Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Giertych wkracza do gry, Rotnicka gra all-in. Przepychanka o pewny mandat senatora spod Poznania [SCENARIUSZE]

#Poznań #Senat #wybory 2023 #wybory parlamentarne #Jadwiga Rotnicka #Roman Giertych #pakt senacki

SEWERYN LIPOŃSKI
1 czerwca 2023

Z wyborami do Senatu spod Poznania na razie wiadomo tylko, że... nic nie wiadomo. Wystartować zechciał Roman Giertych. Liderzy opozycji podobno byli gotowi dać mu ciche przyzwolenie. Jednak sytuacja może się wymknąć spod kontroli, bo mało kto przewidywał, że obecna senator Jadwiga Rotnicka będzie stawiać taki opór.

Jeszcze tydzień temu nie spodziewałbym się, że w nadchodzącej kampanii jakikolwiek osobny tekst poświęcę wyborom do Senatu w Poznaniu czy w powiecie poznańskim.

Dotąd ta "rywalizacja" była bowiem równie porywająca jak coroczna prezentacja projektu budżetu miasta albo jak lekcje prof. Binnsa w Hogwarcie (o ile akurat nie było na nich mowy o Komnacie Tajemnic).

Weźmy poprzednie wybory z 2019 r. O ile w kilku innych miejscach Wielkopolski faktycznie toczyły się niezwykle wyrównane pojedynki o miejsca w Senacie...



...o tyle w samym Poznaniu najciekawszym momentem było to, jak już po wyborach nowy senator Marcin Bosacki i jego współpracownicy sprawdzili, że w trzech komisjach prawdopodobnie doszło do pomyłki i źle - bo na odwrót - wpisano do protokołu liczbę głosów obu kandydatów.

Znamienne, że Bosacki nawet nie musiał zgłaszać żadnego protestu i walczyć o te głosy, bo jego przewaga nad konkurentem - Przemysławem Alexandrowiczem z PiS - i tak była druzgocąca.

Tak samo zresztą jak przewaga Jadwigi Rotnickiej nad Jarosławem Puckiem w powiecie poznańskim. Dość powiedzieć, że Pucek na FB szczycił się (!) tym, że w ogóle przekroczył 30 proc.

Giertych vs Rotnicka. Potencjalnych scenariuszy całkiem sporo



Tym razem jednak właśnie okręg nr 90 do Senatu - formalnie określany jako "Poznań", czasami jako "Swarzędz", ale w praktyce obejmujący powiat poznański - niespodziewanie rozpalił emocje już kilka miesięcy przed wyborami.



- Podjąłem decyzję, że będę kandydował w najbliższych wyborach do Senatu RP z okręgu obejmującego powiat poznański - zapowiedział mecenas Roman Giertych, przed laty wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, a obecnie jeden z największych krytyków PiS.

Co prawda Giertych zaznaczył, że chce startować jako kandydat niezależny... ale zaraz dodał, że liczy na "wsparcie partii opozycyjnych". Czyli w praktyce - na niewystawienie przez tzw. pakt senacki żadnego innego kandydata w tym okręgu.

Jeszcze we wtorek Szymon Hołownia zdradził co nieco z ustaleń paktu, dając do zrozumienia, jakoby Giertych takie zapewnienie otrzymał. Jego słowa potwierdzały doniesienia Onetu - który już w poniedziałek pisał, że senator Rotnicka będzie musiała ustąpić miejsca Giertychowi.

Tyle że Jadwiga Rotnicka bynajmniej nikomu ustępować nie zamierza.

- Mogę tylko stwierdzić jednoznacznie, że ja podjęłam decyzję, że będę startować bez względu na wszystko - zadeklarowała Rotnicka w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej. Już po zapowiedzi Giertycha i, co istotne, również po wypowiedziach Hołowni.

Notabene pani senator poskarżyła się przy okazji, że nikt z jej partii - czyli Platformy Obywatelskiej - nie rozmawiał z nią o całej sprawie, i że "sama nie wie, jak ma odczytać to milczenie". Podkreśla też, że Donald Tusk obiecał obecnym senatorom możliwość startu na kolejną kadencję.

Dziś zadzwoniłem jeszcze do senator Rotnickiej i dla pewności zapytałem, czy podtrzymuje wszystko to, co powiedziała w rozmowie z PAP. Pani senator odparła, że wszystko podtrzymuje.

Jest sporo pytań, które w tej sytuacji chciałoby się zadać choćby Romanowi Giertychowi, ale ten chyba postanowił na razie nie gadać z dziennikarzami. W poniedziałek olał nasze prośby o kontakt i o rozmowę. Jego komentarza nie udało się uzyskać PAP. W innych mediach też go nie widziałem.

Jesteśmy zatem skazani na dywagacje. Co zrobi sam Giertych? Co zrobi Rotnicka? Jak zareagują partie tworzące pakt senacki? Potencjalnych scenariuszy tego, co może się wydarzyć w podpoznańskich wyborach do Senatu, jest całkiem sporo. Przyjrzyjmy im się dokładniej.


SCENARIUSZ NR 1
Giertych startuje, Rotnicka daje za wygraną

Czyli scenariusz wymarzony przez samego Romana Giertycha. I wstępnie przez niego wykreowany. Jest bowiem oczywiste, że dla Giertycha start do Senatu ma jakikolwiek sens tylko przy spełnieniu dwóch warunków:

- musi to być start z okręgu, w którym kandydat opozycji ma szansę pokonać kandydata PiS, albo - najlepiej - kandydat opozycji ma wręcz wygraną w kieszeni (a tak właśnie jest w przypadku Poznania i okolic)

- nie może być przy tym innego kandydata z opozycji, który mógłby z Giertychem wygrać albo co najmniej podebrać mu głosy

Już raz - w 2015 r. - Giertych wystartował do Senatu i sromotnie przegrał. Właśnie dlatego, że było aż sześciu kandydatów, głosy się rozproszyły i w efekcie senatorem z podwarszawskiego okręgu nr 41 został Konstanty Radziwiłł (późniejszy minister zdrowia i wojewoda mazowiecki).



Teraz sytuacja jest zgoła odmienna. Przede wszystkim działa tzw. pakt senacki, którego główną ideą jest właśnie to, aby nie dochodziło do takich sytuacji jak powyższa. Krótko mówiąc: żeby kandydaci szeroko pojętej opozycji nie startowali przeciwko sobie i żeby z wyborów do Senatu zrobić pojedynek PiS kontra "reszta świata".

Zgodnie z tą ideą - w okręgu podpoznańskim z dwójki Giertych / Rotnicka powinna wystartować tylko jedna osoba. Zakładając, że Szymon Hołownia mówił prawdę, nie tylko sam Giertych chciałby być tą osobą, ale skłania się ku temu cały pakt senacki. Miałby to być tzw. "casus [Krzysztofa] Kwiatkowskiego" z wyborów w 2019 r.

Wydaje się, że przy takiej przewadze opozycji nad PiS pod Poznaniem, Giertych nawet jako kandydat niezależny - bez żadnej konkurencji po stronie opozycji - miałby zwycięstwo w kieszeni. Nawet gdyby część wyborców opozycji w geście protestu oddała pusty głos. Wielu zatkałoby nos i zagłosowało na niego - skoro jedyną alternatywą byłby kandydat obecnej ekipy rządzącej.

Z pewnością Giertych wie, że to możliwe, bo podkreśla: - Mam nadzieję, że wybaczycie mi państwo błędy, które były w przeszłości. Mojej młodości politycznej. Myślę, że od 2007 r. udowodniłem, że potrafię się o pewne sprawy bić.

Co wtedy jednak z senator Rotnicką? Według informacji Onetu miałaby dostać "coś w zamian".

Start do Senatu z innego okręgu? - trudne do przeprowadzenia - o tym szerzej w następnym punkcie.

Biorące miejsce na liście do Sejmu? Pytanie, czy po 16 latach spędzonych w Senacie Rotnicka chciałaby lądować w innym miejscu i "uczyć się" Sejmu. Zwłaszcza że zwykle kierunek jest odwrotny - to doświadczeni posłowie po latach potyczek na sejmowej mównicy idą do spokojniejszego Senatu.

Mimo wszystko byłaby to też jakaś forma upokorzenia dla Rotnickiej, która startując od lat w jednomandatowym okręgu wyborczym była zdana całkowicie na siebie (i na partyjny szyld...), a teraz musiałaby się prosić o dobre miejsce na liście i rywalizować potem o głosy z ludźmi z partii.


SCENARIUSZ NR 2
Giertych startuje, Rotnicka też, ale z innego okręgu

Czyli i wilk Giertych syty, i owca Rotnicka cała. Wystarczy przecież obecną panią senator przerzucić do innego okręgu i niech kandyduje stamtąd. Eureka!

Zaraz, zaraz, nie tak prędko.

W zasadzie w grę wchodziłby chyba tylko sam Poznań. Z którego - notabene - Rotnicka już była senatorem w latach 2011-2019 (a wcześniej, w kadencji 2007-2011, ze "starego", większego okręgu, który obejmował miasto i powiat i wybierano z niego jednocześnie dwóch senatorów).

Z pozoru byłoby to do zrobienia, bo Marcin Bosacki - obecny senator z Poznania i nieformalny lider większości senackiej - przymierza się do startu do Sejmu. Może nawet zostać liderem listy Koalicji Obywatelskiej.

Tyle że ta układanka nie jest taka prosta. Przede wszystkim Poznań to również pewny mandat senatora dla opozycji, w dodatku w dość prestiżowym miejscu, więc chętnych jest więcej.

Choćby poseł Rafał Grupiński - którego "siła nabywcza" na liście do Sejmu spada z każdymi kolejnymi wyborami. Wydaje się, że startując z drugiego (jak ostatnio), trzeciego czy dalszego miejsca, wcale nie mógłby być pewny reelekcji. Już ostatnim razem wszedł ledwo, ledwo. Jak podawała niedawno "Wyborcza" - Senat mógłby być dla niego dobrym rozwiązaniem.

A przecież są jeszcze potencjalni kandydaci innych partii. Tu i ówdzie krążyły już pogłoski, że do Senatu chcieliby się wybrać Waldemar Witkowski czy Marek Siwiec, a i dla Polski 2050 to dobry teren.

Trudno sobie wprawdzie wyobrazić, żeby Koalicja Obywatelska - ustępując Giertychowi w okręgu podpoznańskim - zgodziła się odpuścić jeszcze sam Poznań, ale chętnych na "wakat" po Bosackim naprawdę nie powinno brakować.


SCENARIUSZ NR 3
Giertych startuje, Rotnicka stawia na swoim

To scenariusz, który w pewnym sensie leży na stole tu i teraz, z tym że wcale nie wydaje się najbardziej prawdopodobny.

Jednak słowo się rzekło: Giertych zdecydowanie zapowiedział start, Rotnicka równie zdecydowanie zapowiedziała, że nie ustąpi i też będzie kandydować. Obydwoje grają all-in. A gdy licytuje się tak wysoko, to trudno nagle zrobić krok wstecz.

Jak mógłby wyglądać taki "bratobójczy" pojedynek kandydatów opozycji?

Jeżeli Rotnicka wystartowałaby pod szyldem Koalicji Obywatelskiej - byłoby to raczej starcie bez historii. Szyld PO czy szerzej KO daje w Poznaniu z miejsca gigantyczną przewagę. Nie sądzę, by budzący wiele kontrowersji Giertych był wtedy w stanie nawiązać walkę.

Zwłaszcza że Jadwiga Rotnicka nie zwykła przegrywać w jakichkolwiek wyborach.


To jednak oznaczałoby jawny sprzeciw paktu senackiego wobec kandydatury Giertycha. Musieliby mu powiedzieć: "sorry, ale tego okręgu ci nie oddamy". Dotychczasowe wydarzenia raczej na to nie wskazują.

Gdyby jednak tak się stało, niewykluczone, że Giertych sam wycofałby się z kandydowania pod Poznaniem (patrz: scenariusz nr 5) i ewentualnie poszukał innego okręgu.

Wydaje się bowiem, że Rotnicka z szyldem Koalicji Obywatelskiej nie dałaby Giertychowi większych szans, oczywiście robiąc przy okazji miazgę również z kandydata PiS. Bez problemu obroniłaby więc mandat senatora.


SCENARIUSZ NR 4
Giertych startuje, Rotnicka nie ustępuje, ale zrywa z partią

Nieco inną sytuację mielibyśmy, gdyby Rotnicka zdecydowała się na start bez oglądania się nie tylko na Giertycha, ale też na ustalenia paktu senackiego - zakładamy tu zatem ciche poparcie tego paktu dla kandydatury byłego wicepremiera.

- Jest też przecież taka możliwość, że partia może mnie nie wystawić, ale ja mogę wystartować, prawda? I ten element też rozważam. Zobaczymy - zapowiedziała Rotnicka w rozmowie z PAP.

To oznaczałoby pójście "na noże" i otwartą konfrontację Rotnickiej z własną partią. Na razie mamy tylko zademonstrowanie paru dział na postrach. To i tak odważna deklaracja kogoś, kto należy do Platformy od blisko dwóch dekad i był dotąd lojalnym członkiem partii.

- Ma prawie 80 lat, więc co jej szkodzi w tej sytuacji? - zwróciła mi uwagę jedna z osób śledzących polską politykę, gdy rozmawialiśmy o zapowiedziach Giertycha, domniemanych ustaleniach paktu i o tym, czy wobec tego Rotnicka mogłaby zdecydować się na start na własną rękę.

(Oczywiście nie chodzi tu o wypominanie wieku - Joe Biden, rok starszy od Rotnickiej, zapowiada start na drugą kadencję w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w USA - po prostu można przypuszczać, że dla Rotnickiej to mogą być ostatnie wybory w karierze; np. inna wieloletnia parlamentarzystka z Poznania, czyli śp. Krystyna Łybacka, na polityczną emeryturę przeszła już w wieku 73 lat)

Miejmy też na uwadze, że mówimy o wyborach do Senatu, w których zależność kandydata od władz partii jest dużo mniejsza niż do Sejmu. A właściwie - żadna. Zbuntowany polityk nie musi się przejmować odległym miejscem na żadnej liście.

Wystarczy, że zgłosi własny komitet, zbierze 2 tys. podpisów i - pyk! - jest kandydatem.

Z tym że wtedy już bez partyjnego szyldu. Zarówno Rotnicka, jak i Giertych byliby w tej sytuacji kandydatami niezależnymi (zakładając oczywiście, że Giertych startowałby faktycznie z własnego komitetu, a nie pod szyldem Koalicji Obywatelskiej, bo to już trudno sobie wyobrazić).

Zagadką pozostaje, jak w tej sytuacji zachowaliby się wyborcy spod Poznania. Poprzednio - w 2015 i 2019 r. - gremialnie głosowali na Rotnicką (odpowiednio 164 tys. i 143 tys. głosów). Pytanie, czy głosowali bardziej na osobę, czy na jej partyjny szyld.

Z kolei Giertych też nie stałby na straconej pozycji. Nie miałby przeciwko sobie kontrkandydatki startującej pod partyjnym szyldem w ramach paktu senackiego. Znacznie słabszy byłby też zarzut, że Giertych łamie ten pakt, skoro miałby jego ciche poparcie i to Rotnicka musiałaby się wyłamać.

Kandydatura Giertycha - z punktu widzenia wyborców opozycji - ma też mocne punkty. To przede wszystkim polityczny fighter, jego "Kronika dobrej zmiany" to jedna z najostrzejszych recenzji rządów PiS, pod tym względem wyważona i dystyngowana Rotnicka mu nie dorównuje.

Do tego Giertych jeszcze jako lider Ligi Polskich Rodzin dał się poznać jako sprawny mówca (Jacek Kurski z pewnością pamięta...), i nawet były premier Leszek Miller - którego kiedyś z Giertychem różniło niemal wszystko - dziś mówi, że jego wiedza prawnicza mogłaby się w Senacie przydać.

Taki wyścig dwojga niezależnych kandydatów po mandat senatora spod Poznania mógłby być pasjonujący. A jego wynik - pozostawałby wielką niewiadomą.

No dobrze... tylko czy nie otwierałby przypadkiem furtki do Senatu dla kandydata PiS? Na zasadzie "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Otóż wbrew pozorom - raczej nie. Opozycja musiałaby się naprawdę natrudzić, żeby to przegrać.

Poparcie dla PiS w Poznaniu od lat jest na poziomie 20-25 proc., w samym powiecie w 2019 r. skoczyło co prawda do 27 proc., a w wyborach do Senatu (gdzie jest mniej kandydatów i nieco łatwiej o lepszy wynik) wspomniany Pucek minimalnie przekroczył 30 proc.

Taki jest mniej więcej obecny "sufit" dla kandydatów PiS w Poznaniu i okolicach.

Zakładając nawet hipotetycznie, że głosy opozycji rozłożyłyby się idealnie po równo między Rotnicką a Giertycha (mało prawdopodobne), to każde z nich uzyskałoby wtedy po 35 proc.

Czyli wciąż więcej niż jakikolwiek kandydat PiS w jakichkolwiek wyborach w Poznaniu i okolicach w ostatnich latach. Aby znaleźć tu lepszy rezultat spod szyldu PiS - musielibyśmy cofnąć się do... wyborów prezydenckich z 2005 r. Wtedy Lech Kaczyński w II turze zdobył w pow. poznańskim 39,8 proc. głosów.

Bardzo możliwe, że mielibyśmy więc swoisty "casus Kierzek-Koperskiej" z 2015 r., w którym dodatkowy kandydat co prawda namiesza, ale nie zmienia sytuacji na korzyść PiS:




SCENARIUSZ NR 5
Giertych się wycofuje, Rotnicka startuje

Tak zdecydowane i jednoznaczne zapowiedzi startu, jakie zdążył poczynić Roman Giertych, raczej nie wskazują, by zostawiał sobie przestrzeń do zrobienia kroku w tył. Ale może nie mieć wyjścia.

Zakładając, że pakt senacki postanowiłby jednak zignorować jego kandydaturę i poprzeć start senator Rotnickiej (czyli scenariusz nr 3), szanse byłego wicepremiera na wejście do Senatu spadłyby znacząco.

A przecież Giertych nie po to zapowiada start, by zostać chłopcem do bicia i ponieść klęskę.

Dlatego można sobie wyobrazić scenariusz, w którym Giertych po cichu szuka sobie innego okręgu, gdzie nie trafi na tak silny opór obecnego senatora i będzie miał większą szansę rozepchnąć się.

I gdzieś w środku lata - jeszcze zanim kampania na dobre się rozkręci - ogłosi, że jednak startuje z innego miejsca. Kto wie? Może nawet podjąłby się wyzwania, które już dziś niektórzy mu prześmiewczo sugerują, czyli próby odbicia któregoś z senackich okręgów będących obecnie w rękach PiS.


Jednak tym samym Giertych przyznałby się do strachu przed starciem z Rotnicką. Wycofując się spod Poznania z podkulonym ogonem sam przypiąłby sobie łatkę tchórza, a to zupełnie nie pasuje do wizerunku politycznego fightera, na jakiego mecenas kreuje się ostatnimi czasy i jakim zapewne chciałby być też w Senacie.


SCENARIUSZ NR 6
Giertych startuje, Rotnicka też, i nie tylko

Rozważając scenariusze nr 3 i 4 - czyli start Giertycha i Rotnickiej przeciwko sobie - musimy mieć na uwadze jedną rzecz. Taki rozwój wypadków byłby zakwestionowaniem idei paktu senackiego w tym okręgu.

A to oznaczałoby, że nie ma przeciwwskazań, aby zgłosili się kolejni chętni.

Waldemar Witkowski? Ktoś od Hołowni? A wtedy i Konfederacja może poczuć krew, przypomnieć o sobie, wystawić własnego kandydata (zresztą już teraz Sławomir Mentzen zapowiada, że wystawią w każdym okręgu).

O ile przy dwóch kandydatach opozycji idących łeb w łeb PiS wciąż nie ma tu szans wyrwać mandatu senatora (scenariusz nr 4), to już w przypadku 3-4 kandydatów głosy rozpraszają się bardziej, a sytuacja robi się niepewna.

To byłby de facto powrót do sytuacji, jaką mieliśmy w wielu senackich okręgach w całym kraju w 2015 r., czyli sprzed paktu senackiego. Wówczas PiS zdobył większość w Senacie. Wygrywał również w miejscach, gdzie to obecna opozycja miała przewagę (i to wyraźną!), ale walcząc między sobą - niejako na własne życzenie traciła mandaty senatorów.

Tak senatorem na kadencję 2015-2019 został choćby Robert Gaweł (obecnie wielkopolski kurator oświaty), choć w okręgu gnieźnieńskim zdobył tylko 36,2 proc. głosów:



Cztery lata później ten sam Gaweł dostał nawet więcej, bo 40,9 proc., ale do Senatu nie wszedł. Bo większość opozycji połączyła siły i wystawiła wspólnego kandydata - Pawła Arndta z Koalicji Obywatelskiej. Tak właśnie działają okręgi jednomandatowe i tak działa skrojony pod nie pakt senacki.

Czym natomiast może się skończyć dla opozycji łamanie tego paktu i dodatkowi kandydaci gotowi namieszać w wyborach? - to pokazała KURIOZALNA sytuacja z wyborów w 2019 r. w Jeleniej Górze (okręg nr 2).

Poza kandydatami PiS i KO wystartował tam również kandydat Polskiej Lewicy. (Gdyby ktoś nie kojarzył - to taka partyjka, którą kiedyś założył Leszek Miller, obecnie bez większego politycznego znaczenia).

Traf chciał, że dodatkowo doszło do poważnego błędu przy drukowaniu kart wyborczych - nazwa komitetu co prawda się zgadzała, ale już logo pomylono. I zamiast logo Polskiej Lewicy wydrukowano logo... Lewicy. Czyli innego, większego komitetu wyborczego (formalnie startującego wtedy jako SLD), co mogło wprowadzić wyborców w błąd.

Efekt? Kandydat nieznanej nikomu Polskiej Lewicy zdobył nagle 21,6 proc. głosów i przyczynił się do pozbawienia opozycji jednego z miejsc w Senacie:



Trudno sobie wyobrazić, jak bardzo musiałyby się rozproszyć głosy na kandydatów opozycji, aby senatorem spod Poznania został kandydat PiS z wynikiem rzędu zaledwie 30 proc. Ale powyższe przykłady mogą być dla paktu senackiego poważną przestrogą.


Żeby było jeszcze ciekawiej - bardzo podobna sytuacja jak pod Poznaniem zrobiła się w Warszawie. Tam start do Senatu (z okręgu nr 43) niespodziewanie zapowiedział Ryszard Petru. Tam również dotychczasowa senator Barbara Borys-Damięcka również nie zamierza ustępować.

Zdaje się jednak, że Petru mniej zadbał o zachowanie pozorów i choćby wstępne dogadanie z paktem senackim, bo rzecznik PO Jan Grabiec już oskarżył go o "szkodzenie opozycji". A obecny lider Nowoczesnej Adam Szłapka zawiesił swojego poprzednika w partii.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: