Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

7 kwietnia 2012

Euro 2012 tuż tuż, a biletów brak

#Euro 2012 #UEFA #Poznań #bilety #kibice #Stadion Miejski #Allegro

SEWERYN LIPOŃSKI
7 kwietnia 2012

Tylko do 10 kwietnia można walczyć o bilety na mecze Euro 2012. Czyli do wtorku – bo właśnie wtedy UEFA zamyka portal z wejściówkami, więc szanse na ich zdobycie spadają praktycznie do zera. Chyba że sięgniemy po mniej uczciwe sposoby.

Co sobie pomyśleliśmy, gdy pięć lat temu Polska i Ukraina dostały Euro 2012? Jedną z moich pierwszych myśli było: wow, naprawdę kilka meczów będzie w Poznaniu! I że może któryś z nich obejrzę na żywo. Pewnie wielu pomyślało tak samo.



Życie dość brutalnie zweryfikowało marzenia tych, którzy chcieli na stadionie obejrzeć w akcji Xaviego, Cristiano Ronaldo czy Philippa Lahma. Główną partię biletów UEFA rzuciła do sprzedaży już rok temu. Czyli trzeba było wybierać mecze „w ciemno”, albo – ewentualnie – starać się o zbiorczą wejściówkę na mecze danego zespołu.

Mimo to po niecałe 700 tys. biletów zgłosiło się ponad 12 mln fanów!

A więc średnio 17 osób na jedno miejsce… Chyba nawet na żadne studia dzienne w Polsce nie ma takiego popytu.

Skoro więc biletów starczyło tylko dla szczęśliwców, szybko zaczął się nimi handel. Oczywiście nielegalny. Dlatego zszedł do podziemia… tfu, do internetu, a bilety zaczęły osiągać astronomiczne kwoty.

Proceder trwa do dziś. I – choć to dość smutny wniosek – trzeba przyznać, że stał się najskuteczniejszym i najpopularniejszym sposobem, aby obejrzeć na żywo choćby jeden mecz Euro 2012.

Co więcej, im bliżej mistrzostw, tym internetowy handel biletami przybiera oryginalniejsze formy. Opisuję to w ostatnim wydaniu „Gazety”: jeden ze sprzedawców oferował mi dwa bilety na mecz Włochy-Irlandia po 800 zł każdy, inny zapraszał do wynajęcia pokoju w jego mieszkaniu (sic!) na czas Euro 2012, bilet oficjalnie miał być gratis.

Zadziwiać w tym wszystkim może bezradność organizatorów. Proceder przybrał już taką skalę, że najwyraźniej nie sposób go ukrócić, nawet z pomocą policji.

A może lepsze byłoby wręcz odwrotne rozwiązanie. Może UEFA powinna darować sobie te wszystkie nakazy i zakazy a propos biletów – skoro i tak nie jest w stanie ich wyegzekwować?

Może niech jej działacze oświadczą wszem i wobec: ci, którzy wylosowali bilety, mogą z nimi robić, co im się żywnie podoba! Niech je sprzedają, dokupują, wymieniają, albo sobie zostawią i sami idą na mecze.

Niech bilety nie będą w żaden sposób imienne, skoro po drodze i tak mogą po pięć razy zmienić właściciela, a przy wchodzeniu na stadion nikt tego nie będzie w stanie sprawdzić.

Uniknęlibyśmy w ten sposób fikcji, o której wspomniał mi wczoraj jeden z nielegalnych sprzedawców:

Są cztery bilety, z czego jeden jest imienny. Nawet nie na mnie, tylko na wuja. Jak pan kupi te bilety, to wuj wypisuje oświadczenie, że zachorował, i idziecie z tym na stadion



Nie tylko fikcji udałoby się uniknąć, ale pewnie i astronomicznych cen. Bo skoro legalnie, to więcej sprzedawców. Jak więcej sprzedawców, to większa konkurencja. A jak większa konkurencja - to niższe ceny (choć nie łudźmy się, na pewno byłyby i tak dużo wyższe niż nominalne).

Wiem, to co proponuję brzmi kontrowersyjnie. Nawet bardzo. Pewnie zrobiłaby się totalna wolna amerykanka.

Tylko czy przypadkiem już teraz jej nie mamy?

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: