Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Tramwaj na Naramowice jak start w triathlonie. Jaśkowiak zapowiedział Iron Mana - na razie ukończył ćwiartkę

#Poznań #tramwaj na Naramowice #Jacek Jaśkowiak #Naramowice #Włodarska #ZTM #MPK

SEWERYN LIPOŃSKI
21 sierpnia 2021

Dzisiejsze otwarcie pierwszego kilometra i dwóch przystanków w stronę Naramowic odbyło się bez wielkiej pompy i przecinania wstęg. Prezydent Jacek Jaśkowiak chyba wyczuwa, że droga do otwarcia całej trasy jeszcze daleka, a i tak zdążyło się już namnożyć sporo problemów.

Dziś w poznańskich mediach będą dominować relacje z otwarcia pierwszego odcinka trasy tramwajowej na Naramowice. Tak, tramwaje od rana śmigają już nie tylko do pętli Wilczak, ale dalej - do ul. Włodarskiej.

Z pewnością zobaczymy liczne zdjęcia, filmiki, usłyszymy i przeczytamy pierwsze opinie pasażerów.

Prawdopodobnie również takich pasażerów, którzy tramwajem na Włodarską normalnie nie mieliby po co jechać (zwłaszcza w sobotę...), ale z czystej ciekawości przyjadą zobaczyć, jak wygląda start tej szumnie zapowiadanej od lat trasy.

Tak jak zaraz po otwarciu trasy na Franowo. Żartowaliśmy wtedy w redakcji "Wyborczej", że większość pasażerów na nowej pętli to ewidentnie "turyści", którzy wysiadają, robią zdjęcie i... zaraz przechodzą na przystanek w drugą stronę, by wrócić.

Miasto tym razem spodziewa się chyba podobnego zainteresowania. Zresztą mówi o tym zupełnie otwarcie, specjalnie uruchamiając w ten weekend - w weekend! - dodatkową linię nr 33, która ma wozić ludzi właśnie pierwszym kawałkiem trasy na Naramowice.

Gotowa nieco ponad ćwiartka trasy



Teraz zejdźmy na ziemię. Miasto uruchamia na razie dokładnie JEDEN KILOMETR z całej liczącej 3,3 km trasy. To mniej więcej tyle, ile odległość pomiędzy dwoma sąsiednimi przystankami Pestki.

Tu przystanki są - uwaga, uwaga - aż dwa. Za pętlą Wilczak można wysiąść przy ul. Serbskiej albo pojechać dalej do ul. Włodarskiej. To dwa z zaplanowanych siedmiu przystanków na całej trasie na Naramowice (miasto podaje, że będzie ich osiem, ale wlicza w to istniejącą już pętlę Wilczak).



Ten 1 km torów i dwa nowe przystanki to oczywiście lepsze, niż nic, zwłaszcza jeśli ktoś mieszka np. na os. Kosmonautów i dotąd mógł najwyżej popatrzyć sobie z daleka na tramwaje przy rondzie Solidarności.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że to otwieranie pierwszego odcinka trasy na Naramowice - zresztą wcześniej zapowiedziane, to nie jest żadna nagła czy spontaniczna decyzja - ma w pewnej mierze również charakter PR-owy.

Taki na zasadzie: pokażmy, że coś już powstało, a nie że tylko ciągle zapowiadamy i budujemy.

Przyznajmy bowiem, że otwieranie nowej trasy tramwajowej jakimiś etapami, odcinek po odcinku, to w Poznaniu rzecz bez precedensu - przynajmniej w ostatnich latach.

To trochę tak, jakby wspomnianą już trasę Pestki otworzyć najpierw tylko do... przystanku przy Słowiańskiej (to i tak całe 2 km!), i resztę otworzyć za rok czy za dwa.

Albo jakby trasę na Franowo uruchomić na początek do przystanku Piaśnicka/Kurlandzka. Tam, notabene, miałoby to nawet większy sens, biorąc pod uwagę, że zdecydowana większość pasażerów na gotowej już trasie i tak wysiada najpóźniej kawałek dalej - na przystanku Szwedzka.

Tak, tyle że ani Pestka, ani Franowo nie były dla ówczesnych władz takim oczkiem w głowie, jakim jest trasa na Naramowice dla Jacka Jaśkowiaka. To przecież jego sztandarowa obietnica wyborcza.



Zwróćmy jednak uwagę, że sam Jaśkowiak dziś żadnego hucznego otwarcia nie urządził, nie było przecinania wstęg itd. Zresztą do teraz (a gdy to piszę - jest już po godz. 14!) nie napisał w internecie nic o otwarciu tej ćwiartki trasy. Ani na FB, ani na Instagramie, ani na Twitterze.

(Tramwajem po nowym odcinku przejechał się za to jego zastępca odpowiedzialny za komunikację - Mariusz Wiśniewski - zresztą, jak widać, w towarzystwie)



Może Jaśkowiak zostawia sobie to wszystko na otwarcie całej trasy. A może po prostu wyczuł, że wokół tramwaju na Naramowice zdążyło się namnożyć tyle różnych kłopotów, że otwieranie z "pompą" pierwszego kawałka trasy byłoby nie na miejscu.

Ambitne zapowiedzi i... dłuuugie przygotowania



Zastanawiałem się, do czego to dzisiejsze otwarcie porównać, i słowo "ćwiartka" nasunęło mi skojarzenia... nie, nie z tym, o czym z racji wakacyjnego weekendu mogliście pomyśleć... ;) - tylko z triathlonem.

Sprawa wygląda mniej więcej tak:

Facet dawno, dawno temu ambitnie zapowiedział wszystkim dookoła, że wkrótce zrobi pełnego Ironmana. Czyli 3,8 km pływania + 180 km na rowerze + 42 km biegu.

Oczywiście taki start wymaga długich przygotowań, toteż nikt się nie spodziewał, że gość ukończy tego Ironmana za miesiąc czy nawet za rok. Ale jego zapał wydawał się dobrym prognostykiem.



Tyle że długo nic się nie działo. Żadnych fotek z treningów na Facebooku, żadnych rozmów przy piwie, jak mu w ogóle idą te przygotowania. Znajomi zaczęli się lekko niepokoić. Żona w tajemnicy zdradziła im, że ani roweru, ani choćby torby treningowej jeszcze na oczy nie widziała.

Zaczynają się więc niewygodne pytania. Jak tam ten triathlon? Czy tamte zapowiedzi są aktualne?

Facet wyjaśnia więc, że co nagle, to po diable. Do tego Ironmana musi być perfekcyjnie przygotowany. Dlatego dopiero pracuje nad optymalnym planem treningowym. Już nawet ma jakąś koncepcję - tylko jeszcze konsultuje ją z trenerami.

Mija kilka miesięcy i pytania się mnożą. Co z tym planem treningowym? Czy już wszedł w życie? Kiedy w ogóle planowany start?

Nasz triathlonista - już lekko poirytowany - coraz częściej zbywa te pytania, tłumacząc np., że szuka jeszcze odpowiedniego roweru albo solidnych butów do biegania. W końcu, pod coraz większą presją znajomych, zaczyna treningi.

Te zaś wcale nie idą tak lekko, jak się wydawało, pociągają za to coraz większe - nieprzewidziane wcześniej - koszty. Taka np. pianka do pływania. Lemondki do roweru. Nowe opony, raz po raz dętki do wymiany, kolejne buty biegowe, bo te pierwsze nie wytrzymały intensywnych treningów...



I teraz nagle - trochę znienacka - facet zaprasza wszystkich na swój pierwszy start w zawodach.

Tyle że to jeszcze nie pełny Ironman. No gdzie tam. To nawet nie "połówka". Na razie wystartuje na dystansie 1/4 IM, tzw. ćwiartce, czyli 950 m pływania + 45 km na rowerze + 10,5 km biegu.

Oczywiście rodzina, znajomi, nawet ta żona - będą mu nawet na tej "ćwiartce" kibicować. Jednak z tyłu głowy będą pamiętać, że przecież zapowiadał coś dużo większego i ambitniejszego, pełnego Ironmana, do którego najwyraźniej jeszcze daleka droga.

Problemów wokół Naramowic bez liku



Nasz triathlonista w przypadku Naramowic to oczywiście prezydent Jaśkowiak. Jego pełnym Ironmanem, którego zrobienie zapowiedział, jest cała ponad 3-kilometrowa trasa do ul. Błażeja, zaś tą "ćwiartką" - otwarty właśnie odcinek do ul. Włodarskiej.

Prezydent Jaśkowiak - jak już wspomniałem - nie robił dziś szumnego otwarcia. Nic dziwnego, jest bowiem kilka rzeczy, które nawet tę jego naramowicką "ćwiartkę" czynią nieco kłopotliwą:

* Zaraz po tym, jak Jaśkowiak został prezydentem, w grudniu 2014 r. nieostrożnie zadeklarował, że "życzyłby sobie", aby trasa na Naramowice powstała "w cztery lata".

* Oczywiście do końca 2018 r. trasa na Naramowice nie tylko nie powstała, ale nawet nie ruszyła jej budowa. Roboty na samej pętli Wilczak zaczęły się dopiero w styczniu 2019 r. Prace przy przedłużeniu trasy - w maju 2020 r.

* Koszty budowy trasy, które jeszcze w 2015 r. władze miasta szacowały na 240 mln zł, wzrosły już łącznie do 531 mln zł (tak wynika z wieloletniej prognozy finansowej miasta po ostatnich zmianach - cała inwestycja jest tu rozdzielona na dwie osobne pozycje: budowa trasy oraz przebudowa skrzyżowania Naramowickiej z Lechicką)



To oczywiście w dużej mierze efekt słynnego, odkrytego dopiero w trakcie budowy dawnego wysypiska śmieci w okolicach skrzyżowania Naramowickiej z Lechicką. Jego uprzątnięcie kosztuje - bagatela - kilkadziesiąt milionów złotych!

* Już budowie pierwszego odcinka towarzyszyły z kolei protesty społeczników, gdy okazało się, że trzeba przy okazji wyciąć aż 5 tys. drzew.

* Cały czas aktualne pozostają jeszcze inne wątpliwości związane z tym, że Jaśkowiak przejął część koncepcji prezydenta Ryszarda Grobelnego i buduje miejscami szeroką ul. Nową Naramowicką oraz potężny węzeł Naramowicka / Lechicka w standardzie tzw. III ramy komunikacyjnej, choć sam na początku deklarował budowę spokojnej jednopasmówki z tramwajem.

* Jak można było się spodziewać, nie udało się uniknąć utrudnień komunikacyjnych, choć dramatu też nie było - chyba największą wtopą okazała się fatalna organizacja ruchu tuż po puszczeniu aut po kawałku ul. Nowej Naramowickiej.



* Dodajmy, że nawet tego pierwszego, zaledwie kilometrowego odcinka do Włodarskiej nie udało się oddać w terminie obiecywanym jeszcze kilka miesięcy wcześniej - miała być wiosna 2021 r., a jest sierpień.

Ta lista kłopotów po części pokrywa się zresztą z tym, przed czym przestrzegałem pod koniec 2018 r., gdy cała inwestycja ruszała. Przypomnijmy fragment:

Jeśli się komuś wydaje, że po tych wszystkich przygotowaniach, opóźnieniach itd. najgorsze już za Jaśkowiakiem, to może być w błędzie. Budowa trasy na Naramowice ma kilka potencjalnych pułapek:

- koszty (380 mln zł!), które już teraz są wyższe niż pochłonęła cała przebudowa Kaponiery i ul. Roosevelta (!!), a mówimy tu przecież tylko o pierwszym odcinku (!!!) z Naramowic do pętli Wilczak

- utrudnienia komunikacyjne, zwłaszcza przy przebudowie skrzyżowania ul. Naramowickiej z Lechicką, które i bez tego jest codziennie wąskim gardłem paraliżującym Naramowice

- długość trasy, to aż 3,3 km, czyli najdłuższa nowa trasa tramwajowa od czasów Pestki; nawet przy budowie krótszych (trasa na Franowo - 2,5 km, przedłużenie Pestki do Dworca Zachodniego - 1 km) wychodziły na jaw różne nieprzewidziane sytuacje

- przyszły etap II inwestycji, czyli odcinek z Wilczaka do Małych Garbar wzdłuż ul. Szelągowskiej, zwłaszcza że jego budowa ma ruszyć jeszcze przed zakończeniem pierwszego odcinka


No dobra, to jeszcze nie są tak spektakularne wpadki, jak zawirowania przy niekończącej się przebudowie ronda Kaponiera. Niemniej jednak np. wzrost kosztów z 380 mln zł (na tyle opiewała pierwotnie umowa z wykonawcą) do 531 mln zł robi ponure wrażenie i przypomina najgorsze demony spod Kaponiery właśnie.

A przecież - trzymając się naszego sportowego porównania - do chwili prawdy i pełnego Ironmana jeszcze prawie rok. Rok pełen intensywnej pracy. Zapewne będą kolejne trudne momenty, będzie ból, pot i łzy, chwile zwątpienia i kolejne nieprzewidziane trudności.

Miasto wciąż zarzeka się, że wiosna 2022 r. to realny termin, mimo tej kilkumiesięcznej obsuwy z uruchomieniem pierwszego odcinka.

Ile w tych zapewnieniach prawdy - dowiemy się być może w ostatniej chwili. Niedawne dementi po tekście "Wyborczej", jakoby szykował się nawet rok opóźnienia, było wręcz zaskakująco stanowcze.

PS. Zdaję sobie sprawę, że porównanie triathlonowe w przypadku Jaśkowiaka - znanego bardziej z zamiłowań kolarskich, narciarskich i bokserskich - jest nie do końca trafione.

Zdecydowanie bardziej pasowałoby do jego poprzednika. Prezydent Ryszard Grobelny mógłby ze szczegółami opowiedzieć, jak się zalicza pełnego Ironmana, tak samo ma pewne doświadczenie w budowaniu i otwieraniu nowych linii tramwajowych (przez most Św. Rocha, Franowo, Pestka do dworca).

Jednak akurat w przypadku trasy na Naramowice Grobelny byłby ostatnią osobą, która mogłaby Jaśkowiaka pouczać. Nie dość, że sam przez całe lata jej nie zbudował, to gdy w końcu się za to zabrał - forsował zupełnie inną koncepcję.

Młodsi czytelnicy mogą tego nie pamiętać. Muszę zatem przypomnieć, że gdyby Poznaniem dalej rządził Grobelny, to w stronę Naramowic raczej nie jeździłby dzisiaj żaden tramwaj. Prawdopodobnie jeździłby autobus po wydzielonym pasie jako tzw. BRT - Bus Rapid Transit.

Z niezrozumiałych dla mnie do dziś powodów Grobelny i jego ekipa torpedowali plany budowy trasy tramwajowej, jak tylko się dało, strasząc np. wiaduktem nie do przejścia na Garbarach, albo manipulując kosztami kilometra trasy BRT (w tym tekście polecam punkt "Szybki autobus na Naramowice będzie lepszy niż tramwaj" z listopada 2013 r.).

Nie zrażały ich nawet niższe szanse na unijną dotację, nie brakowało wręcz kombinacji, jak ją mimo wszystko zdobyć.

Tych autobusowych planów Grobelny i spółka nie zdążyli zrealizować tylko dlatego, że zmiotły ich wybory jesienią 2014 r., w których Jaśkowiak - choć też nie od razu - wyniósł na sztandary budowę na Naramowicach trasy tramwajowej. Tej, która teraz - po latach i w bólach - wciąż powstaje.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: