Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje



Siedem wspomnień na siedem lat po Euro 2012. Król kibiców z Irlandii, czarny piksel na telebimie i Eusebio na oddziale

#Poznań #Euro 2012 #strefa kibica #Irlandczycy #Chorwaci #Włosi #Ryszard Grobelny #Opalenica

SEWERYN LIPOŃSKI
10 czerwca 2019

Król irlandzkich kibiców popijający z Chorwatami pod Sheratonem. Polak oglądający mecz otwarcia w greckiej koszulce w proteście przeciw "farbowanym lisom". Banknoty z Ryszardem Grobelnym, Kaczor Donald na demonstracji, legendarny Eusebio w szpitalu przy Szwajcarskiej... Po siedmiu latach można o Euro 2012 mówić różne rzeczy, ale na pewno nie to, że było nudno.

Z każdym kolejnym rokiem Euro 2012 wydaje się wydarzeniem coraz mniej niedawnym, a coraz bardziej takim, o którym za jakiś czas będziemy mówić w kategoriach "dawno, dawno temu...". Do szkoły pójdą po wakacjach dzieciaki, których wtedy nie było nawet na świecie.

Śladów po tamtych wydarzeniach też jakby coraz mniej. Jasne, stadion stoi jak stał i pewnie jeszcze długo postoi, ale choćby koniec przebudowy ronda Kaponiera pod koniec 2016 r. symbolicznie oznaczał, że Euro 2012 przechodzi już na dobre do historii.

Ale mimo wszystko to było wydarzenie, jakiego Poznań wcześniej nie widział, i prędko - może już nawet nigdy? - nie zobaczy.



Jak być może kojarzycie, tutaj na blogu Poznań Spoza Kamery - który się wtedy jeszcze tak nie nazywał - na bieżąco opisywałem przygotowania miasta do mistrzostw, dlatego tym bardziej co roku staram się coś o tym coraz odleglejszym Euro 2012 jednak wrzucić.

Dziś na siedem lat po Euro 2012 siedem wspomnień, trochę z pamięci, a trochę odtworzonych dzięki wszystkim tekstom z "Wyborczej", które wtedy napisałem i zachowałem oczywiście do teraz.

--

Piksel na telebimie, czyli Robert Lewandowski idzie na króla strzelców



- Nie chciałem oglądać tego meczu w domu. Za mojego życia nie będzie już pewnie drugiego takiego spektaklu - mówił Bogusław Wilczyński. Jego żona nie interesuje się tak bardzo piłką nożną, więc nie przyszła, ale kupiła mu czerwony dres, by miał w czym kibicować.

- Uda się, wyjdziemy z grupy na pierwszym miejscu, a potem pokonamy Niemców. Dojdziemy nawet do finału! - cieszył się [w przerwie meczu] Damian Kawczyński, który z żoną Martą i dwuletnim Adasiem przyjechał aż z Wałcza.

(...) Śmiali się, że kibicują we czwórkę. Bo pani Marta jest w ciąży. Imienia jeszcze nie wybrali. - Jak Lewandowski zostanie królem strzelców, to będzie Robert - żartował pan Damian.


Tuż przed meczem otwarcia Polski z Grecją w zasadzie trudno było spotkać w strefie kibica kogoś, kto nie typowałby wygranej Polaków, a najczęściej padało właśnie nazwisko Lewandowski.

Polski napastnik już wtedy był gwiazdą Borussii Dortmund i reprezentacji. Z tym że na największe wyczyny - cztery bramki z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów czy pięć goli w dziewięć minut z Wolfsburgiem - miał jeszcze trochę poczekać.

Jednak podczas polskiego Euro wszyscy liczyli na jego bramki. I faktycznie: 17. minuta meczu z Grecją, dośrodkowuje Błaszczykowski, a kompletnie niepilnowany Lewandowski głową strzela na 1-0.

Strefa kibica oszalała.



Strefa, która zgodnie z zapowiedziami miała być na 30 tys. kibiców, ale w praktyce mieściła ich nieco mniej. Podobno ze względów bezpieczeństwa. Tak samo było podczas kolejnych spotkań Polaków.

Kibice, którzy mecz Polska-Grecja oglądali właśnie na pl. Wolności, zapewne zapamiętali też dziwaczny czarny piksel, który przez całe spotkanie uparcie zasłaniał kawałek boiska na samym środku telebimu.

Druga połowa ostudziła euforię. Niespodziewanie grający w osłabieniu Grecy wyrównali, potem jeszcze faul Szczęsnego, czerwona kartka, rzut karny... Karny, którego - nie do pomyślenia - obronił rezerwowy bramkarz Przemysław Tytoń, tuż po wejściu na boisko.

Później wieczorem Rosjanie grali z Czechami. Na tym meczu tylu ludzi już nie było, ale uwagę zwracał zwłaszcza jeden, który przechadzał się po strefie kibica w greckiej koszulce i greckim szaliku.



- Pan jest z Grecji? - zagadnąłem po angielsku. Nie, okazało się, że to... Polak. 29-letni Artur Hoffmann chciał tak zamanifestować swój sprzeciw wobec obecności w polskiej kadrze tzw. farbowanych lisów, czyli naturalizowanych piłkarzy typu Ludovic Obraniac.

Stand up for the Boys in Green, czyli samozwańczy król irlandzkich kibiców pije pod Sheratonem



Zaraz po ostatnim gwizdku Tomislav Tolić i Brendan Kilorne uściskali się serdecznie.
- Irlandczyków nigdy nie jest łatwo pokonać, ale nasza drużyna była dziś bardzo silna. Jesteśmy lepsi! - cieszył się Chorwat. Jego reprezentacja zwyciężyła 3:1.
Irlandczyk odpowiadał: - To tylko jedna porażka. Wygramy pozostałe mecze i też wyjdziemy z grupy!


Początek Euro zbiegł mi się z końcem studiów i pisaniem pracy licencjackiej. To m.in. dlatego w niedzielę, 10 czerwca, jakoś nie mogłem się zmobilizować, żeby w ogóle wstać.

Kurna, mistrzostwa dopiero się zaczęły, dziś pierwszy mecz w Poznaniu, a ja już nie mam nawet siły wyjść z domu!

- Już się dzieje na mieście. Trzeba by zacząć coś relacjonować... - zadzwoniła krótko przed południem koleżanka z redakcji. Koniec leniuchowania.

Na szczęście kibiców nie trzeba było daleko szukać. Pierwsze grupki Chorwatów przyuważyłem już przy ul. Matejki.

- Gdzie tu można wymienić pieniądze? - pytali mnie Ivo Majkovica, Miho Hendić i Tonci Vlasić. - Mamy tylko chorwackie. Przyjechaliśmy dosłownie pięć minut temu autobusem.

Tymczasem impreza na całego trwała już w Sheratonie. To tam zakwaterowała się reprezentacja Irlandii, a jej kibice od rana pili piwo w hotelowej restauracji, przekomarzając się z Chorwatami, kto wygra mecz.

Jednym z nich był 47-letni Aban "Abo" McGrath, samozwańczy król irlandzkich kibiców, który od lat jeździ niemal na wszystkie wyjazdowe mecze reprezentacji.



- To nie tylko pasja. To całe moje życie! - podkreśla. Wspomina, jak kibicował rodakom na Euro 88 w Niemczech, na mundialu 1990 we Włoszech, a nawet na kolejnych w 1994 r. w USA i w 2002 r. w jeszcze odleglejszej Korei i Japonii.

Pytam, czy pamięta pierwszy mecz reprezentacji, na który się wybrał. No jasne! - To było w Lansdowne Road. Irlandia grała z Hiszpanią. Był remis 3-3, dwie bramki strzelił dla nas Frank Stapleton, a jedną Ashley Grimes - wylicza. Sprawdzam potem w internecie. Wszystko się zgadza.

Już raz wcześniej McGrath był w Poznaniu, gdy w 1991 r. Polska grała z Irlandią właśnie przy ul. Bułgarskiej. Mówi, że zna się z Giovannim Trapattonim - włoskim selekcjonerem Irlandczyków - przedstawia mi też swojego kumpla Willy'ego Englisha, z którym jeździ na te wszystkie mecze.

Tak właściwie Irlandczycy mogliby tu być całym osobnym wspomnieniem. Podczas całego Euro 2012 podobno przewinęło się ich przez Poznań nawet 100 tys. Zrobili taką furorę, że poznaniacy zorganizowali im specjalne pożegnanie na rynku.

To było 18 czerwca przed trzecim meczem Irlandii. Tak szybko, bo o ile kibice z Zielonej Wyspy spisywali się na medal, to już piłkarze nie podołali wyzwaniu i przegrali wszystkie trzy mecze.

Chleba zamiast igrzysk, czyli Kaczor Donald i banknoty z Grobelnym



- Euro skończone, miasto zadłużone! Koko koko, Euro szajs, gdzie jest na przedszkola hajs? - skandowali demonstranci. Anarchiści rozdawali m.in. banknoty z wizerunkiem prezydenta Ryszarda Grobelnego i stadionu. (...) Był też człowiek w stroju Kaczora Donalda, nawołujący, by go kopnąć w kuper.

Kiedy Irlandczycy popijali z Chorwatami piwo na mieście, a ci z biletami powoli wybierali się już na stadion, spod opery wyruszyła demonstracja pod hasłem "chleba zamiast igrzysk!". Zgromadziła kilkaset osób.



To był wyraz wkurzenia na tę ciemniejszą stronę Euro 2012. Czyli na miliony złotych z publicznej kasy, które poszły na przygotowania do turnieju, w tym 750 mln zł na budowę (choć formalnie była to modernizacja już istniejącego) poznańskiego stadionu.

Prezydent Ryszard Grobelny zawsze odpierał te zarzuty, przypominając, że poza stadionem wiele inwestycji to sprawy typowo miejskie, najczęściej komunikacyjne, którymi miasto - z Euro czy bez Euro - i tak musiałoby się prędzej czy później zająć.

Przebudowa Kaponiery, trasa tramwajowa na Franowo z nową zajezdnią, przedłużenie Pestki do Dworca Zachodniego, przebudowa ul. Bukowskiej, ronda Nowaka-Jeziorańskiego...

Tymczasem organizacja Euro 2012 sprawiła, że mnóstwo tych inwestycji skupiło się w jednym czasie, a zadłużenie miasta wzrosło niemal do 2 mld zł. Zresztą nie tylko o miasto tu chodziło. Hasło "chleba zamiast igrzysk" zabrzmiało też, gdy prezydent Bronisław Komorowski przemawiał na otwarciu nowego dworca PKP.

Wówczas wydawało się, że ta grupa kilkuset osób demonstrujących przeciw Euro 2012 to garstka, ale... niektóre podnoszone przez nich kwestie okazały się w pewnym sensie prorocze.

To w końcu właśnie nowy dworzec został szybko uznany za najgorszą poznańską inwestycję na Euro 2012, a być może najgorszą inwestycję w ogóle w całym mieście, choć... po pewnym czasie przebił go jednak niekończący się serial z coraz to droższym rondem Kaponiera.

ZOBACZ TAKŻE: Jak żyć? "Rondo Kaponiera", najsłynniejszy poznański serial, został dzisiaj zdjęty z anteny

Tak a propos Kaponiery. Dodatkową irytację z pewnością mógł wywoływać fakt, że z częścią inwestycji zaplanowanych na Euro 2012 po prostu nie udało się zdążyć, dlatego miasto musiało je mozolnie kończyć jeszcze długo po mistrzostwach.

Zaczęły się problemy z dopinaniem budżetu. Miasto musiało podnosić ceny biletów komunikacji miejskiej, z czego później wynikła kolejna afera, związana z zawyżonymi danymi dotyczącymi sprzedaży tychże biletów. Jakby tego było mało, okazało się, że w budżecie oświaty jest dziura na... 78 mln zł.

To głównie z przyczyn finansowych miejscy radni zbuntowali się i odrzucili pomysł prezydenta, by Poznań poszedł za ciosem i ubiegał się kolejny raz o młodzieżowe igrzyska olimpijskie, tym razem w 2018 r. O tym szerzej za chwilę.

Polskie protesty przeciw Euro 2012 tak naprawdę były zwiastunem tego, co działo się rok później w Brazylii - najbardziej przecież zakochanym w piłce nożnej kraju na świecie! - gdzie protesty przeciw kosztownej organizacji mundialu 2014 zamieniały się wręcz w uliczne zamieszki.

Opalenica welcomes you, czyli Cristiano Ronaldo rozdaje autografy



- Osobiście nie lubię meczów. Ale mąż, syn i sąsiedzi uwielbiają. To pomyślałam, że chociaż zrobimy coś oryginalnego - mówi Renata Kowalska.

Na płocie powiesiła transparent z napisem: "Bem vindo ao Opalenica". Nawet w internecie sprawdzała, czy dobrze napisała. Żeby przypadkiem nie było błędu. Jak jechali Portugalczycy i rozglądali się z autokaru, to zwrócili uwagę właśnie na ten napis.


Krótko po rozpoczęciu Euro 2012 wyrwałem się z Poznania na jeden dzień do Opalenicy. Niewielkie, 10-tysięczne miasteczko podczas turnieju znalazło się w centrum uwagi, bo właśnie tu zamieszkała reprezentacja Portugalii.

Trudno było tej obecności nie zauważyć. Prawie na każdej ulicy wisiały flagi UEFA z napisem "Opalenica welcomes you", a na domach flagi Polski, Portugalii i samego miasta. Przy wjeździe nad ul. Poznańską zawisł transparent: "Opalenica wita reprezentację Portugalii".

ZOBACZ CAŁY TEKST: Opalenica welcomes you. Przyjechali Portugalczycy i...

Pogadałem tam chyba z każdym, kto akurat się nawinął, nawet z księdzem z miejscowego kościoła i z panią z ochrony pilnującej hotelu, w którym zatrzymali się portugalscy piłkarze. Zajrzałem do szkoły, w której dzieciaki zrobiły wystawę rysunków, oczywiście o tematyce Euro 2012.

Państwo Kowalscy i Duda, mieszkający tuż przy hotelu z Portugalczykami, na specjalnie przygotowanej makiecie typowali wyniki spotkań Polaków.



Z jednej strony nasłuchałem się sporo o fajnej atmosferze wokół Euro. Z drugiej narzekania, że bardziej niż wizyta portugalskich piłkarzy - nawet Cristiano Ronaldo rozdającym autografy czy z Nanim jeżdżącym rowerem po ulicach i pozującym do wspólnych zdjęć - mieszkańcom Opalenicy przydałaby się jednak obwodnica.

Frustracji nie kryli też przedsiębiorcy z zamkniętej na czas turnieju ul. Parkowej. Co prawda dojazd do sklepów niby jest dozwolony, ale tego nikt już nie doczytał, więc klientów brak.

Cała historia z Portugalczykami w Opalenicy miała dość nieoczekiwany epilog. Pod koniec turnieju Eusebio - legendarny portugalski piłkarz, który także przebywał na zgrupowaniu reprezentacji - podczas oglądania jednego z meczów źle się poczuł i trafił do poznańskiego szpitala przy ul. Szwajcarskiej.

Rzecznik szpitala Stanisław Rusek chyba nigdy by się nie spodziewał, że będzie przekazywał dziennikarzom, w jakim stanie jest 70-letni wówczas król strzelców mundialu z 1966 r. A jego słowa będą przytaczać takie gazety jak "A Bola" czy "Mais Futebol".

Po paru dniach Eusebio wrócił do Portugalii. Tam lekarze kategorycznie - ze względu na stan zdrowia - zabronili mu oglądać półfinał Portugalia-Hiszpania w telewizji.

Portugalczycy przegrali po karnych, a sam Eusebio zmarł półtora roku później, nie doczekał więc niestety triumfu swoich rodaków w kolejnym Euro 2016 rozgrywanym we Francji.

Marsylianka i Oceana w strefie kibica, czyli piłkarski jarmark na ulicach



- Gdy sześć lat temu oglądałam mecze Ukrainy na mundialu, to były same zwycięstwa. Raz nie mogłam oglądać... i od razu przegrali! Dlatego teraz staram się nie opuścić żadnego meczu - Lena Varda, ukraińska studentka mieszkająca w Poznaniu, podczas meczu Francja-Ukraina.

Tak naprawdę Poznań na trzy tygodnie zamienił się w jeden wielki, piłkarski, wielonarodowy jarmark. Oczywiście najbardziej było to widać w pierwszym tygodniu.




Wszechobecne zielone koszulki Irlandczyków, chodzących po ulicach całymi grupami lub popijających piwo w którymś z ogródków, niekiedy dodatkowo z zielonymi kapeluszami lub twarzami pomalowanymi w narodowe barwy.

Spryciarze usiłujący zarobić na biletach, tacy jak Amerykanin, który kilka godzin przed meczem Chorwacja-Irlandia przechadzał się po centrum Poznania i sprzedawał wejściówki po 150 euro: - To niedrogo! Tickets, tickets!

Francuzi śpiewający w strefie kibica Marsyliankę po zwycięskim meczu z Ukrainą, i przypatrujący im się z boku zasmuceni Ukraińcy, którzy wcześniej dzielnie dopingowali swoich przez całe 90 minut.

Kibice najróżniejszych nacji - oczywiście również Polacy - którzy próbowali mnie pocieszać po przegranym meczu Holandii z Danią, bo oglądałem ten mecz w koszulce "pomarańczowych" i myśleli, że jestem Holendrem.

Wolontariusz Ronald Meono, który do Poznania przyleciał aż z Kostaryki (!), by pomagać przy organizacji turnieju.

Wszechobecne dziewczyny malujące kibicom twarze w ich narodowe barwy.

I wreszcie Oceana, niemiecka - choć z karaibskimi korzeniami - piosenkarka, autorka oficjalnej piosenki Euro 2012. Już przed mistrzostwami pisałem, że ten utwór średnio przypadł mi do gustu, ale...

Co tu dużo mówić, "Endless Summer" rozbrzmiewało w strefie kibica tak często, że już zawsze i wszędzie będzie mi się kojarzyć właśnie z poznańskim Euro.



Sama Oceana wystąpiła na pl. Wolności 14 czerwca. Tuż po meczu Polska-Rosja, jednym z fajniejszych na całych mistrzostwach, bo trzymającym w napięciu do ostatnich minut.

Mimo wszystko Polacy z tego piłkarskiego jarmarku szybko się wypisali. Przegrana 0-1 z Czechami w trzecim meczu oznaczała, że ekipa Franciszka Smudy nie wyszła z grupy.

Zaraz po ostatnim gwizdku ledwo zdążyłem zebrać pierwsze, rozczarowane komentarze kibiców, bo tym razem strefa kibica szybko opustoszała. Zaczął się koncert DJ-a Denisa The Menace'a...

Ale nie, w tej atmosferze nikt nie miał ochoty na imprezowanie. Co najwyżej na wspólne picie z Irlandczykami, którzy też już zdążyli odpaść z mistrzostw, dlatego podszyta smutkiem zabawa przeniosła się na Stary Rynek.

I trwała do chwili, gdy około północy na Poznań lunął największy podczas Euro 2012 deszcz.

Spaghetti lepsze niż gazpacho, czyli koza Przylepa typuje wynik finału



- Szkoda tylko, że do finału nie doszli Polacy. Moglibyśmy zaśpiewać im hymn. Albo że nic się nie stało - żartowali muzycy z De Mono.

Piłkarskie święto dobiegało końca. Spóźniony przybiegłem na plac Wolności, gdzie koza Przylepa - w obecności dziennikarzy i fotoreporterów - zajadała się już w najlepsze włoskim spaghetti. Jakoś nie miała ochoty na hiszpańskie gazpacho.

To mogło oznaczać tylko jedno - Przylepa wytypowała zwycięstwo Włochów w finale Euro 2012.



Koza, przywieziona z gospodarstwa rolnego Uniwersytetu Przyrodniczego, miała być takim polskim odpowiednikiem niemieckiej ośmiornicy imieniem Paul. Przypomnijmy: podczas mundialu 2010 Paul prawidłowo wytypował wyniki wszystkich siedmiu (!!!) spotkań reprezentacji Niemiec.

To może jeszcze większość kojarzy, choć pewnie mało kto wie, że Paul typował też wcześniej wyniki Euro 2008 i tu aż tak dobrze mu nie szło, bo jednak dwa razy się pomylił. Podczas mundialu był już jednak bezbłędny.

Kibiców włoskich i hiszpańskich nie było aż tylu, co z Irlandii czy Chorwacji, ale gdzieniegdzie dało się ich przyuważyć. Zresztą nie brakowało też Polaków trzymających kciuki właśnie za Hiszpanów czy Włochów.

Po odpadnięciu polskiej reprezentacji to chyba właśnie te dwie nacje cieszyły się największą sympatią.

Zapadł mi w pamięć Marcin Gallo, wówczas 29-latek z Wronek, bo był chyba jedynym z tysięcy kibiców, na którego natknąłem się podczas Euro 2012 dwa razy. Za pierwszym razem - przed którymś ze spotkań Włochów w fazie grupowej. Za drugim - już przed finałem.

Jego dziadek był Włochem, służył w armii króla za czasów Benito Mussoliniego. Marcin urodził się już w Polsce, jednak nie zapomina o swoich korzeniach.

- Babcia zawsze o to dbała. A we Włoszech piłka nożna to religia - podkreśla. Od początku mistrzostw wierzył w Italię. Pokazuje mi daty na szaliku reprezentacji: - Spójrz. Rok 1982, korupcja we włoskiej piłce i mistrzostwo świata. Rok 2006, znów korupcja i znów mistrzostwo! W tym roku będzie tak samo, wygrają Euro.


A jednak nie wygrali. To był najbardziej jednostronny finał jakiegokolwiek turnieju w ostatnich latach, Włosi trzymali się dzielnie tylko do drugiej bramki Hiszpanów, później zeszło z nich powietrze.

Już na dobre emocje się skończyły, kiedy kontuzji doznał Thiago Motta, a Włosi wykorzystali już wszystkie trzy zmiany. Przez ostatnie pół godziny musieli grać w dziesiątkę.



Znamienny był obrazek, jak pod koniec bramkarz Hiszpanów Iker Casillas poprosił sędziego, by oszczędził przegrywających już 0-4 Włochów i nie doliczał choćby minuty do podstawowego czasu gry. Arbiter przychylił się do jego prośby.

Koza Przylepa, która wcześniej trafnie przewidziała wyniki dwóch poznańskich spotkań Euro (remis Włochów z Chorwacją i zwycięstwo Włochów z Irlandią), tym razem się pomyliła.

Kto odpowiadał za pogodę, czyli prezydent Grobelny marzy o mundialu



- Gdy dostaliśmy organizację Euro 2012, mieliśmy w Polsce przekonanie, że to za duże wyzwanie i pewnie się nie uda. Jednak okazało się, że nie porywaliśmy się z motyką na słońce - mówił prezydent Ryszard Grobelny. (...) I żartował: - Z panem wojewodą zastanawialiśmy się tylko, kto w sztabie był odpowiedzialny za pogodę...

Wtorek, 3 lipca, dwa dni po zakończeniu Euro 2012. Prezydent Ryszard Grobelny z urzędnikami wojewody i innymi służbami zaangażowanymi w organizację mistrzostw podsumowuje turniej.

Do Poznania zjechało - według wyliczeń urzędników - około 115 tys. kibiców z Irlandii, Chorwacji i Włoch. Podobno zostawili w mieście jakieś 150 mln zł. Jeśli zsumować wyniki ze wszystkich dni, to przez strefę kibica przewinęło się ponad 700 tys. ludzi, a przez Stary Rynek około miliona.

Podczas przerwy podszedłem do Grobelnego i zrobiłem z nim krótką rozmowę.

Co najbardziej pan zapamięta z Euro 2012?

- Atmosferę przed pierwszym meczem w Poznaniu. Taki pobyt na Starym Rynku około południa i trochę później. Nie sądziłem, że będzie aż tak niesamowicie.

Oczywiście wiedziałem, że będzie fajnie, byłem wcześniej na mundialu w Niemczech i widziałem, jak wygląda taka atmosfera przedmeczowa. Ale nie spodziewałem się, że u nas będzie aż tak sympatycznie. I że będzie na mieście aż tak wielu poznaniaków. (...)

W mediach mówi się, że za kilkanaście lat Polska mogłaby zorganizować piłkarskie mistrzostwa świata. Albo nawet igrzyska olimpijskie. Co pan na to?

- Moim zdaniem Polskę stać na organizację największych imprez sportowych, także olimpiady. Mówiłem to już przed Euro 2012. Polska powinna sobie taki cel postawić.

Oczywiście nie może być taki, że chcemy coś zorganizować za sześć czy za osiem lat, bo to nierealne. Ten cel musi być w trochę dłuższej perspektywie. Ale powinniśmy próbować. Uważam, że jesteśmy w stanie zorganizować dobrą olimpiadę.

Mówiąc "jesteśmy", ma pan na myśli Poznań czy Warszawę?

- Zapewne - niestety, z poznańskiego punktu widzenia - taką olimpiadę współcześnie powinna organizować Warszawa. Ale myślę, że w Poznaniu mogłyby się spokojnie odbywać mecze grupowe w sportach zespołowych. A także, oczywiście, zawody regatowe na Malcie, bo trudno byłoby budować kolejny tor regatowy w Polsce.

Dlatego Poznań na pewno również by skorzystał. Tak samo powinniśmy starać się o mundial, czyli kolejną największą imprezę. To nie jest coś, co przekracza nasze możliwości organizacyjne. Inna sprawa, czy Polska dzisiaj potrafiłaby wywalczyć sobie taką imprezę. Tu mam wątpliwości.


PRZECZYTAJ CAŁY WYWIAD z prezydentem Ryszardem Grobelnym tuż po Euro 2012

Z dzisiejszego punktu widzenia widać wyraźnie, że Grobelny dość mocno popłynął, chyba udzielił mu się entuzjazm po Euro. Zresztą trzeba uczciwie dodać, że nie był jedynym, bo podobne rzeczy zupełnie serio mówiło wtedy więcej ludzi.

Tym, który już podczas Euro 2012 rzucił hasło organizacji mundialu wspólnie z Niemcami lub Czechami, był choćby prezydent Gdańska - dziś już świętej pamięci - Paweł Adamowicz.

Jednak krótko po Euro 2012 prezydent Grobelny poniósł porażkę w sprawie organizacji dużo mniejszej imprezy. Nie zdołał przekonać radnych, by Poznań kolejny raz ubiegał się o młodzieżowe igrzyska olimpijskie, które miałyby się odbyć w 2018 r.

Potem większe imprezy organizowane przez Polskę zaczęły Poznań po prostu omijać. Ktoś powie, że prze brak siły przebicia i lobbingu? Nie, po prostu przez brak odpowiednich obiektów, a konkretnie nowoczesnej hali.

Mistrzostwa Europy w siatkówce 2013? Gdańsk, Sopot, Gdynia.

Mistrzostwa świata w siatkówce 2014? Warszawa, Trójmiasto, Bydgoszcz, Kraków, Katowice, Łódź, Wrocław.

Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej 2016? Trójmiasto, Katowice, Łódź, Kraków, Wrocław.

Mistrzostwa Europy w siatkówce 2017? Warszawa, Trójmiasto, Szczecin, Kraków, Katowice.

Zresztą problem dotyczy nie tylko braku hali. W międzyczasie wyszło też na jaw choćby to, że Termy Maltańskie - zbudowane za 270 mln zł - mimo 50-metrowego "olimpijskiego" basenu nigdy nie będą mogły gościć igrzysk czy mistrzostw świata. Zgodnie z przepisami musiałyby mieć jeszcze drugi taki basen, rozgrzewkowy.

Już po dwóch latach potencjalne starania o mundial czy igrzyska były zapewne jednym z mniejszych zmartwień Ryszarda Grobelnego. Jesienią 2014 r., w obliczu rozkopanej Kaponiery, świeżych jeszcze emocji po awanturze wokół Festiwalu Malta i po bałaganie z kartą PEKA, stanął do wyborów. I choć mimo wszystko wydawał się pewniakiem - te wybory przegrał.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: