SEWERYN LIPOŃSKI
2 lipca 2012
Choć wynik 4:0 sugeruje jednostronne widowisko, to uważam, że obejrzeliśmy naprawdę dobry i – momentami – nawet wyrównany mecz. Włosi nie umieli wykorzystać sytuacji. Co innego Hiszpanie, którzy raz za razem bezlitośnie punktowali, a pod koniec już właściwie dobijali rywali. Na placu Wolności oglądało to kilkanaście tysięcy ludzi.
Po ostatnim gwizdku ci, którzy kibicowali Hiszpanom, wpadli w euforię.
Napisałbym może i więcej… Ale właściwie wszystko, co mógłbym napisać, zawarłem już w relacji z meczu na poznan.gazeta.pl. Zapraszam więc do czytania.
Zaraz po wyjściu ze strefy kibica dopadło mnie poczucie, że to już koniec. Że jutro do strefy już nikt nie wejdzie. A za parę dni w ogóle zniknie z centrum Poznania. Podobnie jak kibice poubierani w narodowe koszulki, które od teraz znów będzie można zobaczyć głównie w podstawówce wśród 10-, 11-letnich chłopaków przeżywających właśnie pierwszą ekscytację futbolem.
Cóż, „life goes on”, jak śpiewała LeAnn Rimes, a o Euro 2012 – choć już za nami – i tak przecież nie zapomnimy. Zostaną wspomnienia. A także artykuły, zdjęcia, urywki meczów… Powszechnie mówi się, że był to bardzo udany turniej. Tak pod względem sportowym, jak i organizacyjnym.
Za chwilę będziemy go szczegółowo podsumowywać. Zaś teraz, na pożegnanie z piłkarskimi emocjami, jeszcze raz – już chyba ostatni – „Endless Summer”, czyli oficjalna piosenka mistrzostw. Jak już parę razy wspominałem, nie przypadła mi zbytnio do gustu. Ale – co tu dużo mówić – rozbrzmiewała w naszej strefie kibica, i nie tylko w niej, tak często, że stała się pewnym symbolem Euro 2012.
Dzięki za trzy tygodnie pełne wrażeń i emocji. Tak pełne, że niestety nie wyrobiłem się z ich regularnym opisywaniem na blogu - ale mam nadzieję, że wybaczyliście mi to :) I do usłyszenia jutro (a właściwie już dziś), w życiu „po Euro”.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: