Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Prezydent Jacek Jaśkowiak z oblężonej twierdzy poucza społeczników, dziennikarzy i całą resztę świata

#Poznań #Jacek Jaśkowiak #Mariusz Wiśniewski #Ryszard Grobelny #Głos Wielkopolski #wywiad #remonty

SEWERYN LIPOŃSKI
2 października 2022

Najnowszy wywiad Jacka Jaśkowiaka dla "Głosu Wielkopolskiego" jest przerażający. Prezydent Poznania dyskredytuje społeczników i poucza dziennikarzy. Zarzuca "pisanie bzdur", a sam powtarza bzdury, że przebudowa Kaponiery trwała dłużej niż II wojna światowa, rzucając też niezbyt taktownymi żarcikami o "froncie wschodnim" w PIM.

Dzisiejszy wpis miał być o czymś zupełnie innym. Zamierzałem - w końcu! - napisać parę słów o kompromitacji rządu Mateusza Morawieckiego, który nieudolnie próbował wykiwać Brukselę, co prawdopodobnie będzie nas wszystkich kosztowało 35 mld euro z funduszu odbudowy.

- Potrzymajcie mi piwo - stwierdził jednak Jacek Jaśkowiak. I spróbował skraść premierowi show. Zrobił to na tyle skutecznie, że wpis o Morawieckim, Ursuli von der Leyen i KPO będzie musiał jeszcze chwilę poczekać.

Jaśkowiak zapowiada koniec "wszystkich" remontów



Zaczęło się już w czwartek. To wtedy Jaśkowiak, na konferencji o Tour de Pologne (jeśli ktoś jeszcze nie słyszał - w przyszłym roku wyścig wystartuje właśnie z Poznania), wypalił:

- To jest wyjątkowa okazja, by pokazać piękno województwa, powiatu, podpoznańskich gmin, no i w szczególności samego Poznania. Tym bardziej, że akurat tak się składa, że do lipca 2023 r. te wszystkie remonty pokończymy.

Dla pewności przesłuchałem tę wypowiedź jeszcze po raz drugi i trzeci. Chciałem się upewnić, czy się przypadkiem nie przesłyszałem, ale Jaśkowiak naprawdę powiedział o wszystkich remontach.

Tymczasem coś tu się nie zgadza. Tak, do lipca faktycznie ma być gotowy Św. Marcin, ale przecież np. przebudowa ul. 27 Grudnia oraz Starego Rynku potrwa dłużej. Tak wynika z harmonogramów podawanych przez Poznańskie Inwestycje Miejskie.



Albo więc jest jakieś mega przyspieszenie, którym miasto dotąd się skromnie nie pochwaliło i o którym nie wiemy, albo prezydent Jaśkowiak nie zna przytoczonych terminów i harmonogramów prac.

Zdawało się, że Jaśkowiak już nic gorszego w tym tygodniu nie palnie, tymczasem to był dopiero przedsmak. Zaraz potem - w piątek - wjechał bowiem wywiad z prezydentem Poznania w "Głosie Wielkopolskim".

Jestem tą rozmową przerażony. Co prawda Jaśkowiakowi zdarzały się już w przeszłości różne kompromitujące wywiady, ale wtedy nie było to jeszcze podszyte taką pewnością siebie ocierającą się o butę, poczuciem własnej - przepraszam za wyrażenie - zajebistości, a do tego pogardą wobec tych, którzy ośmielili się nie podzielać tych zachwytów i wytykać błędy.

Bokser Jaśkowiak do Sejmu się nie wybiera



Zanim zacznę to wszystko omawiać - jedna rzecz. Mimo całej mojej rezerwy wobec "Głosu" przejętego przez Orlen (na czele którego, tak dla przypomnienia, stoi polityk PiS Daniel Obajtek) mam duży szacunek dla przeprowadzającego wywiad Leszka Waligóry - zastępcy red. naczelnego "Głosu".

To właśnie on napisał w czerwcu zeszłego roku odważny felieton - idąc pod prąd całej idiotycznej narracji nowych władz Polska Press oraz prawicowych dziennikarzy sympatyzujących z ekipą rządzącą. Świetnie wykpił te mity o poprzednich właścicielach rzekomo naciskających na redakcję, by ładnie pisać o Tusku, PO i Angeli Merkel.



Teraz to właśnie red. Waligóra przeprowadził wywiad z Jaśkowiakiem. Zadał mu sporo pytań w sprawach, które pojedynczo krążyły po różnych Poznaniatorach czy innych zakątkach miasta oraz internetu - ale prezydent dopiero teraz miał okazję się do nich wprost odnieść.

Zrobił to tak, jak zrobił, o czym się zaraz przekonacie. Jednak na początek dwie najważniejsze rzeczy z tego wywiadu - żeby nam później nie umknęło:

1. Jacek Jaśkowiak nie planuje wystartować w wyborach parlamentarnych: "Powiedziałem to zdecydowanie przewodniczącemu, bo taką rozmowę z nim przeprowadziłem. Donald Tusk sondował mnie w tym obszarze".

To ciekawe, bo jeszcze rok temu Jaśkowiak twierdził, że jeśli Tusk osobiście go poprosi - wówczas "rozważy" kandydowanie do Sejmu (w materiale od 3:20). Najwyraźniej rozważył i uznał, że jednak nie chce.

2. Prezydent coraz śmielej mówi za to o starcie na trzecią kadencję. Z tym że jeśli już, to - jak zaznacza - z "jakimś konkretnym planem tego, co jeszcze chciałby zrobić". Zapewnia też, że nie będzie "kurczowo trzymać się tej funkcji".

To tyle, jeśli chodzi o ważne polityczne deklaracje Jaśkowiaka, przejdźmy teraz do reszty wywiadu. Jego poszczególne fragmenty wymagają bowiem didaskaliów.

Już początek rozmowy jest mocny. Dziennikarz zagaja niewinnie: "Chodzi pan po Poznaniu?", w domyśle nawiązując do remontów, tymczasem Jaśkowiak odpowiada z grubej rury o... zaleceniach antyterrorystów.

Oczywiście przywołuje nazwisko zamordowanego prezydenta Gdańska - Pawła Adamowicza. I puentuje: "Atakują osoby niezrównoważone. Zawodowy morderca jeśli będzie chciał to zrobić, to… i tak to zrobi".

- Ale musi pan przyznać, że nawet osoby, które psychikę mają jak najbardziej zrównoważoną, mogły mieć do pana pretensje - mówi Waligóra, ewidentnie próbując skierować rozmowę na temat remontów i utrudnień.

Prezydent przyznaje, że osób zgłaszających pretensje "jest wiele", ale "zazwyczaj rozmawiają", choć "nie zawsze dają się przekonać". Zaraz potem Jaśkowiak dodaje:

- Trzeba jednak przyznać, że moje zainteresowania, w szczególności zamiłowanie do boksu, skutkują u moich adwersarzy pewną rezerwą. Barierą, którą trudno im czasem pokonać… Ale irytacja niektórych osób jest dla mnie zrozumiała.

Jezus Maria! Czy ja dobrze zrozumiałem, że Jaśkowiak myśli, że jego przeciwnicy boją się skrytykować go twarzą w twarz - z obawy, że on im wpier...i lewym sierpowym jak kiedyś Kazimiera Szczuka?...



Panie prezydencie, my wszyscy kojarzymy, że Pan trenuje boks. Ale jak Pan już chciał koniecznie o tym przypomnieć - chyba dałoby się to zrobić w nieco bardziej subtelny sposób.

Komplementy na Św. Marcinie i szybka akcja w szkołach



- Ludzie podchodzą do mnie z reguły z sympatią, mimo negatywnej narracji w mediach.

Cytat z pozoru mało istotny, ale tak naprawdę bardzo istotny, bo właśnie w tym miejscu zaczyna się pojechanka po dziennikarzach. Zaraz się przekonacie.

- Zupełnie inny jest obraz wyłaniający się z mediów społecznościowych czy nawet tradycyjnych, a zupełnie inny jest stan faktyczny. I to nawet jak idę rozkopanym Świętym Marcinem. Podchodzi dużo ludzi, mieszkańców tej okolicy i bardzo wielu z nich dziękuje za to, co robimy. Mówią: rób pan swoje, nie przejmuj się pan, bo zawsze ktoś będzie narzekał.

Najwyraźniej chodzimy po jakimś innym Św. Marcinie lub spotykamy tam innych mieszkańców.

Ale i tak 4 września pojawił się post o pana wjeździe na Śnieżkę, podczas gdy Poznań od 1 września przeżywał armagedon komunikacyjny, związany z zamknięciem Pestki i remontami… Pierwsze reakcje były takie: co robił prezydent?
- Post o Śnieżce pojawił się, ale na profilu prywatnym.


Ha, ha, ha! Zawsze rozwalają mnie tego typu argumenty: "to było na profilu prywatnym", "to nie było w ramach obowiązków służbowych", "mówiłem to w prywatnej rozmowie" itp.

Taka Ewa Wójciak też nazwała papieża Franciszka "ch..." na prywatnym profilu (w dodatku nie ogarnęła, jak zrobić, żeby nie zobaczył tego cały świat). Taki Bill Clinton też przecież nie bzykał się z Moniką Lewinsky na oficjalnym służbowym spotkaniu.

A niedawna fala komentarzy wokół Sanny Marin, premier Finlandii, też zrobiła się przecież po filmikach z imprezy, na której była poza pracą w wolnym czasie.

Słynne nagrania z restauracji Sowa i Przyjaciele dotyczyły prywatnych rozmów, tak samo dziś można by sarkastycznie stwierdzić, że przecież maile ministra Michała Dworczyka pochodzą z jego prywatnej skrzynki ;))) - a w dodatku zostały wykradzione.

Mimo to nie słyszałem, by Jaśkowiak protestował i stawał w obronie Dworczyka, gdy jego kolejne kompromitujące wiadomości zaczynały hulać po internecie.

Zresztą... o czym my w ogóle mówimy? Prezydent Jaśkowiak sam nieraz pisał na prywatnym profilu coś, co media potem podchwytywały, np. o księżach jako "bankierach" kasujących opłaty za przejazdy Maltanki. I jakoś mu to wtedy nie przeszkadzało.

Zdarzyła mu się również pamiętna wtopa, gdy w rocznicę powstania wielkopolskiego wrzucał foty z urlopu, co niektórzy wypominają mu do dziś. Jaśkowiak doskonale zna zatem siłę rażenia rzeczy wrzucanych na prywatny profil na FB.

Dobra, idźmy dalej, bo przed nami ciekawy fragment o remontach.

- Przede wszystkim jednak to nie był armagedon. Były pewne komplikacje, ale to się zawsze w ciągu kilku dni normalizuje. (...) Wiedzieliśmy, że w pierwszych dniach roku szkolnego mogą pojawić się problemy. Tak jest zawsze, gdy wprowadza się komunikację zastępczą czy tymczasową organizację ruchu. Potem sytuacja ulega poprawie, dokonuje się korekt. W tym przypadku były one minimalne.

Zdaje się, że zupełnie inne wrażenia mieli nawet partyjni koledzy i koleżanki Jaśkowiaka, taka np. Małgorzata Dudzic-Biskupska. Żądała zwołania specjalnego posiedzenia komisji transportu w sprawie "chaosu komunikacyjnego".

A o tym, co działo się w pierwszych dniach września na Winogradach i na Piątkowie, opowiedziała nam przed kamerą (od 1:00 na nagraniu):



To teraz coś o innej głośnej sprawie - o naborze do szkół średnich i zawodówek:

- Przygotowaliśmy łącznie 7,5 tys. miejsc, czyli o 2,5 tysiąca więcej niż jest absolwentów podstawówek w Poznaniu. A i tak się okazało, że to za mało. (...) Starosta tylu miejsc nie przygotował, co też rozumiem, patrząc na budżety gmin. Ale to też się ułożyło i to w miarę szybko.

Tu wystarczy kilka dat. Nabór wystartował 16 maja. Wyniki pierwszego etapu były 20 lipca. Drugiego, czyli uzupełniającego - 16 sierpnia. Wywieszenie ostatecznych list przyjętych do szkół - 26 sierpnia. Do żadnej nie załapało się kilkuset nastolatków.

Jeszcze w pierwszych dniach września kilkudziesięciu z nich nie wiedziało, do jakiej klasy, ba! - do jakiej szkoły będą chodzić. Wydział oświaty musiał ratować się specjalnymi dyżurami i pomagać im znaleźć wolne miejsca. To wszystko już po rozpoczęciu roku szkolnego (!).

No, faktycznie naprawdę szybko się to wszystko ułożyło, ale wróćmy do remontów.

Dlaczego tych remontów nie można było zrobić wcześniej?
- Dziennikarz, który tak mówi, nie uwzględnia podstawowych rzeczy. (...) Tekst redaktora Cylki [o tym, że inwestycje finansowe z UE można było zrobić wcześniej - przyp. red.] z Gazety Wyborczej był po prostu nierzetelny. On nie pokazuje tego, co zostało zrobione wcześniej. (...) Ubolewam nad tym, że tak łatwo pisze się takie bzdury.


Przywołany tekst Tomka Cylki zirytował chyba wielu przy pl. Kolegiackim - bo skarżył się na niego również wiceprezydent Mariusz Wiśniewski.

Mimo wszystko będę tu bronił kolegi z "Wyborczej". Zwłaszcza że władze miasta mówią o nim jak o jakimś 20-letnim młokosie, który nie ma pojęcia o mieście i unijnych dotacjach. Tymczasem akurat Tomek jest dziennikarzem z wieloletnim doświadczeniem - zajmuje się tymi sprawami o wiele dłużej niż Jaśkowiak z Wiśniewskim zajmują gabinety przy pl. Kolegiackim.

Primo: prezydent Ryszard Grobelny też zrobił sporo transportowych rzeczy za unijne pieniądze - wymieńmy tylko te większe z jednej perspektywy 2007-2013:

Nowe Zawady, wiadukt Górczyński, Antoninek, trasa na Franowo, przedłużenie Pestki, rondo Kaponiera z ul. Roosevelta, ul. Bukowska, ul. Bułgarska, ul. Grunwaldzka...

...a mimo to udało mu się uniknąć takiej kumulacji jak obecna (choć przed Euro 2012 było blisko - ale to mimo wszystko były okolice MTP i Grunwald, a nie ścisłe centrum miasta). Nawet mimo tej Kaponiery, która totalnie się sypnęła i Jaśkowiak musiał ją po Grobelnym kończyć.

Tak na marginesie:

- Kaponiera, której remont trwał tyle co II wojna światowa, a kosztowała 3 razy więcej niż miała - pozwoliła nam wyciągnąć określone wnioski. Dzisiaj PIM to front wschodni.

Tutaj to pan prezydent powtarza - trzymając się jego własnej terminologii - bzdurę. Zapamiętał ją sprzed wyborów w 2014 r., tyle że w tym wyliczeniu nie chodziło o sam remont, tylko o cały proces inwestycyjny - z projektowaniem włącznie.



Szybka lekcja matematyki: przebudowa ronda Kaponiera trwała od września 2011 r. (i to licząc z ul. Roosevelta!) do września 2016 r. Druga wojna światowa trwała od września 1939 r. do września 1945 r. Co trwało dłużej: przebudowa Kaponiery czy II wojna światowa?

No, chyba że Jaśkowiak zaliczałby się do tych, którzy początku II wojny światowej upatrują dopiero w wydarzeniach z 1941 r. Ale o taką ignorancję absolutnie go nie podejrzewam.

Pojechanka po wszystkich dookoła



Jak już przy tym jesteśmy... Żarcik o tym, że "Gołek [wiceprezes spółki PIM - dod. sewek] idzie na front wschodni", Jaśkowiak rzucił zaraz po wyborach w 2018 r.:



Tymczasem powtarzanie go w obecnych okolicznościach wydaje mi się wyjątkowym nietaktem.

Secundo: Jaśkowiak z Wiśniewskim chętnie podkreślają, że ostrzegali przed tą kumulacją, że inaczej się nie dało, że perspektywa unijna, niespodziewana rządowa kasa na remont Pestki itd.

Żaden z nich nie zdobył się dotąd publicznie na refleksję, że może tych inwestycji zaplanowali po prostu za dużo, może należało niektóre odpuścić?

Taki Grobelny - co by o nim nie sądzić - w pewnym momencie uznał: całej Kaponiery nie damy rady zrobić przed Euro 2012. Nie przy takiej kumulacji innych remontów. Dlatego podzielił ją na dwa etapy (inna sprawa, że zrobił to dziwnym trafem dopiero po wyborach, a po paru latach jeszcze głupio tłumaczył, że niby nigdy nie miała być cała na Euro).

Pamiętajcie, że do tego całego armageddonu w centrum miasta Jaśkowiak chciał dorzucić budowę trasy tramwajowej na ul. Ratajczaka, i ona trwałaby teraz w najlepsze - gdyby nie problemy ze znalezieniem pieniędzy.

Tertio... Przypominam sobie początki Jaśkowiaka w roli prezydenta. Pamiętam, jak przekonywał, że nie będzie potrzebował rzecznika prasowego. Sam na wszystko odpowie. Mało tego, zachęcał nas - dziennikarzy - żebyśmy zadawali mu ostre i niewygodne pytania, bo on tak lubi!

Co mamy dziś? Rządząca Poznaniem ekipa z pl. Kolegiackiego weszła w niebezpieczny etap, gdy uważa, że pozjadała wszystkie rozumy. Zaczyna deprecjonować i dyskredytować swoich krytyków.

Społeczników:

- To akurat kwestia profilu działalności tej organizacji [Koalicji ZaZieleń Poznań], która koncentruje się wokół zieleni i jej dostępności w przestrzeni miejskiej. Ale takich grup interesów jest znacznie więcej.

- To, że portal jest społecznościowy, nie znaczy, że jego użytkownik jest z automatu społecznikiem, to że ktoś aktywnie komentuje, nie robi z niego aktywisty. To, że wypowiada się, przedstawiając różnego rodzaju sądy, nie czyni z niego eksperta.

Poprzedników - to poniżej to o Ryszardzie Grobelnym:

- To dosyć tragiczna postać, która bardzo wcześnie objęła funkcję. Może ten brak doświadczeń wcześniejszych spowodował, że zawodowo sobie tego idealnie nie ułożył.

(tak dla formalności: Grobelny, zostając prezydentem, miał już za sobą sześć lat pracy w zarządzie miasta w latach 1992-1998 i osiem lat w radzie miasta; Jaśkowiak - obejmując to samo stanowisko - doświadczenia w samorządzie nie miał żadnego poza kierowaniem miejską spółką w Szklarskiej Porębie, gdzie - podkreślmy - z sukcesem organizował PŚ w biegach narciarskich, ale też tak znał przepisy, że nieświadomie złamał ustawę antykorupcyjną)

(aha! chwilę wcześniej Jaśkowiak mówi dla odmiany o Marcinie Gołku, że "można patrzeć przez pryzmat wieku", ale on "naprawdę ma kompetencje", więc brak doświadczenia nie był przeciwwskazaniem, by dać mu posadę wiceprezesa w spółce PIM)

"Wymagałbym od dziennikarzy..."



Prezydent odnosi się też do twórców facebookowych profili typu Poznaniator czy Poznański Trójkąt Bermudzki:

- Są też osoby, które po prostu mnie krytykują, bo uważają, że źle robię. Mają do tego pełne prawo, w końcu jest demokracja. Niektóre są bardzo dowcipne zresztą, jak jeszcze niedawno Trójkąt Bermudzki, który teraz zmienił swój profil działania i głównie trolluje.

A Poznaniator?
No nie, to jest twór prowadzony przez agencję. Trójkąt - w mojej ocenie - zresztą już też.


I przede wszystkim - Jaśkowiak deprecjonuje dziennikarzy:

- (...) kiedy się takie teksty pisze może warto zapytać projektanta. A tu były 4 miesiące jazdy bez trzymanki i krytyki przez osoby, które czasami nie mają pojęcia o zagadnieniach, o których piszą. Czyli najpierw się formułuje jakiś osąd, a dopiero potem zadaje pytania. To jest po prostu nierzetelne.

- Tymczasem zdarza nam się słyszeć, że dziennikarka, w tym przypadku z Gazety Wyborczej, nie skoryguje błędnej informacji, bo nie wierzy w to, co pani rzecznik mówi. Od osób, które od wielu lat piszą o mieście, wymagałbym też pewnej wiedzy.

Na całe szczęście Jaśkowiak - w przeciwieństwie do Obajtka i spółki - nie przejął żadnych mediów i nie ma nic do gadania w kwestii wymogów wobec dziennikarzy. Choć te cytaty pokazują, że chyba chciałby mieć, i to bardzo.

- Jeżeli na bazie jednego negatywnego przykładu z jakiejś miejscowości w Polsce, wykreuje się temat betonozy i ten filtr nakłada się na każdą inwestycję we wszystkich miastach, to nie jest to dziennikarstwo. Jest klikbajtoza. I nic poza tym.

Wiesław Rygielski z komisji dialogu obywatelskiego ds. środowiska w odpowiedzi poleca prezydentowi książkę "Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta" Jana Mencwela (osobiście nie czytałem, ale to nadrobię, a sądząc po recenzjach - jest tam znacznie więcej niż "jeden negatywny przykład z jakiejś miejscowości w Polsce").

- Gdy czytam te wszystkie apele ekologiczne formułowane przez osoby, które potem lecą sobie z przyjaciółmi do Grecji na wakacje samolotem emitującym tyle zanieczyszczeń, ile rocznie absorbuje 400 drzew, to zastanawiam się, o co tu chodzi.

Dziennikarka "Wyborczej" Marta Danielewicz zasugerowała na FB, że mogło tu chodzić o nią, bo zbiegło się to z jej wakacjami właśnie w Grecji.

Już mniejsza z tym, kogo faktycznie miał na myśli prezydent. Zwracam za to uwagę na coś innego: odpowiadając na dwa wcześniejsze pytania Jaśkowiak zrobił swoisty manifest własnych poglądów na ekologię. Mówił m.in.:

- Jeśli chcemy mieć lepszy klimat, to zacznijmy od siebie. (...) Musimy zmniejszyć emisję CO2, bo to jest klucz do sukcesu, a zmniejszenie emisji CO2 wymaga zmian w zakresie mobilności. 60 procent zanieczyszczeń jest obecnie generowanych przez transport, a 40 przez ogrzewanie.

Panie prezydencie, a np. do Tajwanu na Smart City Mayors' Summit w marcu tego roku to nie leciał Pan przypadkiem samolotem? Trochę głupio w tej sytuacji wypominać komuś lot do Grecji. Co prawda Pana wyjazd był służbowy (zresztą skończył się - przykra sprawa i szczerze współczuję - zachorowaniem na covid), a nie na wakacje, ale samolot niestety tego nie rozróżnia i też wyemitował sporo CO2 do atmosfery.

- Musieliśmy przeczekać lipiec, sierpień - okres bardzo mocnego ataku. To była jazda bez trzymanki.

Zupełnie jakbym słyszał Jarosława Kaczyńskiego. Ten to od lat krzyczy, że jego partia jest "przedmiotem ataków", ofiarą "przemysłu pogardy", a niemal wszystkie media nienawidzą PiS-u i dlatego z telewizji publicznej - obecnie już państwowej - rzekomo trzeba było zrobić przeciwwagę.

Witamy prezydenta Jaśkowiaka w tej oblężonej twierdzy.

Jacek Jaśkowiak jak Ryszard Grobelny



Tak naprawdę... już to wszystko gdzieś słyszałem. Z dekadę temu, gdy prezydentem był Ryszard Grobelny, który z całego serca nie znosił "Gazety Wyborczej" (w której wówczas pracowałem) i w końcówce swoich rządów często dawał temu wyraz.

Zdarzyło mu się napisać do mojego ówczesnego szefa - kierownika działu miejskiego Adama Kompowskiego - taki oto list (wydrukowaliśmy go też w gazecie!). Grobelny jechał po nas równo, wymądrzał się, że wie lepiej, czym powinny się zajmować lokalne media.

Dawał do zrozumienia, że patrzenie władzy na ręce nie powinno być ich głównym celem, bo... generuje konflikty. Mało tego, zasugerował nawet, że nie możemy dawać logo naszej akcji "Róbmy miasto dla ludzi" przy tekstach o poznańskim budżecie obywatelskim, jeżeli on się nie zgodzi! Cenzor się znalazł.

Prezydent Grobelny zakończył tamten żenujący list takim oto porażającym wnioskiem:

Z moich licznych spotkań z mieszkańcami, które odbywam zarówno w Urzędzie, jak i bezpośrednio w terenie, wiem, że mieszkańcy nie łykają wszystkiego, co podaje im władza. A zwłaszcza czwarta władza.

Gdyby jego list wpadł przypadkiem w ręce twórców późniejszego filmu "Czwarta władza" - pewnie długo zbieraliby szczęki z podłogi. Dziś w dokładnie takim samym tonie wypowiada się Jacek Jaśkowiak.



Ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu - różne uwagi a propos tego, co i jak piszą dziennikarze, wygłaszał też ostatnio (choć - zaznaczmy - akurat on nie robił tego publicznie) wiceprezydent Mariusz Wiśniewski. Czyli facet, który jeszcze będąc radnym zdawał się dobrze rozumieć rolę mediów, zaś ostatnio też coraz częściej daje do zrozumienia, że on "wie lepiej".

Podkreśla przy tym, że sam kiedyś był dziennikarzem. No był. Przez trzy lata w "Gazecie Poznańskiej" - w redakcji sportowej. Oczywiście szanuję to i w żaden sposób nie kwestionuję...

...ale tak się składa, że w ekipie Grobelnego też zasiadał były dziennikarz, i to z doświadczeniem o wiele większym niż Wiśniewski. Wiceprezydent Dariusz Jaworski - wcześniej m.in. zastępca redaktora naczelnego poznańskiej "Wyborczej" oraz "Tygodnika Powszechnego".

Tak, jemu też czasami włączał się tryb pouczania dziennikarzy, gdy sam był już politykiem. Jednak nie robił tego z takim poczuciem własnej wyższości i nieomylności jak dziś Jaśkowiak. Który mówi też tak:

- Ale nie można bać się krytyki. Ona zawsze jest, gdy są w mieście utrudnienia, to naturalne.

- Nawet jeśli dostaję łomot od jakichś portali finansowanych z nie wiadomo czego, to nie będę się tym przejmował.


Z całym szacunkiem, ale cały ten wywiad - to dyskredytowanie wszystkich dookoła, połajanki wobec mediów itd. - jest jednym wielkim dowodem na coś dokładnie przeciwnego: że Jaśkowiak jest wrażliwy na krytykę i bardzo źle ją znosi.



To jeszcze wróćmy na chwilę do ewentualnego startu Jaśkowiaka na trzecią kadencję:

- Mieszkańcy, których spotykam i z którymi rozmawiam, dobrze oceniają nasze działania. Znajduje to odzwierciedlenie w badaniach prowadzonych przez partie polityczne. (...)

Istotne przy podejmowaniu decyzji o starcie w wyborach będzie dla mnie to, jak oceniają mnie poznaniacy i poznanianki. W mojej ocenie to nie wygląda źle, a z badań, które wykonała partia, wynika, że wręcz bardzo dobrze.


Wiem, że już robię się nudny z tymi odniesieniami do Grobelnego, ale naprawdę widzę coraz więcej analogii. Jeszcze jako prezydent - Grobelny też mógł się pochwalić, że poznaniacy i poznanianki oceniają go "bardzo dobrze", a sondaże wróżyły mu kolejne wyraźne zwycięstwo.

To wszystko - podkreślmy - w czasie, gdy w rzeczywistości Grobelny był już na równi pochyłej (tylko jeszcze nie widzieliśmy skutków). Rozkopał Kaponierę, wdał się w idiotyczne awantury wokół spektaklu "Golgota Picnic" czy przejścia przy dworcu, toczył wojenki z krytykującymi go mediami.



Jeszcze tydzień przed I turą wyborów 2014 Grobelny miał sondaże powyżej 40 proc. Tymczasem w I turze zgarnął tylko 28 proc. i - jak dziś wspomina - już wtedy wiedział, że w II turze przegra.

Taki zjazd Jaśkowiakowi raczej nie grozi - ze względu na partyjny szyld (którego Grobelny nie miał) - ale tamta historia powinna być dla prezydenta przestrogą. Wskazówką, że badania nie zawsze oddają wszystko to, co naprawdę siedzi w głowach ludzi.

PS. Zaczynam doceniać fakt, że dwóch pozostałych zastępców Jaśkowiaka - czyli Jędrzej Solarski i Bartosz Guss - to de facto nie tyle politycy, co urzędnicy wyniesieni do wysokich stanowisk o politycznym zabarwieniu.

Też oczywiście stoją za różnymi błędami urzędu, kontrowersyjnymi sprawami, solidarnie siedzą ze swoim szefem w tej oblężonej twierdzy. Ale gdy się z nimi rozmawia - przynajmniej nie jadą po wszystkich dookoła, za to spokojnie, merytorycznie odpowiadają na pytania.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: