Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

A gdyby tak bez sondaży?

#TVP #polityka #sondaż #wybory #PO #PiS #Tusk #Kaczyński #PR

SEWERYN LIPOŃSKI
25 maja 2009

TVP właśnie zakazała swoim pracownikom robienia sondaży wyborczych. Nie trzeba być geniuszem, aby się domyślić dlaczego. W zasadzie powinienem teraz – jako zagorzały przeciwnik uzależniania mediów od politycznych wpływów – naskoczyć na władze telewizji publicznej i nazwać podobne praktyki, jak należy. Ale takich tekstów pewnie i tak będzie sporo, więc tym razem sobie daruję. Napiszę więc o czymś innym. Mianowicie – kto wie, czy zakazując publikacji sondaży, TVP paradoksalnie nie umacnia demokracji?

Odkąd śledzę polską politykę, mam wrażenie, że wszystko w niej kręci się właśnie wokół sondaży. Politycy cynicznie decydują się na takie czy inne kroki, kalkulując, jak na to zareaguje elektorat i czy „słupki” spadną, czy wzrosną. Raz na parę lat zdarza się istotniejszy sondaż, zwany wyborami, i wtedy już absolutnie wszystkie działania są podporządkowane wynikowi.

To ostatnie da się jeszcze zrozumieć. Walka o jak najwyższe poparcie podczas kampanii wyborczej jest rzeczą naturalną i nie powinna nikogo dziwić. Politycy PiS zbierający haki na konkurentów, albo politycy PO domagający się powołania komisji śledczych jeszcze przed wyborami – to wszystko były w 2007 r. elementy walki wyborczej.

Niestety, od tamtego czasu minęło ponad półtora roku, a wiele się nie zmieniło. Codziennie dostrzegamy na scenie politycznej działania – jak to się mówi – „zagrania PR-owskie” (swoją drogą: ten zwrot robi ostatnio niesłychaną karierę, niedługo dowiemy się, że tak naprawdę każde działanie jest PR-em, bo czemuś służy). Nawet w środku 2008 r., gdy do jakiejkolwiek kampanii wyborczej było jeszcze bardzo daleko, mnóstwo zdarzeń podyktowanych było troską o sondaże – oby wzrosło, oby nie spadło. Przykłady? Chociażby awantura, kto kogo nie poinformował w sprawie katastrofy samolotu CASA – bo była to znakomita okazja, by przybyć na miejsce najszybciej i przypodobać się wyborcom.

Co więcej, modne stało się ostatnio jawne mówienie wyborcom, czemu miało służyć takie a takie działanie. Nawet wysoko postawieni politycy (choć zwykle anonimowo) dzielą się tego rodzaju informacjami zza kulisów. Oto dowiadujemy się, że Platformie bardziej zależy, by wygrać eurowybory i upokorzyć PiS, niż żeby mieć dobrą reprezentację w europarlamencie – stąd konieczna obecność „znanych twarzy” na listach wyborczych. A PiS wcale nie gorsze – jeśli ktoś uważnie czytał gazety, to mógł bez problemu stwierdzić, że „polityka miłości” wcale nie była efektem nagłej zmiany przekonań prezesa Kaczyńskiego, tylko próbą zagarnięcia części elektoratu PO. Czyli znów: wszystko pod sondaż, wszystko pod wybory.

W efekcie można odnieść wrażenie, że kampania wyborcza trwa u nas nie tylko tuż przed wyborami, ale wręcz permanentnie – od wyborów do wyborów. I tak w kółko. Nie odkryję Ameryki, stwierdzając, że nie jest to dobry sygnał, bo uniemożliwia przeprowadzenie sensownych i trudnych reform. PO niby próbuje je przeprowadzać, ale gdy okazują się zbyt bolesne i trudne, to się od nich odcina – byle tylko w sondażach nie spadło. O złych prognozach finansowych też długo nie mówiono – właśnie by słupki nie spadły – i efekty widzimy już teraz. A zobaczymy zapewne jeszcze wyraźniej w nadchodzących miesiącach.

I oto moment na tytułowe pytanie. A gdyby tak bez sondaży? Gdyby tak partie nie mogły wiedzieć, ile właściwie osób je popiera? Może niewiele by się zmieniło – pewnie i tak obserwowalibyśmy najróżniejsze zabiegi o zdobycie głosów. Ale z drugiej strony – może nie wszystkie działania byłyby temu tak podporządkowane. Może gdyby sondaże znikły, rządzący przypomnieliby sobie, że są właśnie od rządzenia, bo kampania wyborcza trwa tylko jakiś czas. Patrząc na niektórych polityków Platformy sądzę, że taka antysondażowa terapia bardzo by im się przydała. Nie wszystkim, oczywiście, ale niektórym tak.

Przy okazji byłoby ciekawiej, bo i opozycja przestałaby być taka schematyczna. Obecnie krytykuje wszystkie, ale absolutnie wszystkie działania koalicji, co robi się już – nawet z czysto dziennikarskiego punktu widzenia – trochę nudne. Gdyby sondaży zabrakło, Kaczyński i spółka nie byliby już tacy pewni, co należy krytykować, a co nie. Dodatkowo wszystkie większe partie poświęcałyby mniej czasu na wzajemne kłótnie, a więcej na realizowanie potrzeb społecznych. Bo ani Kaczyński, ani Tusk, ani Napieralski nie mogliby mieć pewności, czy za chwilę zza pleców nie wyskoczy im takie Porozumienie dla Przyszłości, czy choćby Libertas? A obecnie? Obecnie to wystarczy, że spojrzą na pierwszy lepszy sondaż i już mają spokój, bo wiedzą, że nie muszą się przejmować takimi konkurentami.

Jeśli się dobrze orientuję, mamy już „dzień bez zakupów”, „dzień bez samochodu”... Może zróbmy kiedyś dzień bez sondaży? Albo nawet tydzień lub miesiąc bez sondaży. I nie mówię tu wcale o ciszy wyborczej.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: