SEWERYN LIPOŃSKI
21 lipca 2015
Zapytajcie losowo wybranego poznaniaka, czym różni się ZTM Poznań od MPK Poznań. Zapewne pozastanawia się chwilę, podrapie po głowie, po czym stwierdzi, że właściwie to nie wie.
Ktoś, kto korzysta z komunikacji miejskiej, naprawdę nie musi szczegółowo wiedzieć, że ZTM Poznań to „organizator przewozów” (tak to się ładnie nazywa), a MPK Poznań to tylko przewoźnik, który na jego zlecenie te przewozy wykonuje.
Dopóki nie utrudnia to np. kupienia biletów lub napisania reklamacji – nie ma problemu. Oczywiście, w tle zdarzają się różne przepychanki i kurioza, np. przystankami zarządza na ogół ZTM Poznań, ale już wiatami przystankowymi - MPK Poznań. Szef radnych PiS Szymon Szynkowski vel Sęk stwierdził ostatnio, że ten podział „wymyka się jakiejkolwiek logice”, i trudno nie przyznać mu akurat w tej kwestii racji.
Paragraf 20...
Jednak ZTM Poznań i MPK Poznań właśnie poszły o krok dalej. Przedstawiciele obu instytucji postanowili wskoczyć na wyższy poziom abstrakcji wtajemniczenia – raczej nieosiągalny dla zwykłego pasażera – bo oto każda z nich zaczęła po swojemu interpretować regulamin przewozów.
Jak zapewne domyślacie się po tytule tego wpisu – chodzi o nieszczęsny paragraf 20 tegoż regulaminu. Czytamy w nim, że:
"Zabrane ze sobą rzeczy, w tym również rower, należy przewozić w sposób niezagrażający bezpieczeństwu i porządkowi w pojeździe, niestwarzający możliwości wyrządzenia szkody, nieprzeszkadzający współpasażerom i nienarażający ich na niewygody"
Zaczęło się od posiedzenia komisji bezpieczeństwa rady miasta. Pan Prezes MPK Poznań Wojciech Tulibacki zaskoczył wtedy radnych stwierdzeniem, że zmiana regulaminu – wprowadzona w 2013 r. jeszcze przez wiceprezydenta Mirosława Kruszyńskiego – to tak naprawdę jedna wielka bujda na resorach.
Na dowód Pan Prezes Tulibacki* przedstawił własną interpretację przepisów.
Poszliśmy krokiem, że nie wolno sobie dobrowolnie przewozić rowerów w autobusie. Musi być odpowiednie miejsce. W 35 autobusach mamy zamontowane pasy do przypięcia rowerów. Dziś tam, gdzie nie ma tego, nie wolno przewozić rowerów. Jeśli je przewozimy – to nieformalnie
Pan Prezes MPK Poznań Wojciech Tulibacki
O całej sprawie napisaliśmy w „Wyborczej”. Zamieściliśmy też opinię radcy prawnego, pani Kańduły, z którą skonsultowaliśmy temat i zdaniem której Pan Prezes Tulibacki po prostu dokonał pewnej nadinterpretacji przepisów.
Co pomyśli skołowany rowerzysta?
Napisałem nawet na ten temat opinię, tłumacząc, że rowerzyści na jazdę autobusem czy tramwajem decydują się naprawdę tylko w ekstremalnych przypadkach. Najczęściej wtedy, kiedy ich rower już nie pojedzie... I że to trochę głupio, że MPK Poznań próbuje zamknąć przed nimi drzwi.
Pan Prezes Tulibacki zareagował i napisał polemikę. Możecie ją przeczytać na stronie internetowej MPK Poznań. Miałem na nią nawet odpisać, puścilibyśmy wtedy oba teksty w gazecie, ale przyznaję – wyleciało mi to z głowy i w końcu nie odpisałem.
Temat na nowo wywołała Sylwia Cybulska z telewizji WTK. W niedawnym materiale o ładowarkach, które miałyby się pojawić w pojazdach MPK Poznań, wspomniała też o sprawie z rowerami. (od 1:40)
Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(
I teraz uwaga! Rzeczniczka MPK Poznań Iwona Gajdzińska powiedziała mniej więcej to samo, co wcześniej mówił Pan Prezes Tulibacki, czyli że rowery w zasadzie powinno się przewozić tylko w tych 35 autobusach, w których są pasy. Bo tylko tam jest to bezpieczne. Ale po chwili na ekran wskakuje Agnieszka Smogulecka z ZTM Poznań. I mówi, że... rowery przewozić można wszędzie.
Rowery przewozić można, z tym że ich właściciele powinni zadbać, aby nie wyrządzić nikomu szkody
Agnieszka Smogulecka, ZTM Poznań / źródło: Telewizja WTK
Co teraz skołowany rowerzysta ma o tym wszystkim pomyśleć? Powiedzmy, że wybiera się rowerem na Strzeszyn, i chce wiedzieć, czy w razie – odpukać – przebitej opony będzie mógł stamtąd wrócić autobusem. W regulaminie ma napisane czarno na białym, że może.
Ale czy w autobusie, który akurat przyjedzie, będzie ta miła pani (albo ktoś inny z ZTM Poznań), która pozwala przewozić rowery? Czy może jednak będzie niemiły pan kierowca, który powie, że regulamin nieważny, won z rowerem, nawet jeśli autobus będzie zupełnie pusty?
Dodajmy, że ów rowerzysta zapewne nie bardzo łapie się w różnicach i podziale kompetencji pomiędzy ZTM Poznań i MPK Poznań. Z jego punktu widzenia: jeden miejski pracownik odpowiedzialny za autobusy i tramwaje mówi, że wolno wozić rowery, a drugi miejski pracownik – też odpowiedzialny za to samo – mówi zupełnie coś innego! Mamy tu więc przedziwny dwugłos, który wprowadza pasażerów nie tyle w błąd, co po prostu w pewną konsternację.
Przypomnijmy też, że tzw. niezawodność transportu publicznego to jeden z czynników, które decydują, czy potencjalny pasażer zdecyduje się z niego skorzystać. W sytuacji, w której pasażer musi główkować, czy w ogóle wpuszczą go do autobusu, ta niezawodność z jego punktu widzenia jest na bardzo niskim poziomie. Żeby nie powiedzieć, że nie ma jej wcale.
Regulamin po swojemu, czyli groźny precedens
To, co obserwujemy w sprawie rowerów, tworzy zresztą pewien groźny precedens. Dwugłos ZTM Poznań i MPK Poznań oraz dość – nazwijmy to – swobodna interpretacja przepisów przez Pana Prezesa Tulibackiego otwiera pole do kolejnych takich manewrów. I to niekoniecznie korzystnych dla pasażerów...
@SewekLiponski @mpkpoznan Dlaczego tylko 35?
— Filip Czekała (@FilipCzekala) czerwiec 24, 2015@SewekLiponski Co za bzdura...— Filip Czekała (@FilipCzekala) czerwiec 24, 2015
Zaraz Pan Prezes Tulibacki pewnie powie, że on wcale nie kwestionuje regulaminu przewozów. Mówi tylko, że tramwaje i większość autobusów jego zdaniem nie są przystosowane do przewożenia rowerów. Nie szkodzi. Tym, co mówi, wysyła jednoznaczny sygnał do poznańskich rowerzystów: won z rowerami!
To chore. Nie może być tak, że miejski przewoźnik po swojemu interpretuje regulamin przewozów (który de facto nie jest ustalony przez niego, i przewoźnik też musi się do niego stosować!). Dlatego Pan Prezes Tulibacki na pewno ma rację w jednej kwestii. Jak najszybciej trzeba uregulować sprawę rowerów, tak żeby nie było już żadnych wątpliwości.
* Szef MPK Poznań we wspomnianej polemice wyraził poirytowanie faktem, że gdy jego nazwisko pojawia się w tekście po raz drugi, trzeci, dziesiąty, to nazywam go po prostu „Tulibackim”. Jego zdaniem powinienem wykazywać się większym szacunkiem wobec pełnionej przez niego funkcji i za każdym razem odpowiednio go tytułować.
Przyznam, że trochę jestem zaskoczony, bo np. prezydent Ryszard Grobelny w wielu tekstach – oczywiście po przedstawieniu za pierwszym razem, kim jest – często później był „Grobelnym” i nie zgłaszał z tego powodu pretensji. Prezydent Jacek Jaśkowiak często jest „Jaśkowiakiem”. A prezydent Bronisław Komorowski – po prostu „Komorowskim”.
Tak robią wszyscy dziennikarze na świecie. Papież Franciszek w środku tekstu bywa wspominany jako „Franciszek”, królowa Elżbieta II jako „Elżbieta II”, a prezydent Barack Obama – jako „Obama”. Ja osobiście, zachowując odpowiednie proporcje, też się nie obrażę, jeśli ktoś napisze o mnie „dziennikarz Gazety Wyborczej Seweryn Lipoński”, a później będzie już pisał po prostu „Lipoński”.
Rozumiem jednak, że funkcja Prezesa MPK Poznań – zwłaszcza na tle innych wymienionych – jest szczególna i zasługuje na wyjątkowe potraktowanie. Szanowny Panie Prezesie, mogę zadeklarować, że na blogu Poznań Spoza Gazety już zawsze będzie Pan odpowiednio tytułowany i zawsze z dużej litery. Czyli jako Pan Prezes Tulibacki. A nie jakiś pospolity „Tulibacki”.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: