Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Burza o rzecznika praw obywatelskich. Prowokacja z Bartłomiejem Wróblewskim i wolta Jana Filipa Libickiego

#Rzecznik praw obywatelskich #Bartłomiej Wróblewski #Jan Filip Libicki #PiS #PSL #Senat #opozycja

SEWERYN LIPOŃSKI
15 marca 2021

Kandydatura Bartłomieja Wróblewskiego na rzecznika praw obywatelskich to propozycja z cyklu Stanisław Piotrowicz do Trybunału Konstytucyjnego czy Jacek Kurski szefem TVP. Tym ciekawsze, że właśnie ona może poważnie zachwiać tzw. paktem senackim opozycji.

Muszę się Wam do czegoś przyznać.

- Ale teraz nuda w tej poznańskiej polityce - pomyślałem sobie nie dalej jak tydzień temu. Zdałem sobie sprawę, że na Poznań Spoza Kamery nie napisałem żadnego tekstu od niemal miesiąca (!), i tym razem nie dlatego, że nie miałem czasu...

...tylko po prostu nie działo się nic szczególnie wartego opisania. Afery Daniela Obajtka? Żadnego związku z Poznaniem (może poza - o zgrozo - "Głosem Wielkopolskim"...). Tarcia w rządzie? Nic lokalnego. Regionalne lockdowny? No też, przynajmniej na razie, nie u nas.

Aż przyszedł wtorek i pierwsze pogłoski o nowym kandydacie PiS na rzecznika praw obywatelskich.

Już następnego dnia bomba eksplodowała z całą mocą. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki - zapytany o kandydata na następcę Adama Bodnara - potwierdził, że "bardzo możliwe, że to będzie Wróblewski".

A kolejny poznański polityk, opozycyjny senator Jan Filip Libicki, przyznał na Twitterze, że "skłania się" ku zagłosowaniu na Wróblewskiego. Oczywiście jeśli ta kandydatura faktycznie dojdzie do skutku.



Już dawno nie mieliśmy politycznej burzy na krajowej scenie, w której samym epicentrum byłoby dwóch ludzi z Poznania, tym bardziej nie mogę dłużej gadać o "nudzie" na lokalnym podwórku i muszę tej sprawie parę słów poświęcić.

Jeszcze parę lat temu kandydaturę Bartłomieja Wróblewskiego na rzecznika praw obywatelskich po prostu nazwalibyśmy "kontrowersyjną". Dziś powiedzieć, że jest kontrowersyjna, to jak nic nie powiedzieć.

Tak dla przypomnienia - poseł Bartłomiej Wróblewski...:

- ...jako doktor nauk prawnych i konstytucjonalista na przełomie 2015 i 2016 r. bronił działań swojej partii wymierzonych w Trybunał Konstytucyjny, przekonując m.in., że TK stał się "sądem, który reprezentuje i broni interesów części klasy politycznej", i że PiS próbuje go "naprawić"



- ...przekonywał do przeforsowanych w parlamencie reform wymiaru sprawiedliwości, w tym do zmian w Sądzie Najwyższym i w Krajowej Radzie Sądownictwa, które latem 2017 r. wywołały protesty w postaci "łańcuchów światła" i zaraz potem zawetował je prezydent Andrzej Duda

- ...to Wróblewski złożył wtedy - na posiedzeniu komisji sprawiedliwości - dość oryginalny wniosek o odrzucenie wszystkich poprawek opozycji w... jednym głosowaniu (tłumaczył to później - nie bez racji - że opozycja stosowała obstrukcję)

- ...wreszcie to Bartłomiej Wróblewski był twarzą wniosku grupy 119 posłów (zaznaczmy - nie tylko z PiS) do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji i to on przed trybunałem argumentował, że przerywanie ciąży przy ciężkim uszkodzeniu płodu powinno być uznane za niezgodne z konstytucją

A co zdecydował Trybunał Konstytucyjny, i co się działo potem na ulicach, to pamiętamy wszyscy.



Tak krótko mówiąc - poseł Bartłomiej Wróblewski jest czynnym politykiem ekipy rządzącej i od początku firmował niemal wszystkie działania "dobrej zmiany". Niemal, bo jesienią zeszłego roku sprzeciwił się tzw. piątce dla zwierząt, za co zresztą został na krótko zawieszony w partii.

Jego kandydatura na rzecznika praw obywatelskich to - mimo wszystko - oczywista prowokacja. To propozycja z tej samej serii, co niegdyś Grzegorz Bierecki na szefa senackiej komisji finansów, Stanisław Piotrowicz do Trybunału Konstytucyjnego czy Jacek Kurski na prezesa TVP.

Jest jedna różnica. Poseł Wróblewski, inaczej niż wyżej wymienieni, swoje chwilami dość radykalne działania próbuje wizerunkowo łagodzić ubierając je w "miękką" retorykę.

To nie jest polityk, którego przeciwnicy polityczni mogliby nazwać jakimś "bucem", i nie podawać mu ręki. Przeciwnie. To facet, który z każdym chętnie się spotka, porozmawia, nawet coś obieca. Potem wrzuci wspólne zdjęcie na Facebooka czy Twittera. Nigdy się nie awanturuje.

Przypominam sobie, jak był u nas gościem Otwartej Anteny, już nie kojarzę w jakim temacie. Ale na samym początku programu dał taką wypowiedź (mniej więcej, cytuję z pamięci):

- Trzeba znaleźć tu takie rozwiązanie, które zadowoli zarówno jedną, jak i drugą stronę sporu. Kompromis - to jest słowo klucz.

Cała ta wypowiedź miała 12 sekund. Zaraz po programie żartowaliśmy w redakcji, że można by ją przytaczać jako opinię Wróblewskiego praktycznie w każdej sprawie, w której się wypowiada.

To jest właśnie cały Wróblewski. Powiedzieć coś tak na miękko, żeby w zasadzie nic nie powiedzieć i nie wycofać się ze swoich realnych - często całkiem radykalnych - działań, a zarazem nie wyjść na pisowskiego "jastrzębia", tylko sprawiać wrażenie koncyliacyjnego i otwartego na rozmowę.

Deklaracja Jana Filipa Libickiego



No dobra, pośmialiśmy się trochę z retoryki pana posła, ale nie odbiegajmy od tematu.

Skoro kandydatura Bartłomieja Wróblewskiego na rzecznika praw obywatelskich faktycznie jest taką prowokacją, to nie powinna mieć najmniejszych szans w Senacie, gdzie przecież nieznaczną większość ma opozycja.

I tu na scenę wkracza senator Jan Filip Libicki. Dziś polityk PSL, ale w przeszłości związany z ZChN, potem z PiS (był nawet szefem poznańskich struktur partii Jarosława Kaczyńskiego!), skąd jednak odszedł z hukiem w 2009 r. po awanturze lustracyjnej wokół jego ojca - ówczesnego europosła Marcina Libickiego.

Później Jan Filip Libicki związał się na krótko z Polską Plus (jej liderem był Ludwik Dorn), jeszcze potem flirtował z ugrupowaniem Polska Jest Najważniejsza, utworzonym przez kolejnych uciekinierów z PiS z Joanną Kluzik-Rostkowską na czele. Do tej partii Libicki nigdy jednak się ostatecznie nie zapisał.

Koniec końców Jan Filip Libicki wylądował po stronie ówczesnej władzy, a dzisiejszej opozycji, konkretnie najpierw w Platformie Obywatelskiej. Potem - do tego "transferu" jeszcze sobie zaraz wrócimy - zakotwiczył w PSL.

Jedno trzeba mu oddać: mimo częstych zmian barw partyjnych nigdy nie wyrzekł się swoich konserwatywnych poglądów. Mam na myśli m.in. poglądy na rolę Kościoła, na prawa mniejszości seksualnych, wreszcie - i to jest dziś kluczowe - na dopuszczalność aborcji.

Zatem w minioną środę senator Jan Filip Libicki, wywołany do tablicy w sprawie ewentualnego poparcia dla kandydatury Bartłomieja Wróblewskiego na rzecznika praw obywatelskich, pisze na Twitterze:



Jak już napisałem - konserwatywne poglądy senatora Libickiego powinny być powszechnie znane. Tak samo jak jego gesty solidarności z politykami o podobnych przekonaniach.

Wystarczy przypomnieć, że z Platformą Obywatelską JFL pożegnał się właśnie przez temat aborcji. To było latem 2018 r. Kilka miesięcy wcześniej doszło do słynnego głosowania, w którym politycy opozycji przyczynili się do odrzucenia projektu "Ratujmy Kobiety", a do dalszych prac przeszedł inny - zaostrzający przepisy aborcyjne.

Zrobiła się z tego taka draka, że władze partii wyrzuciły z niej Jacka Tomczaka, Marka Biernackiego i Joannę Fabisiak, którzy głosowali za odrzuceniem projektu liberalizującego przepisy. Wtedy JFL (jako senator nie głosował, bo sprawa tam nie doszła) dawał do zrozumienia, że albo zostaną przywróceni, albo on sam zostanie senatorem niezależnym.



Tym ultimatum chyba nikt się specjalnie nie przejął. Czas leciał, aż w czerwcu Libicki oznajmił, że faktycznie odchodzi z partii.

Dlatego gesty solidarności JFL z Bartłomiejem Wróblewskim w sprawie aborcji nie powinny dziwić. Ale już to, że właśnie z tego powodu JFL poważnie bierze pod uwagę poparcie Wróblewskiego na rzecznika praw obywatelskich, może dziwić jak najbardziej.

Przecież w ten sposób można uzasadnić poparcie KOGOKOLWIEK na dowolne stanowisko.

Z pewnością znaleźlibyśmy jakieś pojedyncze sprawy, w których senator Libicki zgadza się np. z Januszem Korwin-Mikke, albo - ze skrajności w skrajność - z Robertem Biedroniem czy Adrianem Zandbergiem. Czy zatem ich również byłby skłonny poprzeć na rzecznika praw obywatelskich?

Rzecznik praw obywatelskich, nie moralności czy sumienia



Zaraz po deklaracjach Libickiego posypały się więc zasadne pytania, czy to właśnie poglądy na przerywanie ciąży powinny być kluczowe, gdy rozważamy kogoś na stanowisko o tak szerokim zakresie działania.

To przecież nie jest rzecznik praw dzieci nienarodzonych. To nie jest również rzecznik moralności obywatelskiej ani, tym bardziej, urzędnik odwołujący się do spraw sumienia obywateli.

To jest rzecznik praw obywatelskich. Jego zadaniem nie jest pilnować, by ktoś postępował zgodnie z naukami Kościoła, albo zgodnie z kodeksem moralnym senatora Libickiego. Jego zadaniem jest czuwać, by przestrzegane były prawa obywateli, zapisane w przepisach.

Zakaz przerywania ciąży w przypadku ciężkiego uszkodzenia płodu - za sprawą wyroku Trybunału Konstytucyjnego - już się w tych przepisach znajduje. Tak, nowy rzecznik praw obywatelskich i tak będzie musiał to mieć na uwadze, nieważne czy będzie się nazywać Wróblewski, czy Lempart.



To teraz przejdźmy do rzeczy chyba najważniejszej, która trochę w tej politycznej młócce nam ucieka:

Jakim rzecznikiem praw obywatelskich byłby Bartłomiej Wróblewski?

Już napisałem, że ta kandydatura wpisuje się w szereg innych nominacji obecnej władzy, które mają na celu zapewnić jej wpływ na pozornie niezależne instytucje. Poseł Wróblewski jest bowiem dzisiaj czynnym politykiem partii rządzącej.

To, podobnie jak jego dotychczasowa polityczna działalność i dość fundamentalne konserwatywne poglądy, każe postawić szereg niewygodnych pytań:

Jak zachowałby się rzecznik praw obywatelskich Bartłomiej Wróblewski, gdyby zwróciła się do niego kobieta, której lekarze odmówili legalnej aborcji (choć spełniała warunki! - np. ciąża z gwałtu), powołując się na tzw. klauzulę sumienia?

Jak zachowałby się rzecznik praw obywatelskich Bartłomiej Wróblewski, gdyby miał interweniować w sprawie kobiety pobitej na antyrządowej demonstracji przez policję, którą - tak się akurat składa - nadzoruje jego dotychczasowy partyjny kolega minister Mariusz Kamiński?

Jak zachowałby się rzecznik praw obywatelskich Bartłomiej Wróblewski, gdyby zgłosił się do niego gej, olewany przez organy ścigania, a prześladowany np. przez kogoś powiązanego ze środowiskiem narodowców, którym Wróblewski swego czasu fundował przejazd autokarem na marsz niepodległości?


Najlepiej byłoby, gdyby już teraz na te pytania spróbował odpowiedzieć sam Wróblewski, jednak w sprawie swojej potencjalnej kandydatury na rzecznika praw obywatelskich konsekwentnie milczy.

Ale tu właściwie nie trzeba nawet wymyślać hipotetycznych sytuacji. Wystarczy zajrzeć do konstytucji:

Art. 209.
(...) 3. Rzecznik Praw Obywatelskich nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej nie dającej się pogodzić z godnością jego urzędu.

Art. 210.
Rzecznik Praw Obywatelskich jest w swojej działalności niezawisły, niezależny od innych organów państwowych i odpowiada jedynie przed Sejmem na zasadach określonych w ustawie.


Oczywiście, można zgrywać kompletnego naiwniaka i tak jak senator Jan Filip Libicki zastanawiać się zupełnie serio, czy Bartłomiej Wróblewski jest w stanie zachować niezależność od partii, z którą związał całe swoje polityczne życie.

Już to słyszeliśmy. Już np. słyszeliśmy (i czasem nadal słyszymy!), że niezależny będzie prezydent Andrzej Duda, albo prezes TK Julia Przyłębska, a jej prywatne spotkania z Jarosławem Kaczyńskim ponoć nie mają tu nic do rzeczy.

Jeszcze lepszym przykładem jest prokuratura. Prokuratura, która nawet nie chce się zapoznać z nagraniami w sprawie Daniela Obajtka, a potem gubi je, zaś płyta z monitoringiem w głośnej sprawie kierowcy fiata seicento i jego kraksy z rządową kolumną premier Beaty Szydło dziwnym trafem ulega uszkodzeniu.

Prokuratura, która nieposłusznych prokuratorów wysyła do pracy setki kilometrów od domu, rozwalając - tak ponoć ważne dla obecnej władzy - życie rodzinne. Prokuratura, która próbuje stawiać zarzuty Romanowi Giertychowi w szpitalu, choć prokurator sama przyznaje, że "nie ma z nim kontaktu".

Jednocześnie prokuratura przez osiem miesięcy jak ognia unika wszczęcia śledztwa w sprawie, w której potencjalnym podejrzanym jest szef partii rządzącej, nie próbuje nawet go przesłuchać, za to wiele godzin przesłuchuje gościa, który o sprawie doniósł, i jeszcze wlepia mu kary finansowe.

Tak na marginesie, gdy sprawa "dwóch wież" dopiero co wybuchła, zapytałem o nią... no właśnie nikogo innego, jak posła Wróblewskiego. To było w marcu 2019 r. Jesteście ciekawi, co wtedy odpowiedział?

- Prokuratura będzie wyjaśniać zarzuty austriackiego biznesmena. Zakładam, że wszystkie osoby, które muszą być przesłuchane, zostaną przesłuchane - podkreślał wtedy Bartłomiej Wróblewski, dodając, że jego zdaniem wszelkie zarzuty o ręczne sterowanie prokuraturą są "nieuzasadnione".

Dziś chciałoby się powiedzieć: HAHAHA HAHAHAHAHA HAHAHAHAHAHAHAHA.

Cały czas się zastanawiam, czy propozycja z Wróblewskim na rzecznika praw obywatelskich to nie jest jednak działanie metodą "drzwiami w twarz", żeby za chwilę zaproponować kogoś mniej kontrowersyjnego.

Musiałby wyłamać się ktoś jeszcze



Jeśli mimo wszystko ta kandydatura dojdzie do Senatu, to będziemy mieli poważny sprawdzian, na ile stabilny jest półtora roku po wyborach tzw. pakt senacki opozycji.

Zaznaczmy, że nawet głosy senatora Libickiego i niezależnej Lidii Staroń nie wystarczą, żeby Wróblewski tym rzecznikiem został. Mamy wtedy sytuację 50/50. Z szeregów opozycji musiałby się wyłamać ktoś jeszcze.

Kto mógłby to być? Jesienią zeszłego roku, gdy nazwisko Wróblewskiego niespodziewanie pierwszy raz pojawiło się na "giełdzie", z trzech senatorów PSL tylko Michał Kamiński zdecydowanie wykluczył poparcie.

Żadnych deklaracji nie chciał składać za to Ryszard Bober, który teraz też robi uniki, a w rozmowie z Interią stwierdził: - Dla mnie jest zdecydowanie za wcześnie, bym się skłaniał do czegokolwiek.

Nie zapominajmy, że również w Platformie Obywatelskiej jest grono konserwatystów, którzy ostatnio sprzeciwiali się propozycjom Małgorzaty Kidawy-Błońskiej dot. poluzowania przepisów o aborcji.

Tak się składa, że w tym 21-osobowym gronie było aż siedmioro senatorów: Paweł Arndt, Halina Bieda, Kazimierz Kleina, Stanisław Lamczyk, Antoni Mężydło, Marek Plura i Wojciech Ziemniak.

Z tym że nawet oni w liście do władz Platformy pisali o "opresyjnym zaostrzeniu przepisów prawa aborcyjnego" przez wyrok TK. Wydaje się więc nieprawdopodobne, by ktoś z nich podzielał w tej sprawie zdanie senatora Libickiego, a już tym bardziej, by z tego powodu poparł Wróblewskiego.

Szef senatorów KO Marcin Bosacki w czwartek wydawał się pewny większości w Senacie. Jeśli nawet kandydatura Wróblewskiego miałaby tam przepaść, to już samo wyłamanie się JFL byłoby mimo wszystko pewnym novum, i mogłoby poważnie podkopać zaufanie w ramach paktu.

PS. W niedzielę senator Jan Filip Libicki wrzucił na FB fragment wywiadu udzielonego w środę RMF FM. Tam sugerował, że może zostać senatorem niezależnym, bo nie chce "robić PSL-owi kłopotu" głosując za Wróblewskim.



Jeśli więc szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, senator Bosacki i inne ważne persony z opozycji przez ostatnie dni przekonywali Libickiego do odrzucenia kandydatury Wróblewskiego - to na razie chyba niewiele wskórali.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: