Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Czy Jacek Jaśkowiak zaczął już przypominać 'późnego' Grobelnego? Niepokojące analogie dla prezydenta Poznania

#Poznań #Jacek Jaśkowiak #Ryszard Grobelny #27 Grudnia #Święty Marcin #Stowarzyszenie Plac Wolności #remonty

SEWERYN LIPOŃSKI
19 sierpnia 2022

Coraz częściej można usłyszeć, że prezydent Jacek Jaśkowiak przestał słuchać głosu mieszkańców, a swoimi decyzjami i wypowiedziami zaczyna przypominać poprzednika. Najnowszy spór wokół drzew na ul. 27 Grudnia tylko to potwierdza. Takich analogii jest więcej.

Prezydent Jacek Jaśkowiak prawdopodobnie przekroczył swój Rubikon. Idąc w zaparte w sprawie drzew przy ul. 27 Grudnia - pierwszy raz tak otwarcie sprzeciwił się woli tak dużej grupy ludzi.

Co prawda ryzykownymi tekstami rzucał już w maju. Ale wtedy mógł jeszcze przekonywać, że protestuje tylko "iluś malkontentów", którzy nie powinni zniechęcać się "drobnymi remontami" w centrum.

Teraz prezydent postanowił olać 11 tys. ludzi broniących drzew na ul. 27 Grudnia. Zrobił to zza ekranu komputera, z wakacji, bo na spotkaniu go nie było. Z tym spotkaniem zresztą śmiesznie wyszło - Jaśkowiak zapowiedział swoją nieobecność jeszcze zanim... poznał termin.

Zamiast tego rzucił na pożarcie swoich podwładnych firmujących program Centrum - Mariusza Wiśniewskiego i Marcina Gołka nie no, co Wy, wysłał urzędników z biura koordynacji projektów i szeregowych pracowników Poznańskich Inwestycji Miejskich.

Gdy po południu zaczynali rozmowy z mieszkańcami, post Jaśkowiaka na Facebooku i tekst na stronie miasta wisiały od paru godzin, a ZTM i MPK zdążyły już poinformować o objazdach centrum od 1 września.

Kości zostały rzucone.

Refleksje Ryszarda Grobelnego po latach



Gdyby tę dyskusję sprowadzić do samych merytorycznych aspektów - nie byłaby czarno-biała. Z pewnością znaleźlibyśmy kilka mocnych argumentów po stronie urzędników:

- leszczyny, które mają zniknąć z ul. 27 Grudnia, podobno nie są w najlepszym stanie (stwierdził to - było nie było - zewnętrzny specjalista, choć wynajęty przez miasto) i mogłyby nie przetrwać przebudowy

- o sprawie zrobiło się głośno krótko przed rozpoczęciem prac, ich wstrzymanie i zmiana projektu mogłyby nie tylko narazić miasto na spory z wybranym już wykonawcą, ale przede wszystkim wydłużyłoby to gehennę mieszkańców centrum o kolejne tygodnie czy miesiące

- gonią nas terminy związane z unijnymi dotacjami, które trzeba wydać i rozliczyć do końca 2023 r., a Poznań - przypomnijmy - do projektu przebudowy centrum dostał z Brukseli dofinansowanie 45 mln zł

Tyle że polityka to nie tylko merytoryczne argumenty. Prezydent Jaśkowiak - który lubi dawać do zrozumienia, że on tę politykę świetnie czuje i rozumie, w przeciwieństwie do niektórych - wie o tym doskonale.

- Sytuacja zaczyna przypominać tę z czasów Ryszarda Grobelnego - rzuciła Maria Sokolnicka-Guzek ze Stowarzyszenia Plac Wolności podczas debaty o stanie miasta. To chyba pierwszy raz, gdy ktoś tak otwarcie przyrównał Jaśkowiaka do poprzednika, choć zanosiło się na to od dłuższego czasu.

Zanim przejdziemy do szczegółowych rozważań - szybka dygresja. Miałem okazję w ostatnim czasie dwukrotnie rozmawiać z Ryszardem Grobelnym:

- jedna rozmowa, około 20-minutowa, przy pracy nad rankingiem 25-lecia WTK
- i drugi raz w czerwcowym Gorącym Temacie - z okazji 10 lat po Euro 2012

Oczywiście Grobelny w większości bronił swoich działań i decyzji sprzed lat. Wyjaśniał, dlaczego to zrobił tak, a tamto inaczej. Ale jedną rzeczą mnie zaskoczył. Tu i ówdzie dawał do zrozumienia, że można było, a może nawet należało robić więcej konsultacji i bardziej słuchać mieszkańców.

- Być może lepiej było dyskutować na ten temat i znaleźć lepsze rozwiązania dla procesów inwestycyjnych - przyznał były prezydent podczas dyskusji w Gorącym Temacie. Podał przykład przebudowy ronda Kaponiera (do której zaraz jeszcze nawiążemy).



Zastanawiam się, czy za 10-15 lat szykujący się do politycznej emerytury Jacek Jaśkowiak też nie będzie wspominał, że niepotrzebnie przestał słuchać ludzi. Czy przypadkiem nie stwierdzi: - Może trzeba było zostawić w spokoju te drzewa z ul. 27 Grudnia.

Przestrogi dla Jaśkowiaka były znamienne



Zaraz po zaskakującej zmianie prezydenta w 2014 r. napisałem w "Wyborczej" tekst o znamiennym - z dzisiejszego punktu widzenia - tytule: "Przestrogi dla Jaśkowiaka. Dziewięć powodów, przez które Grobelny przegrał wybory".

To był tekst zamieszczony tylko w internecie, dziś już go tam nie ma, więc nie podam Wam linku ani tym bardziej żadnego skanu. Ale zachowałem go w całości na własnym komputerze.

Przyczyn sensacyjnej porażki Grobelnego, jak podpowiada tytuł, doszukałem się wtedy dziewięciu:

1. Zamieszanie z PEKĄ.
2. Ekspansja galerii handlowych.
3. Nowy dworzec PKP.
4. Niekończąca się przebudowa Kaponiery.
5. Korki na Naramowicach.
6. Konsultacje bez efektów i zasłanianie się ekspertami.
7. Nierozliczanie urzędników.
8. Podlizywanie się PiS.
9. Dyskusja o dwóch kadencjach.


To były oczywiście tylko moje przypuszczenia. Nie wiemy i już nigdy się nie dowiemy, co dokładnie siedziało w głowach wyborców, gdy w tamten ostatni dzień listopada 2014 r. stawiali krzyżyk przy nazwisku Jaśkowiaka.



Sporą część z powyższej wyliczanki trudno w ogóle odnosić do Jaśkowiaka (jest np. jedną z ostatnich osób, o których można by powiedzieć, że "podlizują się" PiS) i do dzisiejszej sytuacji w Poznaniu. Minęła w końcu niemal dekada.

Mimo wszystko już na pierwszy rzut oka widać analogie, które sympatyków obecnego prezydenta mogą niepokoić, a jego samego powinny chyba skłonić do pewnej refleksji. Doliczyłem się siedmiu. Przyjrzyjmy się im bliżej.


ANALOGIA NR 1
Rozkopane centrum Poznania

Długo sądziłem, że nową Kaponierą dla Jaśkowiaka będzie raczej budowa trasy na Naramowice, zwłaszcza gdy wynikły tam problemy z odnalezionym pod ziemią wysypiskiem śmieci.

Faktycznie - koszty wzrosły. Trasa na Naramowice kosztowała finalnie ponad 530 mln zł (i to tylko w I etapie!), czyli tyle, co półtorej Kaponiery. Mimo to sama budowa poszła zaskakująco sprawnie. Tramwaj - tak jak zapowiadano - dojechał do ul. Błażeja na wiosnę.



Tymczasem dość nieoczekiwanie to przebudowa Św. Marcina i okolic okazała się problematyczna.

Miasto właśnie pokazało mapę komunikacji miejskiej od 1 września. Wynika z niej, że mieszkańcy centrum zostaną niemal w ogóle bez tramwajów, bo te nie pojadą już nie tylko przez Św. Marcin, ale też przez ul. Fredry i plac Ratajskiego.


Zaznaczmy - w sprawie projektu Centrum na razie żaden termin nie został zawalony. Koszty też, co ciekawe, udaje się trzymać w ryzach. Jednak - jak już sobie powiedzieliśmy - bardziej liczą się emocje i PR inwestycji.

Ten PR w przypadku Św. Marcina jest fatalny. Spółka Poznańskie Inwestycje Miejskie dopiero w trakcie prac i po protestach przedsiębiorców uznała, że przyda się newsletter, bo dziwnym trafem nie każdy zagląda codziennie na stronę internetową spółki.

Miasto nie potrafiło też jasno zakomunikować mieszkańcom, że to inwestycja w kilku etapach, przez co w powszechnym przekonaniu Św. Marcin jest cały rozkopany od paru lat. Również na tym odcinku, którego przebudowa tak naprawdę już się skończyła.

Jestem przekonany, że inwestycja zdąży jeszcze obrosnąć kolejnymi mitami, zupełnie jak niegdyś przebudowa Kaponiery.


ANALOGIA NR 2
Fasadowe konsultacje społeczne

Znak rozpoznawczy ekipy Grobelnego z końcówki jego rządów. Przypomnijmy najbardziej absurdalne historie:

- drogi przy dworcu PKP, gdzie Zarząd Dróg Miejskich najpierw złożył wniosek o pozwolenie na budowę, a dopiero potem zapytał mieszkańców o zdanie (i z rozbrajającą szczerością przyznał, że uwag nie może uwzględnić, bo jest za późno)

- przebudowa ul. Bukowskiej, gdzie konsultacje w sprawie dróg rowerowych ogłoszono już po rozpoczęciu prac (!)

- wstępna koncepcja wiaduktu na Starołęce, gdzie miasto ogłosiło konsultacje, a potem urzędnicy... zapomnieli podsumować ich wyniki

Wiceprezydent Mariusz Wiśniewski zaraz powie, że z przebudową centrum to zupełnie co innego, przecież od 2015 r. było kilkanaście spotkań itd. Tyle że diabeł tkwi w szczegółach.

Cała awantura wokół drzew z ul. 27 Grudnia wybuchła dopiero wtedy, gdy okazało się, że miasto chce usunąć blisko 30 leszczyn i zastąpić je platanami. Kiedy to wyszło na jaw? Wcale nie siedem lat temu, nawet nie rok temu, tylko dopiero niedawno.

Zresztą to, że różnych dyskusji, koncepcji i wizualizacji Św. Marcina czy ul. 27 Grudnia było tak dużo, mogło paradoksalnie zaszkodzić przejrzystości. Mieszkańcy mogli się w tym pogubić.

Czy ktoś pamięta jeszcze np. pierwszą koncepcję dr. Bartosza Kaźmierczaka z Politechniki Poznańskiej? Jeśli tak, to pewnie kojarzy, że tam w ogóle nie było mowy o ul. 27 Grudnia, ani tym bardziej o wycinaniu czy przesadzaniu tamtejszych drzew.


ANALOGIA NR 3
Zasłanianie się ekspertami

Zatrzymajmy się na chwilę przy tej nieszczęsnej ul. Matyi. I przypomnijmy sobie pewną sytuację.

Jest kwiecień 2013 r. Coraz głośniej robi się o planowanym przejściu podziemnym, zwłaszcza gdy stowarzyszenie Inwestycje dla Poznania wylicza, że droga z przystanku na dworzec wyniesie w efekcie ponad 350 metrów. Zrobienie zwykłych pasów przez jezdnię skróciłoby ją niemal o połowę.

Wiceprezydent Mirosław Kruszyński niespodziewanie ogłasza, że jest "za", i że rekomenduje zrobienie takiego przejścia. To podejście niespotykane w ekipie Grobelnego. Wszyscy są zaskoczeni, że tak gładko poszło.



Z tym że jest pewien haczyk. Wiceprezydent zaznacza, że zgodę musi dać jeszcze komisja bezpieczeństwa ruchu przy Zarządzie Dróg Miejskich, ale wydaje się to formalnością. Zasiadają tam głównie podwładni Kruszyńskiego.

Tymczasem - figa z makiem! Na posiedzeniu w maju 2013 r. komisja stwierdza, że przejście przez ul. Matyi będzie szalenie niebezpieczne, bo "stworzy nową strefę potencjalnej kolizji między pieszymi i pojazdami".



To uzasadnienie szybko staje się obiektem kpin i żartów wśród poznańskich ruchów miejskich. Trudno oprzeć się wrażeniu, że najpierw podjęto decyzję, a dopiero potem dopisano do niej uzasadnienie, bo przecież można by tak zakwestionować każde pasy w całym mieście.



Mimo to Grobelny z Kruszyńskim przez wiele miesięcy będą się powoływać na opinię "ekspertów". Czyli właśnie ludzi ze wspomnianej komisji. Mało tego, Grobelny będzie powtarzał, że sam jest zwolennikiem zrobienia przejścia przez ul. Matyi, tylko "specjaliści mają inne zdanie".

Czy dziś przypadkiem Jacek Jaśkowiak i Mariusz Wiśniewski nie mówią podobnie o drzewach z ul. 27 Grudnia?...

Miasto powołuje się nie tylko na ekspertyzę arborystyczną - zamówioną u dr. inż. Wojciecha Bobka - ale również na opinię miejskiej rady konsultacyjnej ds. ochrony środowiska i klimatu. Mimo że gdy się wczytać w tę opinię, to wychodzi, że pozbycie się drzewa to naprawdę ostateczność.

Tak przy okazji - historia z przejściem przy dworcu pokazała coś jeszcze. To, że zawsze da się znaleźć eksperta, który w kontrze do wszystkich dookoła poprze stanowisko urzędników.

Za zrobieniem pasów przez ul. Matyi opowiedzieli się wówczas - zapytani przez miasto - specjaliści z Politechniki Krakowskiej. Zatem po jakimś czasie ZDM kolejną ekspertyzę - tym razem ekspertowi z Gdańska.

Dr inż. Lech Michalski uznał, że przejście faktycznie będzie niebezpieczne, a w rozmowie ze mną tłumaczył, że poza wszystkim byłby to "dziwoląg", skoro tuż obok jest już przejście podziemne.

Taki to dziwoląg, że dziś - gdy pasy przez ul. Matyi w końcu są - codziennie korzystają z nich tłumy podróżnych zmierzających na dworzec. A żadnej serii tragicznych wypadków jakoś nie ma.


ANALOGIA NR 4
Odrzucanie tysięcy podpisów

Prezydent Jaśkowiak i jego urzędnicy, podejmując decyzję w sprawie drzew z ul. 27 Grudnia, zlekceważyli 11 tys. podpisów zebranych przez stowarzyszenie Plac Wolności i innych społeczników.

Tu też mamy analogię do czasów prezydenta Grobelnego. Społecznicy sprzeciwiający się podwyżce cen biletów ZTM pod koniec 2012 r. zebrali ponad 16 tys. podpisów pod projektem "zamrożenia" podwyżek.

To mogła być pierwsza uchwała w Poznaniu zainicjowana przez mieszkańców. Mogła być - tyle że wylądowała w koszu.

Oczywiście ostateczną decyzję w tej sprawie podejmował nie sam Grobelny, tylko miejscy radni, ale zrobili to pod wyraźnym wpływem prezydenta. Który zresztą - jak się potem okazało - przekonywał ich powołując się na zawyżone dane o sprzedaży biletów.

Tak na marginesie - próby łatania dziur w budżecie podwyżkami cen biletów komunikacji miejskiej to kolejne podobieństwo Jaśkowiaka do Grobelnego. Już raz o tym szerzej pisałem, a ostatnio w osobnym tekście przypominałem wszystkie te historie...



...więc dziś akurat nie będę się nad tym szczegółowo rozwodził.


ANALOGIA NR 5
Złote "rady" prezydenta dla mieszkańców

- Chcę tak rządzić Poznaniem, by słuchać państwa i by razem z państwem to robić. Nie będę państwu mówił, co jest dla państwa lepsze, ja chcę to usłyszeć od państwa - podkreślał Jaśkowiak podczas debaty z Grobelnym w listopadzie 2014 r.

Co mamy dzisiaj? "Zawsze znajdzie się iluś malkontentów", "niech każdy się zajmie tym, czym potrafi, zadba o jakość swojej kuchni i racjonalizację cen", "nie marudźmy tyle" i inne takie.



Te wszystkie złote rady, którymi Jaśkowiak sypał aż miło w rozmowie ze mną pod koniec maja, oburzyły protestujących przedsiębiorców. Prezydent - świadomie bądź nie - tylko dolał oliwy do ognia.

Prezydent Ryszard Grobelny też miewał takie złote myśli i dobre porady dla mieszkańców. Gdy np. trwała dyskusja o przejściu przy dworcu, Grobelny przekonywał, że cała ta dyskusja jest bez sensu. Przecież lepiej kupić bilet na pociąg przez internet i podjechać tramwajem na Dworzec Zachodni.



Gdy zamieściliśmy ten wywiad w internecie początkowo pod tytułem "Prezydent Grobelny w sprawie dworca: Wysiadajcie na Zachodnim", zaraz z interwencją zadzwonił jego rzecznik. Podkreślał, że prezydent nikomu niczego nie doradzał, a jedynie mówił, co sam by zrobił jako pasażer.

No, zupełnie jak niedawno minister Przemysław Czarnek, który w te wakacje je mniej i taniej ;)

Dyskusja, jaka rozpętała się po wypowiedziach Czarnka, tylko potwierdza, że podobne porady z ust rządzących bywają doprawdy samobójcze.


ANALOGIA NR 6
Granie na nosie Platformie Obywatelskiej

Mało kto zauważa, że w sprawie ul. 27 Grudnia mamy niemal sytuację "Jaśkowiak z ekipą kontra reszta świata", bo prezydent olał nawet stanowisko poznańskiej Platformy Obywatelskiej. Czyli własnej partii.


Oczywiście trzeba tu wyjaśnić kontekst. Szefem poznańskiej PO jest Bartosz Zawieja, były miejski radny i wpływowy działacz partii, którego stosunki z Jaśkowiakiem od dłuższego czasu są - delikatnie mówiąc - chłodne.

Ale sam mechanizm jest znamienny. Prezydent czuje się tak mocny i pewny siebie, że pozwala sobie na takie zagrywki, bo radni PO i tak koniec końców mu ustąpią. Grobelny robił tak samo.

Wystarczy przypomnieć, jak w kadencji 2010-2014 rada miasta (złożona wówczas z 16 radnych PO i tylko 8 radnych klubu prezydenckiego) zgadzała się na podwyżki cen biletów, czy dorzucanie kolejnych milionów na stadion przy ul. Bułgarskiej.

Budżet miasta? Teoretycznie wymagał zgody większości radnych, w praktyce wszystko odbywało się pod dyktando prezydenta, a Platforma zwykle zadowalała się wprowadzeniem drobnych poprawek.

Znów na moment wrócimy do tego nieszczęsnego przejścia przez ul. Matyi przy dworcu PKP. To w tej sprawie Grobelny pozwolił sobie bowiem na największą bezczelność wobec miejskich radnych PO.

To było w grudniu 2013 r. Trwały prace nad budżetem miasta na kolejny rok. Wśród poprawek zgłoszonych przez klub PO znalazło się m.in. 500 tys. zł na zrobienie wspomnianego przejścia, co oczywiście Grobelny odrzucił...



...ale akurat w tej sprawie radni Platformy - na czele z dzisiejszym wiceprezydentem Mariuszem Wiśniewskim - niespodziewanie się uparli. I przeforsowali poprawkę w głosowaniu wbrew woli prezydenta.

Co wtedy zrobił Grobelny? Zaraz po głosowaniu oznajmił, że przejście - owszem - może sobie być w budżecie, ale miasto... i tak go nie zrobi: - Dopóki nie będziemy przekonani, że to uzasadnione z punktu widzenia ruchu i bezpieczeństwa, to nikt takiej decyzji nie podejmie.

Dzisiejsza postawa Jaśkowiaka jest o tyle dalej idąca, że Grobelny do PO nigdy nie należał (choć raz był bardzo bliski, by do niej wstąpić, jego deklaracja członkowska podobno wciąż zalega gdzieś w szufladzie u Waldego Dzikowskiego...), dlatego mógł z nią tak pogrywać.

Tymczasem Jaśkowiak robi takie kuku własnym partyjnym kolegom i koleżankom. Dodajmy, że nie pierwszy (i pewnie wcale nie ostatni) raz, bo tak samo zlekceważył niedawne stanowisko Platformy w sprawie zdymisjonowania pełnomocniczki prezydenta ds. interwencji lokatorskich.


ANALOGIA NR 7
Zasiedzenie w fotelu prezydenta Poznania

To teraz jeszcze jeden cytat Jaśkowiaka z pamiętnej debaty z Grobelnym przed II turą wyborów:

- Zamierzam być prezydentem przez dwie kadencje. Nie zamierzam się przyspawać do tego stołka. Uważam, że dwie kadencje, osiem lat, to jest wystarczający okres, żeby pewne rzeczy zrealizować.

Szybko to zleciało i teraz - gdy druga kadencja zbliża się do końca - Jaśkowiak już nie wyklucza startu na trzecią.



Prezydent powołuje się na wysokie notowania wśród mieszkańców. Ostatni sondaż (z tym że zrobiony przez fundację, której szefową jest radna PO, na małej próbie, i do tego pomylono radnego Pawła Sowę z... kucharzem Robertem Sową) wskazywałby, że to nadal ponad 50 proc.


No, z całym szacunkiem, ale Grobelny w końcówce swoich rządów też miewał sondaże pomiędzy 40 a 50 proc. A wybory 2010 - czyli już po 12 latach rządów! - prawie rozstrzygnął w I turze. Dostał wtedy 49,5 proc. głosów.

To wszystko nie przeszkadzało później Jaśkowiakowi, by podkreślać, że Grobelny przyspawał się do stołka prezydenta i trzeba go od tego stołka oderwać.

Sondaże w lokalnej polityce bywają złudne. Dość powiedzieć, że Grobelny jeszcze w listopadzie 2014 r. w badaniu zleconym przez "Wyborczą" miał 42 proc., a zaraz potem wybory przegrał.

Mieszkańcy często wskazują "z automatu" urzędującego prezydenta - bo poza nim nie znają zbyt wielu lokalnych polityków. Na takim właśnie przeszacowaniu przejechał się Grobelny. Gdy przyszło co do czego, to okazało się, że poznaniacy są już jednak zmęczeni jego rządami.

Pojawił się kamyczek, który ruszył lawinę. (...) Myślę, że to była dyskusja o dwukadencyjności. Byłem główną twarzą tych, którzy nie chcieli ograniczeń. Uważam, że nie można wprowadzać dwukadencyjności, bo mieszkańcy, jak chcą, i tak mogą prezydenta wymienić. No i wymienili w Poznaniu

Były prezydent Poznania Ryszard Grobelny, wypowiedź z grudnia 2014 r., źródło: "Gazeta Wyborcza Poznań"



Jeśli Jaśkowiak zdecyduje się kandydować - oponenci z pewnością będą mu wytykać składane przed laty zapowiedzi o "dwóch kadencjach".

Jednak Jaśkowiak ma w rękawie asa, którego nie miał Grobelny. Chodzi o szyld PO. Dopóki na górze trwa wojna polsko-polska, nawet niektórzy krytycy Jaśkowiaka są gotowi na niego głosować, byle tylko zamanifestować niechęć wobec PiS. Tak było przecież w wyborach w 2018 r.

Dlatego kluczowa będzie postawa samej Platformy. Czy partia poprze jego potencjalne ambicje, by rządzić Poznaniem trzy kadencje (w sumie 14 lat! - prawie tyle co Grobelny), czy jednak po cichu się z nim dogada.

Dogada, nie tylko dając miejsce na liście do Sejmu, ale też np. obiecując jakieś ciekawe stanowisko po ewentualnym przejęciu władzy przez opozycję. Minister Jaśkowiak? Prezydent pewnie by nie pogardził.

To jednak palcem po wodzie pisane. Na razie politycy PO wysyłają raczej sygnały, że Jaśkowiak nie tylko mógłby, ale być może wręcz powinien złamać własną obietnicę i wystartować po trzecią kadencję.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: