Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

U kierowcy bilet, a w drzwiach tłok

#MPK #Poznań #Lublin #autobusy #tramwaje #trolejbusy #bilety #komunikacja miejska

SEWERYN LIPOŃSKI
14 marca 2010

Dlaczego w Poznaniu biletów nie sprzedają kierowcy? – pytają niektórzy, i postulują to od miesięcy, czy nawet lat. Bo na przykad w Lublinie sprzedają. Widziałem, jak sprzedają. I mam wątpliwości, czy to rzeczywiście takie super rozwiązanie.

Oczywiście, gdy jest niedziela wieczór, nie ma się biletu, kioski pozamykane, a jedyny w okolicy biletomat jak zwykle zepsuty – człowieka szlag trafia. Pozostaje wziąć taksówkę za jakieś 15 zł. Albo pojechać na gapę i zaryzykować mandat za jeszcze dziesięć razy tyle. Fakt, w takich chwilach największym marzeniem jest kierowca MPK sprzedający upragnione bilety.

Teraz obrazek z poprzedniego weekendu z Lublina. Autobus podjeżdża pod uczelnię. Tłum studentów przed chwilą wysypał się z budynku, oczywiście większość wsiada do tego właśnie autobusu. Tłoczą się przy drzwiach kierowcy.

- Ma pan bilety 24-godzinne? – pytam z nadzieją w głosie, gdy wreszcie udaje mi się dostać do okienka.

- Nie! – woła niecierpliwie kierowca i pokazuje, żebym się streszczał, bo i tak już za długo to trwa.

- No dobrze, to jednorazowy ulgowy poproszę…

Za mną wsiadają kolejni. Trwa jeszcze z minutę czy dwie, nim kierowca skończy sprzedawanie biletów i ruszy z przystanku. Wyobraźmy sobie coś takiego w Poznaniu. Na przykład na Moście Teatralnym, gdzie do każdego tramwaju wsiada naraz kilkadziesiąt osób. Warto zresztą poczytać, czym sprzedaż biletów przez motorniczych kończy się czasem w Warszawie

Ale to nie koniec, bo dopiero teraz zaczyna się walka o miejsce – przecież prawie wszyscy wsiedli przednimi drzwiami. A nie każdy pomyślał, że może warto przejść na tył autobusu, żeby pozostałym zrobić miejsce.

To nie koniec niespodzianek. Następnego dnia – już ze skasowanym 24-godzinnym biletem – wsiadam do autobusu linii 18. Od razu podchodzi starszy facet i wyciąga rękę:

- Zapłata za przejazd.

- Słucham?

- Musi pan zapłacić za przejazd! Złotówkę.

- Pan żartuje? Mam bilet 24-godzinny.

- Nie, nie żartuję, to przewoźnik prywatny.

Chcąc nie chcąc, płacę. Dla tych, co Lublin znają, to żadna nowość.

- I tak miło cię potraktował. Inny by nawet nie tracił czasu, tylko kazał płacić i już – mówią mi pozostali pasażerowie.

Ale dla turystów – dwóch przewoźników, którzy nawzajem nie uznają swoich biletów, to równie krępujące, co zaskakujące. Przypomina trochę biletową wojnę na kolei między Intercity i Przewozami Regionalnymi (której zresztą część pasażerów nie pojmuje i nawet nie próbuje zrozumieć).

Pomijam już fakt, że lubelski tabor (szczególnie stare jelcze na liniach trolejbusowych) pozostawia sporo do życzenia. A na przystankach i stronach internetowych przewoźnika brak jakiejkolwiek, choćby poglądowej mapy, przez co dość ciężko zaplanować poruszanie się po mieście.

Oczywiście, w Poznaniu można marzyć o częściej kursujących (i przez to mniej zapchanych) pojazdach MPK, o autobusach które nie stoją w korkach, albo o tramwajach, których nie blokują źle zaparkowane samochody. Można też marzyć o niezawodnych biletomatach. I nie ma co usprawiedliwiać, że w Lublinie czy innych miastach „mają gorzej”. Ale akurat kierowców sprzedających bilety ani prywatnych przewoźników zazdrościć nie musimy, bo chyba nie ma czego. Aha! Nawet bilety niedługo będą u nas tańsze. Zawsze coś.

akt.: No proszę, w samym Lublinie ludzie zaczynają mieć wątpliwości.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: