SEWERYN LIPOŃSKI
15 listopada 2020
Sześcioro radnych w 34-osobowej poznańskie radzie miasta z pozoru niewiele może. Tak właściwie - nie może nic. Zdarzało się już jednak w ostatnich latach, że szef małego klubu lewicy był wręcz miejskim wicepremierem, a trójka radnych związanych z byłym prezydentem rozdawała karty w głosowaniu nad budżetem.
Sprawa nowego klubu Wspólny Poznań - choć w mediach została bardziej odnotowana niż wywołała jakikolwiek szum - na tle ostatnich lat nie ma precedensu. Dlatego poświęcam jej aż dwa teksty.
Szóstka radnych, dotąd rozsiana pod czterema (!) różnymi szyldami, spod których kandydowali w wyborach, nagle ogłasza zupełnie nowy klub. Ten z miejsca staje się trzecią siłą w radzie miasta.
Dwóch radnych z tej szóstki w imię ideałów popełnia polityczne samobójstwo opuszcza nawet dwa wielkie partyjne kluby, z których jeden rządzi w mieście, a drugi jest lokalną odnogą ekipy rządzącej całym krajem. No tego jeszcze nie grali.
Co z tej zaskakującej inicjatywy wyniknie? Nie oszukujmy się, polityczna siła przebicia Wspólnego Poznania na razie będzie niewielka, biorąc pod uwagę, że prezydent Jacek Jaśkowiak i radni Koalicji Obywatelskiej zachowują większość 20/34 w radzie miasta.
To jednak nie znaczy, że mały, kilkuosobowy klub zupełnie nic nie może. Zdarzało się już, że mógł całkiem sporo, jeśli tylko trafił na sprzyjające okoliczności. Zapraszam na szybki przegląd takich małych i pozornie niewiele znaczących ekip w poznańskiej radzie miasta z ostatnich kilkunastu lat.
KADENCJA 2006-2010, 2010-2014, 2014-2018
Klub Lewica i Demokraci / SLD / Zjednoczona Lewica
Klub lewicy w poznańskiej radzie miasta w ostatnich latach charakteryzował się tym, że często zmieniał nazwy, za to - żeby było ciekawiej - praktycznie w ogóle nie zmieniał liczby radnych.
Co wybory było ich pięcioro. Tak było w 2006, 2010 i 2014 r. Dodatkowo pomiędzy wyborami ani nikt nie odchodził, ani nikt nie dołączał, co stanowiło pewien ewenement. Normalnie status quo!
Zupełnie inna sprawa, że pięć miejsc w 37-osobowej wówczas radzie miasta nie robiło wielkiego wrażenia, więc i siła przebicia lewicy zwykle była niewielka. Z wyjątkiem dwóch okresów.
Pierwszy to końcówka rządów Ryszarda Grobelnego. Najliczniejszy klub PO najczęściej go wspierał. Tak samo jak, rzecz jasna, mniejszy klub prezydencki (o nim później też sobie powiemy). Zatem realną opozycję stanowiły 7-osobowy klub PiS i właśnie 5-osobowa ekipa lewicy.
Jej szef Tomasz Lewandowski wraz z Szymonem Szynkowskim vel Sęk z PiS de facto dzielili się rolą liderów opozycji. Tak bardzo nie znosili Grobelnego, że gotowi byli ze sobą współpracować (podkreślmy: PiS z SLD!), by tylko mu zaszkodzić.
Zainicjowali m.in. wspólną próbę zorganizowania referendum w sprawie odwołania prezydenta. Ta jednak na początku 2013 r. skończyła się spektakularnym fiaskiem. Wniosek o referendum przepadł w radzie miasta.
Złoty czas dla poznańskiej lewicy nadszedł za to w 2015 r. Prezydent Jacek Jaśkowiak po pokonaniu Grobelnego przez ponad pół roku zaklinał rzeczywistość, przekonując, że może rządzić miastem bez stałej większości w radzie. Ale w końcu dał za wygraną i zawiązał sojusz z lewicą.
Dzięki temu mały klubik SLD, przemianowany krótko potem na Zjednoczoną Lewicę, stał się ważnym graczem.
Z jego rekomendacji był jeden z zastępców Jaśkowiaka. Najpierw Arkadiusz Stasica, później zastąpił go Lewandowski, który - patrząc na znaczenie głosów lewicy w radzie - w praktyce był takim nieformalnym "miejskim wicepremierem" z koalicyjnego ugrupowania.
Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(
Sojusz pozwolił Lewandowskiemu i spółce przeforsować sporo drobnych spraw, na których lewicy zależało, a na które sama PO raczej by nie wpadła. Takich jak wysokie dopłaty do wszystkich miejsc w prywatnych żłobkach czy bezpłatne bilety komunikacji miejskiej dla uczniów.
Koalicja i sam klub lewicy rozleciały się dopiero w wyniku wyborów jesienią 2018 r. Do rady lewica wprowadziła tym razem tylko dwie osoby, Jaśkowiak nie potrzebował już żadnego koalicjanta, a Lewandowskiego zdegradował do pozycji szefa ZKZL.
KADENCJA 2006-2010
Klub Prawa i Sprawiedliwości po 2009 r.
Jeśli ktoś sprawdzi lub przypadkiem skojarzy z pamięci wyniki wyborów w 2006 r., to zaraz zakrzyknie: - Jak to?! Jaki mały klub? Przecież mieli 10 radnych!
Tak, mieli, ale na początku. Już w trakcie kadencji ekipa PiS skurczyła się niemal dwukrotnie i kończyła z zaledwie szóstką radnych. To jedyny tak spektakularny zjazd w ostatnich latach.
Fala odejść nastąpiła wiosną 2009 r. To wtedy doszło w poznańskim PiS do rozłamu, gdy europoseł Marcin Libicki został skreślony z listy na kolejne eurowybory po doniesieniach, jakoby przed laty współpracował z SB (później sąd uznał, że nie był świadomym współpracownikiem, a jego oświadczenie lustracyjne jest prawdziwe).
Szerzej opisywałem tło tamtych wydarzeń w tekście: Jedna Spurek Wiosny nie czyni. Przypominamy TOP 10 głośnych rozstań poznańskiej polityki z ostatnich lat.
Szeregi klubu PiS w radzie miasta opuścili wtedy Krzysztof Mączkowski, Norbert Napieraj i Wojciech Wośkowiak. Później dołączył do nich jeszcze Maciej Przybylak. Pozostała szóstka radnych PiS jakoś dotrwała w takim kadłubowym składzie do końca kadencji.
Z dzisiejszej perspektywy ta ekipa to był jakiś totalny misz-masz, aż trudno uwierzyć, że byli w stanie działać pod jednym szyldem.
Jej szefem po odejściu Napieraja został Przemysław Foligowski (dziś dyrektor wydziału oświaty u - a jakże - prezydenta Jaśkowiaka!), pierwsze szlify zdobywał Szymon Szynkowski vel Sęk, była tam Lidia Dudziak, ale był również Przemysław Markowski, który parę lat później przeszedł do PO.
Tymczasem Wośkowiak i Przybylak po paru miesiącach, jeszcze przed kolejnymi wyborami, połączyli siły z dwójką niezrzeszonych radnych popierających Grobelnego i utworzyli...
KADENCJA 2006-2010
Poznański Klub Samorządowy w 2010 r.
To ważny punkt tego zestawienia. Bo okoliczności powstania tego klubu pod pewnymi względami były dość podobne do Wspólnego Poznania, radni niezrzeszeni stworzyli bowiem wspólny klub z uciekinierami z partii. Nawet podobnie to uzasadniali.
- Chcemy współpracować z innymi klubami i razem pracować dla dobra miasta - przekonywał radny Maciej Przybylak, jeden z czterech radnych, którzy ten klub utworzyli. Poza nim byli to Andrzej Bielerzewski, Jan Chudobiecki i Wojciech Wośkowiak.
No dobra, podstawowa różnica była taka, że ta ekipa miała jeszcze "swojego" prezydenta miasta ;)
Sprawa budziła znacznie większe emocje niż ta dzisiejsza. Wszystko przez polityczne tło. To był styczeń 2010 r., niespełna rok do wyborów, a Platforma Obywatelska poważnie rozważała poparcie Grobelnego i wystawienie go jako własnego kandydata na prezydenta.
Tymczasem powstanie nowego klubu prezydenckiego - pod szyldem Poznański Klub Samorządowy - nie za bardzo się w ten scenariusz wpisywało.
- To sygnał, że prezydent Ryszard Grobelny buduje komitet wyborczy do rady miasta, konkurencyjny dla Platformy - komentował Mariusz Wiśniewski, wówczas jeszcze szeregowy radny PO, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Zresztą to był dopiero początek zawirowań. Zaledwie dwa miesiące później Grobelny przed kamerami i w błysku fleszy ogłosił, że wstępuje do PO, miał być jej kandydatem na prezydenta.
Koniec końców do tego nie doszło. Niezbyt chętne były nowe lokalne władze Platformy. Do tego premier Donald Tusk nieświadomie "spalił" Grobelnego, zapowiadając, że partia nie wystawi nikogo z zarzutami prokuratorskimi. A Grobelny miał przed sądem tzw. sprawę kulczykparku.
Prezydent zbudował więc własne listy, wprowadził do rady miasta na kolejną kadencję aż osiem osób, i zyskał w ten sposób solidną bazę do dalszego współrządzenia z PO. Ale tylko do czasu...
KADENCJA 2014-2018
Poznański Ruch Obywatelski
Klub Grobelnego - przemianowany w 2011 r. na Poznański Ruch Obywatelski - miał się całkiem dobrze do kolejnych wyborów. Oczywiście skupiał się na popieraniu polityki prezydenta.
Zaraz po Euro 2012 wydawało się, że Grobelny ma kolejną kadencję jak w banku. Poczuł się na tyle pewnie, że w wyborach 2014 spróbował wprowadzić własną reprezentację również do sejmiku województwa, zbierając kandydatów pod szyldem Teraz Wielkopolska.
A tu ZONK! Spektakularna klęska, w wyniku której Grobelny stracił prezydenturę, do sejmiku zdołał wprowadzić ledwie dwie osoby (jedną z nich był on sam), za to w poznańskiej radzie miasta jego ekipa posypała się i z ośmiu radnych zostało tylko troje. Akurat tylu, by utworzyć klub.
Zachowali nazwę Poznański Ruch Obywatelski. Pamiętam, że w jednym z tekstów zdarzyła mi się literówka i napisałem "Poznański RYCH Obywatelski", co było chyba freudowską pomyłką.
Trójka radnych - Joanna Frankiewicz oraz dwóch byłych wiceprezydentów Tomasz Kayser i Dariusz Jaworski - zajmowała się bowiem w dużej mierze kultywowaniem dobrej pamięci o rządach Ryszarda Grobelnego.
Zachwalali je nieustannie, wszystkie działania Jaśkowiaka porównywali właśnie do tych, które dawniej podejmował Grobelny. Na każdą krytykę poprzedniej ekipy reagowali niesłychanie alergicznie. Przybierało to czasem wręcz karykaturalną formę.
Zdarzyło się np., że radna Frankiewicz na antenie WTK spierała się z radnym Tomaszem Wierzbickim i przekonywała, jakoby Grobelny mocno stawiał na komunikację miejską. Dowodem miał być zakup - rzekomo - stu nowych tramwajów. Tyle że tak naprawdę było ich 45.
Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(
Jeszcze inny obrazek. Jest styczeń 2015 r., Jaśkowiak rządzi dopiero od półtora miesiąca i informuje radnych, że przebudowa Kaponiery podrożała o kolejne 24 mln zł.
- Rozumiem, że na dzień dzisiejszy pan prezydent nie ma informacji, czy przyczyny wzrostu kosztów leżą w przyczynach, które można było antycypować, czy też w zdarzeniach, których nie można było przewidzieć? - dopytuje Kayser, wzbudzając pewną wesołość, bo przecież nie dalej jak parę tygodni wcześniej to on sam był wiceprezydentem.
Działało to też w drugą stronę. Każda pochwała pod adresem Grobelnego była mile widziana. Kiedy Jaśkowiak po wybuchu tzw. afery mobbingowej uciekał przed dziennikarzami po korytarzach urzędu i napisałem w "Wyborczej", że Grobelny nigdy tak nie robił, radna Frankiewicz podeszła i pogratulowała: - Świetny tekst pan napisał!
Trzeba tu dodać, że to właśnie Frankiewicz jako pierwsza zaalarmowała o tym, że coś niedobrego dzieje się w gabinecie prezydenta. Gdyby nie ona - sprawa być może nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. A zawiadomili ją oczywiście urzędnicy pracujący poprzednio dla Grobelnego.
Zdawało się początkowo, że tych troje rozbitków szybko podryfuje w różne strony i ich klub rozleci się po paru miesiącach, jednak nic takiego się nie stało. Przeciwnie. Przetrwali w niezmienionym składzie cztery lata i mieli nawet swoje pięć minut.
Krótko po wyborach to z nimi Jaśkowiak negocjował kształt budżetu miasta na 2015 r. Tak się bowiem złożyło, że te trzy głosy dawały mu większość w radzie, a na lewicę nie mógł liczyć, bo pożarł się z nią o niedoszłe stanowisko dla Tomasza Lewandowskiego.
To była zresztą dość dramatyczna sesja. Przeciągnęła się do późnego wieczora, a radny Kayser przyjechał na nią mimo ostrego przeziębienia (krążyła nawet pogłoska, że było to zapalenie płuc), by nie opuścić głosowania. Potrzebna do uchwalenia budżetu większość wisiała bowiem na zaledwie jednym głosie. Udało się.
Później Jaśkowiak i radni PO myśleli nawet o jakiejś trwalszej koalicji z PRO. Ale szybko odpuścili ten pomysł. Jeden z radnych zaangażowanych w te rozmowy mówił mi potem: - Ten klub PRO to straszna konserwa! Chcieli, żeby wszystko było jak za Grobelnego, najchętniej nic by nie zmieniali.
Koniec końców Jaśkowiak zdecydował się przeprosić z lewicą. I to z nią zawiązał porozumienie. A Frankiewicz, Kayser i Jaworski szybko stali się zaciekłymi krytykami nowej ekipy i tak już pozostało do końca kadencji.
Symboliczny koniec tego klubu nastąpił jesienią 2018 r., gdy ekipa PRO wspierała Jarosława Pucka i z jego komitetu Dobro Miasta kandydowała do rady, ale nie zdołali wprowadzić żadnego radnego.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: