Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Tajne struktury PiS w Poznaniu - epilog. Partia zamiotła sprawę pod dywan, teraz musi (symbolicznie) zapłacić

#Poznań #PiS #Prawo i Sprawiedliwość #Tadeusz Zysk #Krzysztof Sobolewski #sąd administracyjny #informacja publiczna

SEWERYN LIPOŃSKI
23 kwietnia 2023

Gdy jesienią zeszłego roku Tadeusz Zysk - wówczas szef poznańskiego PiS - przestał odbierać telefon i przepadł jak kamień w wodę, próbowałem ustalić, co się stało. Jednak partia rządząca uparcie nie chciała tego wyjaśnić. Przepychanka skończyła się w sądzie, który teraz wydał korzystny dla mnie wyrok.

Napisał do mnie w tym tygodniu poseł Krzysztof Sobolewski - sekretarz generalny PiS.

Gdy poprzednio wysyłał mi maila (jakieś pół roku temu), to produkował się obszernie, dlaczego nie udzieli mi informacji, o której prosiłem we wniosku o udostępnienie informacji publicznej. Twierdził, że pytam o "procedury wewnętrzne partii".



Tym razem - w minioną środę - Sobolewski był już znacznie mniej wylewny. Poprosił krótko o numer konta, na które partia rządząca może mi przelać 100 zł, bo właśnie tyle wisi mi po przegraniu sprawy przed sądem administracyjnym.

Zaznaczmy od razu: mimo przegranej PiS-owi włos z głowy nie spadnie. Ta stówka - zwrot kosztów sądowych - to w zasadzie jedyna "kara". Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że partii rządzącej się to opłaciło, bo koniec końców postawiła na swoim i nie udzieliła mi informacji.



Mimo wszystko mam pewną drobną satysfakcję, że to ja miałem rację - co właśnie przyznał sąd - a poseł Sobolewski i spółka w dość żenujący sposób unikali wyjaśnienia czegoś, co powinni byli wyjaśnić.

Sąd stwierdza bezczynność PiS-u



Wyrok sądu i mail od Sobolewskiego to epilog sprawy, którą opisywałem tu jesienią zeszłego roku w tekście "Tajne struktury PiS w Poznaniu. Tak partia miga się od wyjaśnienia, co się stało z Tadeuszem Zyskiem".

Tak w największym możliwym skrócie:

1. We wrześniu ub.r. zapytałem PiS (w trybie dostępu do informacji publicznej - bo rzecznik PiS-u moje wcześniejsze pytania w tej sprawie zignorował), kto kieruje lokalnymi strukturami partii w Poznaniu i czy ich dotychczasowy szef Tadeusz Zysk został zawieszony w partii.

2. Partia w ogóle nie odpowiedziała na mój wniosek (choć powinna to zrobić w ciągu 14 dni) - i właśnie na to, czyli na tzw. bezczynność organu, złożyłem skargę do sądu.

3. Dopiero po wniesieniu tej skargi PiS odpowiedział z opóźnieniem, że nie udzieli mi informacji, bo według partii to są jej wewnętrzne sprawy, a nie żadna informacja publiczna.

Tak na marginesie - na samą odmowę też planowałem złożyć osobną skargę. Jednak nie zdążyłem tego zrobić, bo w międzyczasie PiS wybrał i ogłosił nowego pełnomocnika w Poznaniu - został nim poseł Bartłomiej Wróblewski.



Ale złożonej wcześniej skardze na bezczynność partii - czyli na brak odpowiedzi w terminie - nadano już bieg. Dzięki temu sąd administracyjny w Warszawie musiał się sprawą zająć i wydać rozstrzygnięcie.

A niejako przy okazji, jak się zaraz przekonacie, rozprawił się z kuriozalną argumentacją PiS-u, jakoby lokalne struktury partii były jej "procedurą wewnątrzpartyjną", którą nie musi się dzielić z opinią publiczną.

Co dokładnie orzekł sąd? Stwierdził, że faktycznie doszło do bezczynności organu. A więc - mówiąc bardziej po ludzku - że PiS, nie odpowiadając w terminie na mój wniosek, naruszył przepisy.

To było oczywiste od początku. Mój wniosek dotarł na ul. Nowogrodzką 28 września, termin mijał więc 12 października, tymczasem odpowiedź przyszła dopiero 27 października. Czyli ponad dwa tygodnie za późno (i - dziwnym zbiegiem okoliczności... - dopiero po wniesieniu skargi).

Tu nie było więc żadnych wątpliwości, sam PiS tych dat i poślizgu w żaden sposób nie kwestionował, a jedynie tłumaczył się "błędnym zadekretowaniem sprawy" przez sekretariat partii.

Sąd też w uzasadnieniu niemal w ogóle się nad tym nie rozwodził. Stwierdził tylko, że "nie dopatrzył się rażącego naruszenia prawa", uznając, że "stwierdzona bezczynność w ww. zakresie wynikała z błędnej kwalifikacji przedmiotu wniosku jako niemającego waloru informacji publicznej".

Dlatego - zdaniem sądu - "przedmiotowa bezczynność nie była więc podyktowana złą wolą Partii".

I tu dochodzimy do czegoś, co wprawdzie nie było bezpośrednim powodem skargi, ale według sądu przyczyniło się do braku odpowiedzi. A konkretnie:

Czy informacja o tym, kto pełni funkcję pełnomocnika okręgowego PiS w Poznaniu, jest informacją publiczną? I tym samym - czy PiS powinien był mi ją udostępnić na wniosek?

Jak już wiecie - sam PiS przekonywał, że wcale nie, bo to wewnętrzne sprawy partii. Sąd pochylił się nad tym i doszedł do zgoła odmiennych wniosków - a w uzasadnieniu do wyroku poświęcił temu naprawdę sporo miejsca.

Argumentacja PiS-u obalona



Całe uzasadnienie jest niestety napisane dość zawiłym językiem i wielokrotnie złożonymi zdaniami. Dlatego jeśli ktoś ma czas i chce to dokładniej poczytać i poanalizować - wrzucam linki do skanów:

TREŚĆ WYROKU
UZASADNIENIE STR. 1
UZASADNIENIE STR. 2
UZASADNIENIE STR. 3
UZASADNIENIE STR. 4
UZASADNIENIE STR. 5
UZASADNIENIE STR. 6
UZASADNIENIE STR. 7
UZASADNIENIE STR. 8
UZASADNIENIE STR. 9

...a dla wszystkich pozostałych pozwoliłem sobie po ludzku streścić wnioski, do których doszedł sąd:

1. Partia polityczna jest niewątpliwie zobowiązana do udostępniania informacji publicznej.

2. Partia polityczna co prawda nie jest "podmiotem wykonującym zadania publiczne" (przynajmniej w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej)...

3. ...ale w sytuacji, gdy mówimy o partii rządzącej (ściślej - takiej, która ma w swoich rękach Sejm, Senat czy rząd; chyba z rozpędu wymieniono tu też urząd prezydenta, choć akurat on - przynajmniej formalnie - jest w Polsce zwyczajowo bezpartyjny) - wówczas należy przyjąć, że ona również "wykonuje zadania władzy publicznej i gospodaruje mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa".

4. A skoro tak, to powinna ona udostępniać informację publiczną o swojej działalności również "w zakresie, w jakim wykonuje on [organ władzy będący w jej rękach] zadania władzy publicznej" itd.

5. Nie jest za to informacją publiczną "informacja z zakresu sfery wewnętrznej aktywności partii politycznej".

6. Zgodnie z przepisami ustawy o partiach politycznych - struktury partii są jawne. Sąd przytoczył też wspomniany przeze mnie poprzednim razem art. 13 konstytucji, choć zaznaczył, że ten akurat przepis "należy rozumieć węziej, jako niezezwalający na 'sekretną' przynależność pewnych kategorii osób", np. zasiadających na stanowiskach wymagających bezpartyjności.

7. Zdaniem sądu nie można też przegiąć w drugą stronę i domagać się, aby informację publiczną stanowił np. imienny wykaz członków danej partii, bo naruszałoby to przepisy o ochronie danych osobowych oraz prawo do prywatności poszczególnych członków partii.

No dobra, zatem sąd - jak to się ładnie określa - zważył te wszystkie "za" i "przeciw", po czym wysnuł kluczowy wniosek:

Biorąc pod uwagę powyższe, stwierdzić należy, iż informacje o tym kto pełni funkcję pełnomocnika okręgowego partii politycznej Prawo i Sprawiedliwość stanowi informację o sprawach publicznych.

Wyrok WSA w Warszawie z 16 lutego 2023 r.



Czyli PiS powinien był mi tej informacji udzielić, a odmówił, w dodatku nie udzielając tej odmownej odpowiedzi w terminie. Bingo.

Zaznaczmy, że sąd przy okazji wyśmiał obalił argumentację partii, jakoby to, kto jest liderem jej lokalnych struktur, było jej "wewnętrzną sprawą" i rzekomo nie stanowiło informacji publicznej:

Kwestia ta nie powinna zresztą budzić obecnie większych wątpliwości, skoro na oficjalnej stronie tej partii politycznej (https://pis.org.pl) w zakładce "PARTIA", "Struktury organizacyjne" widnieje aktualny spis okręgów obejmujący 100 okręgów, co do których wskazano - określonych z imienia i nazwiska - pełnomocników okręgowych.

Sąd dodał jeszcze, że obecnie jako szef poznańskich struktur PiS wskazany jest poseł Wróblewski i że skoro ten wykaz wisi w internecie, to nie trzeba nakazywać partii, by mi osobno udostępniła tę informację.

Tu jeszcze jedna ważna rzecz. Sąd odniósł się również do drugiej kwestii, o którą pytałem PiS, czyli czy Tadeusz Zysk został we wrześniu zeszłego roku zawieszony w prawach członka partii.

Oczywiście pytanie nie było wzięte z sufitu - o domniemanym zawieszeniu Zyska mówili mi wtedy informatorzy z samego PiS. Taką decyzję miał podobno podjąć osobiście sam prezes Jarosław Kaczyński.

Jednak w tym przypadku sąd uznał, że zawieszenie bądź brak zawieszenia dla Zyska nie jest informacją publiczną, bo...

Ani ze skargi, ani też z powszechnie dostępnych informacji nie wynika, aby obecnie (w chwili orzekania przez Sąd) Tadeusz Zysk pełnił jakąkolwiek funkcję publiczną. W tej sytuacji informacja o członkostwie ww. osoby w konkretnej partii politycznej nie stanowi informacji o sprawach publicznych i podlega ochronie w myśl art. 51 Konstytucji RP.

Czyli - uśmiechną się sympatycy PiS - tu Lipoński nie miał racji!

No chwileczkę.

Kluczowe jest tu stwierdzenie: "w chwili orzekania przez sąd". Zatem sąd odniósł się do tego, co "tu i teraz", a nie do sytuacji, którą mieliśmy we wrześniu zeszłego roku (gdy składałem wniosek) czy nawet jeszcze w październiku (gdy składałem skargę).

A wówczas, przynajmniej formalnie, to właśnie Tadeusz Zysk wciąż jeszcze figurował w spisie pełnomocników PiS, czyli jakąś funkcję publiczną jednak pełnił - na dowód screen z 18 października:



Tego już sąd oczywiście nie mógł sprawdzić, skoro rozpatrywał skargę dopiero po paru miesiącach. Jestem ciekaw, co sąd orzekłby, gdyby badał tę sprawę jesienią. Albo - dla odmiany - gdybym teraz zapytał partię o ewentualne zawieszenie Bartłomieja Wróblewskiego (który dodatkowo jest posłem; tak na marginesie - już zdarzyło mu się być zawieszonym w partii, wraz z kilkunastoma innymi parlamentarzystami, i wówczas nikt w PiS nie robił z tego tajemnicy...)

Ciekawe, czy przypadkiem w takiej sytuacji sąd nie nakazałby jednak partii ujawnić, czy zawiesiła lidera swoich lokalnych struktur.

Tego już się jednak nie dowiemy.

Kompromitacja partii rządzącej



Komentarz do tego, co orzekł sąd (a partia to przyjęła i dała za wygraną - nie idzie z tą sprawą do NSA, tylko pyta, na jakie konto ma zrobić przelew), jest w zasadzie zbędny. Musiałbym powtórzyć to, co już pisałem w listopadzie.

Musiałbym więc napisać, że partia rządząca ośmieszyła się w tej historii, i to na kilka sposobów:

- najpierw samym stylem, w jakim władze PiS przypuszczalnie utrąciły swojego lokalnego lidera

- potem najwyraźniej politykom z Nowogrodzkiej zabrakło jaj, żeby ktokolwiek z centrali wyjaśnił, co się właściwie stało (do dziś nikt tego nie zrobił! nikt też nie potwierdził ani nie zdementował pogłosek o zawieszeniu Zyska)

- zignorowali wniosek obywatela (już pal licho, że dziennikarza, bo w tej sprawie nie miało to znaczenia), który zaczął wypytywać o sprawę

- gdy w końcu odpowiedzieli, to przekonywali, że to wszystko "procedury wewnątrzpartyjne", więc mam się odczepić

- brnęli w to naciągane tłumaczenie również przed sądem, który na szczęście ich wyjaśnił w opisany wyżej sposób

Już nie wspomnę o przezabawnych tłumaczeniach, że na mój wniosek PiS nie odpowiedział w terminie, bo ponoć sekretariat partii... źle zadekretował sprawę. Tego akurat sąd nie miał jak zbadać i zweryfikować.

Musimy więc wierzyć na słowo, że przy ul. Nowogrodzkiej - skąd od blisko ośmiu lat de facto rządzą całą Polską - są tak nieogarnięci, że nie wiedzą, co zrobić z prostym pismem, które w nagłówku ma napisane "WNIOSEK O UDOSTĘPNIENIE INFORMACJI PUBLICZNEJ".



A co z samym Tadeuszem Zyskiem? Uspokójmy wszystkich zaniepokojonych jego losem - wygląda na to, że znany wydawca ma się całkiem w porządku, po kilku miesiącach milczenia wrócił nawet do mediów (na razie głównie do TVP) i na nowo zaczął się udzielać na Twitterze.

Mam naiwną cichą nadzieję, że ta historia będzie choćby drobną przestrogą dla innych partii i innych polityków, którzy w przyszłości chcieliby zamiatać pod dywan niewygodne wewnętrzne sprawy.

Może jednak lepiej je ujawnić, niż bujać się potem po sądach, brnąć w kuriozalne tłumaczenia, by na końcu przegrać i jeszcze ośmieszyć się w oczach opinii publicznej. Koszty wizerunkowe mogą tu być zdecydowanie wyższe niż 100 zł zwrotu kosztów sądowych.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: