Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Wybory 2018. Zabawa ruszyła. Kandydaci na prezydenta Poznania mogą już rezerwować lokale na 21 października

#Poznań #wybory 2018 #Mateusz Morawiecki #wybory samorządowe #kampania wyborcza

SEWERYN LIPOŃSKI
14 sierpnia 2018

Znamy datę wyborów samorządowych. Premier Mateusz Morawiecki zarządził je na 21 października. To będzie w Poznaniu stosunkowo krótka, ale intensywna i pełna emocji kampania, której poznamy zapewne dopiero po dogrywce 4 listopada.

Zaraz w lokalach, w których politycy zwykle urządzają sobie wieczory wyborcze, rozdzwonią się telefony.

- Macie już przypadkiem coś na 21 października?
- Nie, mamy wolny lokal, można rezerwować.
- Uff, to świetnie, zaklepujemy na cały wieczór!

Premier tak właściwie niczym nie zaskoczył. Data 21 października krążyła już od dłuższego czasu, choć przepisy wyborcze pozwalały, by wybory zarządzić też ewentualnie na 28 października albo 4 listopada (ta ostatnia data będzie terminem ewentualnej II tury, do której zapewne w Poznaniu dojdzie, bo nawet Ryszard Grobelny nigdy nie wygrał już za pierwszym podejściem).

Jaka to będzie kampania? Z pewnością dość krótka, choćby w porównaniu z poprzednią, gdy godzina zero przypadała na 16 listopada. Tym razem pójdziemy urn prawie miesiąc szybciej.

Zwróćmy uwagę, że kampania na dobre rozkręca się zwykle tuż po wakacjach, czyli dopiero we wrześniu. Zostanie wtedy półtora miesiąca. Dokładnie 51 dni. Czy, jak kto woli, siedem tygodni. To naprawdę nie jest dużo czasu.

Zresztą odkąd prezydenci miast są wyłaniani w wyborach bezpośrednich – jeszcze nigdy te wybory nie były tak szybko. A w ogóle ostatni raz, kiedy w wyborach samorządowych głosowanie było wcześniej niż 21 października, to zdarzyło się w 1998 r.

Sprint do koryta przy pl. Kolegiackim



Szykuje nam się więc kampania w ekspresowym tempie. Tempie bardziej Usaina Bolta, no może Adama Kszczota, niż Mo Faraha czy Haile Gebreselassie. Taki swoisty „sprint do koryta”, jakby to pewnie nazwali twórcy planszówki „U koryta”, parodiującej polską politykę.

Zatem praktycznie każdego dnia będą kolejne konferencje prasowe, będą różne mądrzejsze i głupsze wypowiedzi polityków godne nagrody Srebrnych Ust Polskiego Radia, wreszcie będą też kolejne afery wypływające na światło dzienne (i to nie zawsze z obozu przeciwników!).

Już teraz – w wakacje – zdążyliśmy zresztą poczuć swoisty przedsmak.

Kandydat PiS Tadeusz Zysk w którymś momencie zwoływał konferencje niemal codziennie. Zupełnie jakby chciał przebić Krzysztofa Rutkowskiego.

Jednego dnia mówił o niedzielnych rozrywkach poznaniaków, drugiego o coś nowym placu zabaw, na który ponoć nikt nie zagląda, a jeszcze innym razem o zaniedbaniach w MPK, które w czasach Karola Marcinkowskiego kiedyś działało lepiej.

Wiceprezydent Tomasz Lewandowski dokonał rzadkiej sztuki, bo było o nim ostatnio głośniej niż o jego szefie i zarazem urzędującym prezydencie, który ubiega się przecież o reelekcję. Z tym że ten rozgłos nie do końca był chyba zamierzony… zwłaszcza że po raz nie wiadomo który ściągnął CBA do urzędu miasta.

Jarosław Pucek jako pierwszy ogłosił swój program wyborczy. Dorota Bonk-Hammermeister, która w czerwcu i w lipcu jakby trochę zapomniała, że kandyduje, ostatnio też się uaktywniła, choćby w sprawie stadionu Szyca czy plakatu szkalującego mniejszości seksualne.

Recenzja rządów Jacka Jaśkowiaka



Jednak, co tu dużo kryć, ta kampania i tak w dużej mierze będzie się skupiać na prezydencie Jacku Jaśkowiaku. To może przypominać plebiscyt. Jesteś za Jaśkowiakiem czy przeciw niemu?

To zresztą nic nowego, zawsze wybory samorządowe są w jakimś sensie recenzją rządów tego, kto władzę w mieście sprawował do tej pory.

Prezydent Ryszard Grobelny skarżył się na podczas wyborów 2014. I to jeszcze wtedy, gdy nie było wiadomo, że przegra. Przypomnijmy, co powiedział, gdy robiłem z nim wywiad w poniedziałek rano tuż po zaskakujących wynikach I tury:

Wydaje mi się, że moi wyborcy deklarujący wcześniej udział w wyborach po prostu nie poszli głosować.

A może było tak, że skumulowało się też kilka innych spraw? Problemy z PEKĄ, dworzec, rozkopana Kaponiera…

- Na pewno to też miało znaczenie. Moi kontrkandydaci bardzo skrzętnie to wykorzystali. Atakowali mnie przy każdej możliwej okazji - trochę na zasadzie "wszyscy na jednego".


No, trudno żeby było inaczej, skoro to Grobelny rządził wtedy Poznaniem. I to przez 16 lat.

Teraz na tej samej zasadzie osaczony będzie Jacek Jaśkowiak. Z pewnością przez cztery lata nie był prezydentem „poprawnym politycznie” (choć w ostatnim roku próbował i… na dobre mu to chyba nie wyszło).

Dlatego lista spraw, które będą mu wypominać kontrkandydaci, jest długa. Zaczynając od tramwaju na Naramowice (który Jaśkowiak obiecał i wciąż go nie ma), przez fatalny sposób rozszerzenia strefy tempo 30 (co przypięło mu łatkę wroga kierowców), po wspieranie marszów równości i zaangażowanie polityczne (te dwie sprawy w oczach części wyborców są akurat dużym plusem).

Prezydent Jacek Jaśkowiak, podobnie zresztą jak i Tomasz Lewandowski, będzie musiał zwrócić uwagę na dodatkową rzecz. Nie może – przynajmniej formalnie… - wykorzystywać stanowiska i podwładnych do prowadzenia kampanii.

Zapewne będzie tak, jak w przypadku Grobelnego, który na wywiady o wyborach umawiał się w Cafe Misja, do której miał jakieś 2 minuty pieszo z własnego gabinetu. Ciekawe, czy Jacek Jaśkowiak będzie maszerował na spotkania z dziennikarzami nieco dalej, np. do Meskaliny.

To będzie wyborczy show



Musimy pamiętać o jeszcze jednym. To wybory, raz na cztery lata, dla polityków to tak samo jak dla sportowców igrzyska olimpijskie. Zrobią wiele, żeby wygrać, a jeśli nawet nie wygrać, to pokazać się i dać się zapamiętać.

Dlatego – czy nam się to podoba, czy nie – poza merytoryczną dyskusją o mieście to będzie również show. Momentami śmieszny, momentami żałosny, a momentami nawet trochę straszny.

Podczas kampanii wyborczej dzieją się czasem rzeczy, których nie wymyśliłby AszDziennik, ba, nie wymyśliłby ich nawet Chris Columbus we współpracy ze Stanisławem Bareją i z Jimem Carreyem w roli głównej.

Trudno przewidzieć, co właściwie zdarzy się tym razem, i to chyba właśnie jest najlepsze przy okazji wyborów.

Może znowu będziemy mieli kopulujące osły, które nie spodobają się radnej PiS. Może znowu w kolejce po autograf od prezydenta (jest książka!) ustawi się któryś z jego kontrkandydatów.



Może znowu podczas którejś debaty jeden z jej uczestników pokaże prezydentowi czerwoną kartkę niczym na piłkarskim mundialu, a podczas innej zamiast Jacka Jaśkowiaka pojawi się kukła, prześmiewczo przygotowana przez jego krytyków.

A może podczas jeszcze innej debaty znów ktoś zagada do rywala po angielsku, jak to kiedyś zrobił Grzegorz Ganowicz, przed decydującym starciem z Ryszardem Grobelnym.

Może znowu będą krążące po internecie filmiki z Batmanem, Spidermanem czy innym Supermanem zachęcające do zagłosowania w II turze.. I zakłady bukmacherskie, w których jeden z kandydatów spróbuje postawić majątek na własne zwycięstwo.



Cały czas nie wiemy też, kto będzie Piotrem Quandtem tych wyborów, czyli kompletnym no name’em rzucającym wyzwanie znanym nazwiskom. A może kto będzie Bogdanem Grobelnym, który nazwisko co prawda miał, ale do wyborów na prezydenta Poznania zgłosił się w sumie dla jaj. I jednocześnie kandydował na radnego w… Szczecinie.

No sami widzicie, że to, co mieliśmy do tej pory w tym roku, to były tylko nieśmiałe przymiarki do prawdziwej kampanii. Już oficjalnej – zgodnie z przepisami rozpoczęła się w chwili zarządzenia wyborów.

Teraz dopiero zaczyna się gra. Kampania ruszyła. Zapnijmy pasy, bo będzie się działo.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: