SEWERYN LIPOŃSKI
13 stycznia 2019
Nowy szef poznańskiej komunikacji miejskiej Jan Gosiewski na dzień dobry ma trochę szczęścia. Jego poprzednicy szybko się jednak przekonywali, że kierowanie Zarządem Transportu Miejskiego to trudna robota, przyda się zatem garść przestróg.
Dyrektor Jan Gosiewski kieruje Zarządem Transportu Miejskiego od poniedziałku 7 stycznia. Trafił na to stanowiska z wydziału transportu i zieleni, gdzie był wicedyrektorem, odpowiedzialnym m.in. za projekty ważnych inwestycji.
Jako szef ZTM już na dzień dobry ma sporo szczęścia. Dopiero co pojawił się w nowej robocie - a już udało się uzdrowić PEKA Wirtualny Monitor. Czyli przydatną aplikację na komórki, pokazującą rzeczywiste czasy odjazdu tramwajów i autobusów, co np. bardzo ułatwia przesiadki.
Przez jakieś 2 tyg. aplikacja wyświetlała złe godziny odjazdów i wprowadzała pasażerów w błąd.
Dyrektor Gosiewski we wtorek - będąc gościem Wieczoru WTK - zapowiadał rozwiązanie tego problemu jako jeden z priorytetów na pierwsze dni. I - eureka! - w środę wszystko zaczęło działać jak trzeba.
Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(
Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że przyszedł nowy dyrektor i wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeśli już - to prędzej tzw. efekt nowej miotły znany z boisk piłkarskiej ekstraklasy (przychodzi nowy trener - to chcemy się przed nim wykazać).
Przyznajmy więc, że z tym PEKA Wirtualnym Monitorem dyrektor Gosiewski miał trochę fuksa, co zresztą wcale nie jest żadnym zarzutem. Przeciwnie. Szczęście na tym stanowisku może być dużym atutem. A jego brak - istotnym minusem.
Jeszcze parę słów o odchodzącym dyrektorze. Piotr Snuszka kierował ZTM Poznań przez blisko trzy lata i był zdecydowanie najnudniejszym szefem w całej 10-letniej historii tej instytucji.
To również nie jest zarzut. Za rządów dyrektora Snuszki - podkreślmy jeszcze raz, że to niemal trzy lata! - w ZTM nie wybuchła żadna poważniejsza afera. To m.in. dzięki temu, że Snuszka nie chodził po mediach, nie wygadywał tam bzdur, momentami można było wręcz zapomnieć o jego istnieniu.
Poprzedni dyrektorzy ZTM już tacy przezroczyści nie byli. A ponieważ Zarząd Transportu Miejskiego to instytucja pełna potencjalnych min - dla przestrogi na podstawie ich wpadek można ułożyć cały dekalog dla dyrektora Gosiewskiego.
DEKALOG DLA DYREKTORA ZTM POZNAŃ
Nie będziesz mówił, że masz w nosie protesty pasażerów. Ktoś z Was pamięta dyrektora Łukasza Domańskiego? Kierował ZTM zaledwie przez pół roku, na przełomie 2012 i 2013 r., ale i tak zdążył zasłynąć wieloma kontrowersyjnymi i specyficznymi wypowiedziami.
Największą "furorę" zrobił jego komentarz w sprawie podwyżek cen biletów. Społecznicy i radni opozycji zbierali podpisy pod projektem uchwały, który miał zamrozić podwyżki, zaproponowane przez urzędników i przegłosowane przez radę miasta.
- Ilość protestów mam w nosie - stwierdził wówczas dyrektor Domański w rozmowie z tvn24.pl. Potem rozesłał specjalne oświadczenie, w którym przepraszał za te słowa, a podwyżki i tak weszły.
Nie będziesz pozwalał, aby przesadnie rozrosła ci się administracja. - Mamy do czynienia z jakimś Bizancjum! Dla mnie to absolutna patologia - komentował Tomasz Lewandowski, wówczas jeszcze lider radnych lewicy, gdy wiosną 2016 r. wyszły na jaw wyniki kontroli w ZTM.
Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(
Już wcześniej do radnych i dziennikarzy docierały sygnały o przeroście zatrudnienia w ZTM. Okazało się, że jednostka zatrudnia de facto niemal 300 osób, z tego sporą część przez firmy zewnętrzne (o tym szerzej za chwilę).
Dyrektor Gosiewski może zacząć od najwyższego szczebla. Proponuję zastanowić się, czy na pewno potrzebuje aż pięciu (!) zastępców, bo tylu to ma np. minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński. Nawet prezydent Jacek Jaśkowiak daje sobie radę jedynie z czterema.
Nie będziesz zatrudniał pracowników przez firmy zewnętrzne. To był jeden ze sztandarowych pomysłów Bogusława Bajońskiego - dyrektora ZTM w latach 2013-2016.
Zaczęło się od kontrolerów, wypychanych z samego ZTM i zatrudnianych w ramach outsourcingu na różnych umowach o dzieło, z których wyciągali często poniżej 2 tys. zł. Potem to samo zaczęto robić np. z kasjerami i pracownikami różnych innych działów.
To oczywiście wpisywało się w szerszy trend, na który parę lat temu zapanowała moda w wielu publicznych instytucjach, wystarczy przypomnieć choćby sprawę sprzątaczek z UAM.
Prezydent Jacek Jaśkowiak przed II turą wyborów w 2014 r. podpisał się jednak pod postulatem lewicy, by miasto Poznań było "wzorowym pracodawcą", obiecując "promowanie przez urząd wysokich standardów pracy", w tym zatrudnianie na umowy o pracę. Szef ZTM i wszyscy inni dyrektorzy powinni o tym pamiętać.
Pilnuj, co twoi ludzie robią po godzinach pracy. To z pozoru dość kontrowersyjne przykazanie. Jednak lepiej zachować czujność, czy któryś z pracowników przypadkiem nie rozkręca na boku jakiejś podejrzanej działalności.
Tak jak Michał Hajder, dawny kierownik działu kontroli biletów, który był współwłaścicielem firmy Maatpol. Firma na początku 2013 r. zaoferowała poznaniakom miesięczny "abonament" będący de facto... ubezpieczeniem od kary za jazdę bez biletu.
Kiedy wyszło na jaw, kto stoi za tą niecodzienną inicjatywą, kierownik natychmiast wyleciał ze stanowiska. I na tym się skończyło - bo na stanowisku dyrektora ZTM był akurat wakat po Domańskim.
Jeden z kolegów z redakcji "Wyborczej" - w której wtedy pracowałem - skwitował to wtedy tak: - Gdyby w ZTM był teraz dyrektor, to też musiałby się podać do dymisji.
Przyznaj, że tramwaje i autobusy się spóźniają, jeśli faktycznie tak jest. Spóźnienia i odwołane kursy to coś, co chyba najbardziej zraża do komunikacji miejskiej tzw. okazjonalnych pasażerów, który na co dzień wolą jeździć autem.
Pod koniec 2012 r. to była prawdziwa plaga. Z danych samego ZTM wynikało, że spóźnia się aż 30 proc. tramwajów, a np. na trasie Pestki jeden na dziesięć tramwajów w ogóle nie przyjeżdża.
Dyrektor Łukasz Domański podczas debaty w Gazeta Cafe o podwyżkach cen biletów wprawił tymczasem rozmówców i słuchaczy w osłupienie: - Generalnie spóźnień nie ma aż tak wiele. Tylko mniej niż 1 proc. kursów notuje spóźnienia.
Mów językiem zrozumiałym dla pasażerów. Dyrektor Bogusław Bajoński wręcz uwielbiał posługiwać się różnymi skrótami zrozumiałymi głównie dla jego własnych pracowników.
Pamiętam spotkanie z mieszkańcami Junikowa przed wprowadzeniem systemu PEKA. Dyrektor Bajoński mówił o "PeKaJotach", o tym, że będzie je można kupić nie tylko w każdym "POK-u", ale też w każdym "PeeSBe", zakładał też z góry, że każdy wie, co to jest "tPortmonetka".
Miał na myśli kolejno papierową kartę jednorazową, czyli specjalny jednorazowy bilet zastępujący kartę PEKA (ostatecznie w ogóle nie wszedł do użytku), punkty obsługi klienta i punkty sprzedaży biletów, wreszcie - tPortmonetka to nic innego jak kasa na karcie PEKA na jednorazowe przejazdy.
Także wiosną 2014 r. ZTM na biletomatach w autobusach i tramwajach zamieścił informację, że "bilet zakupiony w biletomacie podlega kasowaniu", zamiast po ludzku napisać, że ten bilet nie jest kasowany automatycznie i trzeba go skasować samemu.
Nie będziesz traktował dziennikarzy jak wrogów. - O Jezu! - przestraszył się dyrektor Łukasz Domański, gdy po posiedzeniu jednej z komisji rady miasta podszedłem, przedstawiłem się, powiedziałem, że jestem z "Wyborczej" i mam do niego kilka pytań.
Dyrektor Domański niezbyt chętnie rozmawiał z dziennikarzami i np. odsyłał ich do swojego zastępcy Rafała Kupsia. Temu zaś, choć generalnie był pod tym względem w porządku, zdarzyło się... uciekać przed Krzysztofem Czubem z WTK (możecie to zobaczyć od 0:50):
Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(
Dyrektor Bogusław Bajoński był zdecydowanie bardziej otwarty na współpracę z dziennikarzami. Ale tylko do momentu, w którym pojawiały się niewygodne pytania.
Szczególnie zapamiętałem krótki wywiad, jakiego udzielił mi w sprawie outsourcingu w ZTM, a potem dokonał "autoryzacji" tej rozmowy:
Bądź zawsze przygotowany na awarię systemu PEKA. Tego, co wydarzyło się 1 lipca 2014 r., tak zupełnie pewnie nie dało się uniknąć. Także w innych miastach wprowadzanie podobnych systemów szło jak po grudzie.
Ale z pewnością można było się lepiej przygotować. Tymczasem z punktu widzenia pasażerów, którzy nie mieli wykupionych biletów okresowych, cała komunikacja miejska na jakieś 2 tyg. po prostu padła.
Nie tylko nie działały czytniki, ale też nagle okazało się, że wiele kart PEKA jest niekompatybilna z oprogramowaniem całego systemu. Bilety jednorazowe? Zabrakło ich w kioskach, a tych kupionych wcześniej nie można było już kasować, bo cena wzrosła z 2,80 zł do 3 zł...
To może karta PEKA na okaziciela? Niestety, wówczas dostępna tylko w kilkunastu punktach w całym mieście, do których oczywiście ustawiały się gigantyczne kolejki. Całe zamieszanie z wejściem systemu PEKA prawdopodobnie było jedną z wielu przyczyn wyborczej porażki Ryszarda Grobelnego.
Nie będziesz lekceważył informacji na przystankach i w pojazdach. I kolejne złote myśli dyrektora Łukasza Domańskiego.
- Nie możemy obklejać pojazdów zbyt dużą liczbą informacji, bo później pasażerowie nie wiedzą, które są najważniejsze - tak Domański tłumaczył brak informacji o promocjach biletowych w tramwajach i autobusach.
A nieaktualne mapy i rozkłady jazdy na przystankach? Dyrektor przekonywał: - Te aktualne są na naszej stronie internetowej. Idziemy z duchem czasu, stare pokolenie wymiera, a 90 proc. to teraz nowe pokolenie, które korzysta z internetu.
Korzystaj samemu z tramwajów i autobusów, żeby wiedzieć, co jest nie tak. Zdawałoby się, że to oczywista oczywistość, ale nie zawsze tak było.
Dyrektor Łukasz Domański publicznie przyznał, że tramwajami czy autobusami jeździ tylko wtedy, gdy zepsuje mu się samochód. Nie zapomnę też, jak musiałem tłumaczyć rzeczniczce PKP, że bilet kupiony w pociągu jest droższy niż na dworcu. Bo tego nie wiedziała.
Dyrektor Jan Gosiewski w wywiadzie w WTK stwierdził: - Tak, jeżdżę [komunikacją miejską]. Zasadniczo, na co dzień, to w zależności od sytuacji, natomiast głównie poruszam się właśnie transportem publicznym.
Trzymamy za słowo, panie dyrektorze!
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: