonale.

Takich niepozornych zdarzeń udało mi się wyszukać w sumie siedem. Możliwe, że w ostatnich miesiącach czy nawet paru latach były kolejne, tyle że jeszcze nie wiemy, jaką odegrają rolę w najbliższej przyszłości.

--

Prezydent Jacek Jaśkowiak już nie do odpowiedzi, tylko do egzaminu, sprawdzamy ile z 30 obietnic spełnił [16 października 2018]

Jak już wspomniałem - blog Poznań Spoza Kamery ma być swoistym watchdogiem dla rządzących miastem. Dlatego co roku zamieszczałem tu listę obietnic składanych przez Jacka Jaśkowiaka przed wyborami 2014 i sprawdzałem, jak idzie mu ich realizacja.

To samo zrobiłem oczywiście pod koniec jego pierwszej kadencji - w październiku 2018 r. tuż przed wyborami.

Jeśli to wszystko podliczyć, wychodzi, że Jacek Jaśkowiak z 30 obietnic spełnił 10. Nie zdołał zrealizować – z różnych powodów – 19 kolejnych. Jedną zapowiedź (oczywiście tę ostatnią o dwóch kadencjach) - jeżeli JJ znów wygra - będziemy mogli ocenić za pięć lat.

Z kolei kilka dni wcześniej porównałem też jego obietnice transportowe z 2014 r. i te z 2018 r., wykazując, że wielu z nich Jaśkowiak nie spełnił i... przekleił je do nowego programu wyborczego.

Jeden i drugi tekst był chętnie share'owany w internecie, oczywiście głównie przez konkurentów prezydenta Jaśkowiaka, a Jarosław Pucek nawet powoływał się na nie podczas debaty w WTK.

Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(



Rozliczenie wyborczych obietnic na Poznań Spoza Kamery musiał też widzieć sam Jaśkowiak. Kiedy dzień po wyborach pogratulowałem mu wygranej, sam nawiązał do tej listy i przekonywał, że jego zdaniem jednak spełnił tych obietnic więcej.

Zaproponował nawet, żebyśmy się spotkali i o tym szczegółowo porozmawiali. Dlatego w grudniu - gdy emocje po wyborach już opadły - zadzwoniłem do urzędu i poprosiłem, by umówić mi takie spotkanie z Jaśkowiakiem np. w styczniu.

Jednak ani w styczniu, ani w lutym urząd nie potrafił wskazać żadnego terminu. Uznałem, że byłoby dość niezręcznie przypominać się kolejny raz w sprawie spotkania, na które de facto zapraszał sam prezydent. Dlatego temat chyba umarł śmiercią naturalną.

Zrobiłem za to po wyborach nową listę - tym razem już 50 obietnic z ostatniej kampanii - z której oczywiście postaram się Jaśkowiaka rozliczać w kolejnych latach.

--

Prezydent Jacek Jaśkowiak ZNOKAUTOWAŁ rywali. Tak się kończy zaklinanie rzeczywistości [22 października 2018]

Podsumowanie wyników wyborów, pisane de facto w nocy z niedzieli na poniedziałek, zaraz po powrocie z pracy (a konkretnie z wejść live do wieczoru wyborczego WTK prosto ze sztabu PiS).

Tyle tygodni kampanii, debat, sondaży, dywagacji, kto ile uzyska... I nagle w jednej chwili - bach! Znamy wyniki exit polls, koniec ciszy wyborczej, wszystko staje się jasne.

Prezydent Jaśkowiak - choć nie spełnił wielu swoich obietnic i momentami irytował czy wręcz wkurzał własnych wyborców - w decydującym starciu po prostu pozamiatał. Porównanie do bokserskiego nokautu, czyli do jego ulubionej dyscypliny, było tu całkiem na miejscu.

Jedno rywalom Jacka Jaśkowiaka z pewnością się w tej kampanii udało. Zdołali całkiem skutecznie wykreować wrażenie, że Jacek Jaśkowiak nie ma poparcia większości poznaniaków, a Poznań pod jego rządami jest uciemiężony „lewicową ideologią” i „światopoglądową rewolucją”. (...)

Teraz – po czterech latach – te wszystkie sponiewierane przez Jaśkowiaka grupy mogły mieć 21 października swój wielki dzień. Mogły tego niedobrego Jaśkowiaka odsunąć od władzy. Zagłosować na jego rywali, których miał aż sześcioro.

I co? I nic. To wszystko była jakaś ułuda, fatamorgana, zaklinanie rzeczywistości. To znaczy wyszło na jaw, że tych faktycznie zirytowanych na Jacka Jaśkowiaka jest… hmm… może nie garstka, ale wyraźna mniejszość. Teraz dodatkowo wytrącony jej został z rąk kluczowy argument.

Jeśli jutro czy pojutrze znów usłyszymy, że Jaśkowiak przeprowadza „lewackie eksperymenty” czy „narzuca ideologię”, to trzeba będzie wprost powiedzieć: tego właśnie chciała większość mieszkańców. Nie dwa czy trzy lata temu, tylko teraz, w wyborach, w tę niedzielę.


Polityczny krajobraz po wyborach 2018 jest z pewnością mniej porywający niż w poprzedniej kadencji. Prezydent Jaśkowiak dostał mocny głos poparcia od mieszkańców, wie o tym, a w radzie miasta ma tym razem wyraźną większość 21 z 34 radnych i nie musi się z nikim układać.

--

To oczywiście nie znaczy, że jest nudno. Politycznych i miejskich tematów do opisania na Poznań Spoza Kamery nie brakuje, niestety często brakuje za to czasu, by przygotować porządny wpis czy regularnie komentować tu trwającą kampanię do Parlamentu Europejskiego.

Symboliczne jest to, że w sumie ten urodzinowy wpis miał być przedwczoraj - 15 maja, bo wtedy dokładnie mijało 10 lat od pierwszego tekstu - ale znów się nie wyrobiłem! ;)

Aha! Jeszcze jedno. Mogliście nie zwrócić uwagi - ale na Poznań Spoza Kamery nie ma i nigdy nie było żadnych reklam. To mój własny, niezależny od kogokolwiek i czegokolwiek blog, więc od początku przyjąłem założenie, że nie zarabiam na nim choćby złotówki.

I to, mam nadzieję, nigdy się nie zmieni. Nawet za 10 czy 15 lat, jeśli oczywiście blog dalej będzie wtedy istniał, obchodząc kolejne okrągłe urodziny.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: