Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Donald Tusk nie gryzie się w język, PiS przykleja mu lokalnych kacyków. Pięć wniosków po wiecu w Poznaniu

#Poznań #Donald Tusk #Platforma Obywatelska #Jacek Jaśkowiak #Koalicja Obywatelska #opozycja #kobiety #aborcja

SEWERYN LIPOŃSKI
19 czerwca 2023

Dyskusja po wizycie Donalda Tuska w Poznaniu skupiła się na karygodnym transparencie na widowni i na ostrym języku lidera PO. Bez większego echa przeszły inne fragmenty czy, szerzej, otoczka piątkowego eventu. Mogło nam umknąć kilka rzeczy wartych odnotowania.

Z około 40-minutowego wystąpienia Donalda Tuska na poznańskim pl. Wolności na dłużej zapamiętamy pewnie tylko trzy rzeczy: "seryjnych zabójców kobiet", "pełne gacie" i transparent o Kaczyńskim. No, może jeszcze zręczny zwrot, że jesienią faktycznie będzie referendum. Tylko na zasadzie "albo my, albo wy".

Jak wiecie - nie lubię poprzestawać na banałach. Gdy wspomniany Jarosław Kaczyński odwiedził Poznań przed rokiem, to szczegółowo przeanalizowałem jego przemówienie, szukając treści między wierszami...



...tak samo przesłuchałem na spokojnie i przeanalizowałem piątkowy występ Tuska oraz całą jego otoczkę. Da się zauważyć pewne prawidłowości i wyciągnąć kilka wniosków. Niektóre oczywiste, inne mniej, zobaczcie sami.


Donald Tusk stawia na "kobiece" tematy



- To nie jest przypadek, że dzisiaj zaczęliśmy to nasze spotkanie od wystąpienia dwóch dzielnych kobiet - przyznał sam Tusk. Na scenę wkroczył w towarzystwie Violetty Ratajczak (lokalnej liderki Kongresu Kobiet) i Patrycji Przybylskiej (radnej sejmiku). Obie przemawiały tuż przed nim.

Jasne - trudno byłoby w ogóle nie nawiązać do ostatnich wydarzeń z Nowego Targu. Ze względu na tragiczny finał tej sprawy oraz z szacunku do bliskich zmarłej 33-latki i ich żałoby - nie chciałbym tego nazywać "politycznym samograjem". Poprzestańmy więc na stwierdzeniu, że zrobił się z tego bardzo głośny i nośny temat.

Rządzący od dramatu z Nowego Targu się odcinają. Tak samo jak od wcześniejszych podobnych historii z Pszczyny czy Częstochowy. Ale nie są w tym szczególnie przekonujący. Próbują wmawiać, że te tragedie nie miały nic wspólnego z zaostrzeniem przepisów aborcyjnych z 2020 r., zupełnie jakby nie widzieli SMS-ów wysyłanych przez 30-letnią Izabelę i upublicznionych po jej śmierci.

Próbują przekonywać, że lekarze nie muszą się bać prokuratury, choć np. ta w Białymstoku krótko po słynnym wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaczęła szczegółowo sprawdzać dokonywane w szpitalach aborcje i ich przyczyny.

Przypomnijmy, że właśnie wyrok TK i liczne czarne protesty na ulicach na przełomie 2020 i 2021 r. spowodowały największe od lat załamanie sondaży PiS, z czego ekipa rządząca nie wygrzebała się do dziś.



Najwyraźniej Donald Tusk liczy teraz na powtórkę z rozrywki. Zapewne nie bez przyczyny jest fakt, że według niedawnego sondażu IPSOS dla oko.press i TOK FM blisko połowa młodych Polek nie chce głosować w wyborach, z kolei kobiety w średnim i starszym wieku głosują na PiS nawet chętniej niż ich rówieśnicy mężczyźni.

Być może lider PO dostrzegł szansę na przechwycenie części tych pań. Kilka razy zwracał się wręcz bezpośrednio do wyborców PiS-u czy Konfederacji.

Z niepokojem musi to obserwować lewica, dla których kobiety i związane z nimi tematy (w tym również sprawa aborcji) od lat należą do jej sztandarowych haseł.


Donald Tusk nie gryzie się w język



Właśnie kobiet i ograniczenia prawa do aborcji dotyczył najostrzejszych fragment przemówienia Tuska:

Dzisiaj ta władza to są seryjni zabójcy kobiet. To oni odpowiadają za śmierć tych kobiet! To na ich głowy, panie Kaczyński, na pańską głowę spadają te tragedie, te śmierci, ta żałoba

Przewodniczący PO Donald Tusk na wiecu w Poznaniu



Wystąpienia Tuska od dłuższego czasu są ostre. Miałem okazję relacjonować m.in. jego spotkanie w Rokietnicy sprzed paru miesięcy. Szczerze? To piątkowe według mnie nie różniło się szczególnie od poprzednich.

Tyle że pojedyncze słowa, jakich Tusk użył, po wiecu poniosły się bardziej niż zwykle. Zwłaszcza te "pełne gacie". Poza tym było nie tylko o "seryjnych zabójcach kobiet", ale też choćby o "kieszonkowym dyktatorku z Żoliborza", którego to zwrotu lider PO używał już wcześniej.

Wiece Donalda Tuska jako żywo przypominają wiece wyborcze Rafała Trzaskowskiego z czerwca i lipca 2020 r. Tylko zmienił się fighter. Ale retoryka pozostała podobna. Symboliczne było zresztą, gdy zgromadzony w Poznaniu tłum zaczął skandować "mamy dość!", czyli charakterystyczne hasło z tamtej kampanii Trzaskowskiego.



Rafał Trzaskowski, za przeproszeniem, się nie pier...i. Jest przywódcą rebelii oburzonych obecnymi rządami, jakiejś ulicznej rewolucji, która najchętniej zaraz ruszyłaby na pałac i pogoniła jego obecnego gospodarza - pisałem wtedy na Poznań Spoza Kamery.

Wówczas - latem 2020 r. - była to retoryka skuteczna. Co prawda Trzaskowski wybory przegrał, ale o włos, zdążył bardzo mocno postraszyć prezydenta Andrzeja Dudę. A przypomnijmy sobie, z jakiego poziomu zaczynał kampanię po tym, jak pierwotnie prowadziła ją uśmiechnięta i ugodowa Małgorzata "Trzeba Rozmawiać" Kidawa-Błońska.

- Skończyło się głaskanie i pieszczoty z PiS-em - oznajmił dziś Sławomir Neumann, poseł PO, w rozmowie z Wirtualną Polską.

Danuta Holecka właśnie od ostrych słów Tuska zaczęła sobotnie wydanie Wiadomości TVP.

Gdy radykalizuje się przekaz, to radykalizują się też sami wyborcy, czego przykład mieliśmy również w Poznaniu. Burza rozpętała się wokół transparentu, na którym ktoś (do teraz nie udało się zidentyfikować kto) życzył Jarosławowi Kaczyńskiemu śmierci.


Już namnożyło się teorii, że to prowokacja PiS, choć moim zdaniem byłoby to zbyt finezyjne. Gdyby to rzeczywiście była prowokacja - na transparencie nie byłoby żadnego Teda Kaczynskiego. Byłby po prostu Lech Kaczyński i tupolew rozbity w Smoleńsku.


Marsz 4 czerwca może być "mitem założycielskim"



Znamienne, że Tusk zaczął wystąpienie od przypomnienia marszu z 4 czerwca, a później też do niego nawiązywał.

- Tej fali nikt już nie zatrzyma! - podkreślał. Przekonywał, że Kaczyński się tych tłumów wystraszył. Powoływał się na bliżej nieokreślone "oficjalne" dane, z których ma wynikać, że w Warszawie faktycznie było wtedy ponad pół miliona ludzi.

Niezależnie czy tyle było naprawdę - w razie jesiennej wygranej opozycji w wyborach marsz z 4 czerwca może się okazać samospełniającą się przepowiednią. I swoistym mitem założycielskim "Polski po PiS".

Zwłaszcza że w tamtym marszu, mimo różnych niesnasek, ostatecznie wzięli udział również pozostali liderzy opozycyjnych partii (rzecz jasna z wyjątkiem Konfederacji - ale to osobny temat).

Jeśli więc Koalicja Obywatelska, Polska 2050 z PSL i Nowa Lewica zdołają w październiku uciułać te 231 albo więcej mandatów poselskich (niepewne, ale możliwe) i zachowają przy tym większość w Senacie (jeszcze bardziej możliwe) - pewnie będą wspominać 4 czerwca jako dzień, w którym zaczęła się droga do zwycięstwa.

Wydaje się nieprawdopodobne, aby z biegiem czasu nabrało to równie wielkiego historycznego znaczenia jak 4 czerwca w 1989 r., pewnie nie obrośnie takim mitem jak na prawicy 4 czerwca 1992 r., ale w krótszej perspektywie może to być dla opozycji data bardzo symboliczna.

Oczywiście o ile Tusk w przyszłości nie pomyli czerwca z październikiem - jak to zrobił w sprawie wydarzeń z poznańskiego Czerwca '56.

PiS chce skleić Tuska z lokalnymi "kacykami" PO



Jeszcze przed wiecem Tuska mieliśmy w redakcji krótką dyskusję, czy nie należałoby wcześniej nagrać w tej sprawie również wypowiedzi któregoś z polityków PiS - tak aby w piątek wieczorem widzowie nie odnieśli wrażenia, że relacjonujemy wizytę jednostronnie.

(Ostatecznie uznaliśmy, że nie, bo trudno aby ktoś komentował coś, co jeszcze się nie wydarzyło)

Z tych rozterek zwolnili nas sami działacze partii rządzącej. W piątek rano zrobili konferencję, a już wcześniej zamieścili w internecie prześmiewcze filmiki, w których przedstawiali poznańską "drużynę Tuska" z prezydentem miasta Jackiem Jaśkowiakiem na czele.



Trzeba przyznać, że Platforma wręcz sama się o to prosiła. Z jednej strony tyle podniosłych słów o demokracji i tyle troski o stan państwa "rozkradanego przez PiS". Z drugiej - arogancja lokalnej władzy, która wszystko wie lepiej, Jaśkowiak pouczający swoich krytyków, wreszcie - posady dla ludzi PO w zależnych od miasta spółkach.

Zupełnie inna sprawa, że do tej akcji PiS zaciągnął również ludzi ze swojej przybudówki Projekt Poznań, co szybciutko wykorzystał Grzegorz Ganowicz. Szef rady miasta przypomniał, że tenże Projekt Poznań chętnie sięga po kasę rozdawaną przez Narodowy Instytut Wolności.

Takich akcji polityków PiS - mających na celu obnażenie różnych grzechów i grzeszków opozycji "w terenie" - pewnie przed wyborami będzie więcej i pewnie nie tylko w Poznaniu.

Można się tylko domyślać, że PiS liczy na efekt odwrotny niż ten, z którym mieliśmy do czynienia w 2018 r. Wówczas na wyniki wyborów samorządowych przełożył się silny sprzeciw mieszkańców dużych miast wobec ogólnopolskich rządów PiS.

Politycy partii rządzącej zapewne liczą po cichu, że teraz - dla odmiany - uda się skleić Tuska z nie tak znowu przez wszystkich uwielbianymi samorządowcami typu Jaśkowiak, Jacek Sutryk czy Rafał Trzaskowski.

Czy to przyniesie jakikolwiek skutek? Zobaczymy, ale w szeregach Platformy ewidentnie wiedzą, że święci nie są. Świadczy o tym choćby żenujące zasłanianie rozkopanej ul. 27 Grudnia biało-czerwonymi flagami czy dość agresywna reakcja wiceprezesa PIM Marcina Gołka na pytania publicznego państwowego radia w tej sprawie.


Jacek Jaśkowiak przeorientował się na Donalda Tuska



Jak już mówimy o Jacku Jaśkowiaku, to trzeba odnotować, że w piątek robił za support.

Tak - właśnie support dla Tuska i nic więcej. To przewodniczący Platformy - co zrozumiałe - był najjaśniejszą postacią wieczoru, wszedł na scenę niczym gwiazda rocka, a Jaśkowiak - choć niby mu towarzyszył - był całkowicie w cieniu.



Prezydent Poznania wygłosił wręcz laudację dla swojego partyjnego lidera. Z czołobitnością mówił też o nim "premier Tusk", zupełnie jak niegdyś politycy PiS, którzy dekadę temu próbowali zaklinać rzeczywistość stawiając billboardy z hasłem "premier Kaczyński".

Nie byłoby w tym wszystkim nic zaskakującego... gdyby nie to, że Jaśkowiak najwyraźniej przeorientował się na Tuska, choć jeszcze nie tak dawno zdawał się widzieć przyszłość Platformy (i w ogóle przyszłość obecnej opozycji) bardziej w Rafale Trzaskowskim.

Zaangażował się w działalność Ruchu Wspólna Polska (odpalonego zresztą dość późno - bo dopiero rok po wyborach prezydenckich). Został tam sekretarzem generalnym.



Zaraz potem do polskiej polityki na dobre wrócił jednak Tusk i cały misterny plan z Trzaskowskim się posypał. Został po nim głównie Campus Polska Przyszłości (na którym zresztą Jaśkowiak - co mu trzeba przyznać - co roku się pojawia).

Dziś Jaśkowiak lidera opozycji i prawdziwego męża stanu znów widzi w Tusku. Znów - bo już kilka lat temu zapytałem go, czy Tusk powinien kandydować na prezydenta Polski, i wtedy Jaśkowiak wyrażał się o nim w samych superlatywach.

Taka elastyczność Jaśkowiaka może nieco dziwić, jeśli przypomnimy sobie, że w Platformie zdarzało mu się płynąć pod prąd. Na przykład w partyjnych wyborach na początku 2020 r. otwarcie popierał Tomasza Siemoniaka i nawet nie pogratulował publicznie Borysowi Budce.



Zdążył się też poważnie skonfliktować z posłami Waldym Dzikowskim i Rafałem Grupińskim. Czyli z ludźmi, którzy w czasach rządów Platformy odgrywali istotne role w otoczeniu ówczesnego premiera Tuska (nawet jeśli akurat Grupiński był bardziej związany z Grzegorzem Schetyną).

To ostatnie akurat nie wróży Jaśkowiakowi najlepiej, jeśli wciąż liczy na zrobienie kariery w krajowej polityce, oczywiście w scenariuszu zakładającym jesienne zwycięstwo opozycji i decydujący głos Tuska w powyborczych układankach.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: