SEWERYN LIPOŃSKI
22 maja 2009
No i stało się: Trybunał Konstytucyjny rozstrzygnął to, czego nie umieli rozstrzygnąć prezydent i premier (a może inaczej: każdy z nich chciał to rozwiązać w inny sposób). Wydawałoby się, że wszyscy powinniśmy odetchnąć z ulgą. Niestety nie możemy. Bo już pierwsze komentarze pokazują, że werdykt Trybunału tak naprawdę niewiele do sprawy wnosi, a do rzeczywistego kompromisu jeszcze bardzo daleko.
Co w ogóle orzekł Trybunał? W zasadzie to, czego należało się spodziewać i co mówi Konstytucja – jeśli tylko ktoś uważnie ją czyta, a nie próbuje naginać jej treści do własnych potrzeb. Krótko mówiąc, prezydent może latać na takie szczyty i spotkania, na jakie tylko chce i premier nie ma tu nic do gadania. Ale z kolei prezydent nie ma nic do powiedzenia w kwestii polskiego stanowiska.
I tu mamy problem, bo oto obydwie strony sporu krzyczą głośno, że wygrały. Kaczyński wygrał! Tusk wygrał! Wszyscy wygrali. Kaczyński dlatego, że już nikt mu nie zabierze rządowego samolotu sprzed nosa ani nie zabroni wstępu na jakikolwiek szczyt. Tusk, bo prezydent nie będzie się mieszał do polityki zagranicznej rządu. Teoretycznie, oczywiście. Wszystko wydaje się super, panowie się cieszą... niestety tylko do następnego szczytu.
Bardzo jestem ciekaw, jak to będzie wyglądało w praktyce. Trybunał Konstytucyjny zamieścił w uzasadnieniu pewne sugestie, w których spotkaniach prezydent powinien uczestniczyć, a w których niekoniecznie. Zaraz pewnie będziemy mieli kłótnię o to, czy prezydent powinien się do tych sugestii stosować. Jeszcze ciekawiej może być już na samym szczycie, gdy Lech Kaczyński nieoczekiwanie wtrąci się do dyskusji i zacznie mówić innym głosem niż Tusk czy Sikorski. I co wtedy zrobi premier? Przecież nie zaknebluje mu ust. Pomacha mu przed nosem kartkami z orzeczeniem Trybunału? A może zadzwoni do Polski, po ABW? A może po prostu pożali się – jak zwykle – mediom.
Można oczywiście polemizować, że orzeczenie Trybunału jest dość jasne. I naiwnie wierzyć, że obydwaj panowie będą się do niego stosować. Ale równie dobrze można stwierdzić, że wszystko było jasne już wcześniej, wystarczyło poczytać Konstytucję. Niestety, zarówno otoczenie Tuska, jak i Kaczyńskiego opanowało do perfekcji sztukę nadinterpretacji panujących przepisów w zależności od sytuacji. Zapewne podobnie będzie z orzeczeniem Trybunału, które – jak by nie patrzeć – potwierdziło tylko to, co już wszyscy od dawna wiedzieli: że rozwiązanie tego sporu nie zależy od żadnych przepisów ani ustaw kompetencyjnych, tylko od woli współpracy. Tej, niestety, ostatnio bardzo często brakuje.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: