SEWERYN LIPOŃSKI
12 maja 2018
Posłanka Joanna Schmidt, która w wyborach 2015 natrzaskała aż 35 tys. głosów, z hukiem odchodzi z Nowoczesnej. Tak samo jak Ryszard Petru. To z pewnością nie wzmocni przekazu o „zjednoczonej opozycji”.
- Mamy w tej chwili partię podzieloną na pół - przyznała Joanna Schmidt, była już posłanka Nowoczesnej, a obecnie niezrzeszona, w rozmowie z WTK zaraz po tym, jak rzuciła partyjną legitymacją.
Odchodzę z .N. Dziękuję wszystkim za 3-letnią współpracę. Moim 36 tys. wyborcom deklaruję dalszą pracę na rzecz wartości liberalnych. pic.twitter.com/ymeO69QOsW
— Joanna Schmidt (@Schmidt_PL) 9 maja 2018
To samo zrobili inna znana posłanka Joanna Scheuring-Wielgus oraz – przede wszystkim – sam założyciel Nowoczesnej Ryszard Petru. Dodajmy, że wszystko dzieje się w chwili, gdy politycy Platformy Obywatelskiej i właśnie Nowoczesnej łączą siły przed wyborami samorządowymi 2018.
Szefowie partii Grzegorz Schetyna i Katarzyna Lubnauer jeżdżą po kraju i na wspólnych konwencjach przekonują, że ich Koalicja Obywatelska ze wspólnymi listami i kandydatami na prezydentów miast to najlepszy sposób, aby nie dopuścić do przejęcia samorządów przez PiS.
Wtórują im partyjni koledzy i koleżanki. – Cieszy mnie to połączenie sił, bo w jedności siła – podkreślał Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, kiedy PO i Nowoczesna już oficjalnie uznały go za wspólnego kandydata.
Posłanka Joanna Schmidt na tej poznańskiej konwencji się nie pojawiła. Tłumaczyła później, że musiała być w sejmie z protestującymi niepełnosprawnymi i ich rodzicami. Teraz, po paru tygodniach, jej ówczesna absencja wydaje się jeszcze bardziej wymowna.
Joanna Schmidt jak Grupiński i Łybacka
Teraz wszyscy żyją decyzją Petru. Jednak już samo odejście Joanny Schmidt – powiedzmy to sobie wprost – też bynajmniej nie było odejściem jakiegoś mało znanego polityka z drugiego szeregu.
To nie kto inny jak Joanna Schmidt zrobiła w wyborach 2015 najlepszy indywidualnie wynik w całym Poznaniu. Jej 35 tys. głosów robiło wrażenie. Jasne, „jedynka” Platformy pewnie miałaby więcej, gdyby był nią Rafał Grupiński czy Waldy Dzikowski, a nie Szymon Ziółkowski.
Mimo wszystko trudno było wynik Joanny Schmidt lekceważyć. Tak samo jak wynik całej Nowoczesnej, która w Poznaniu i okolicach zdobyła 14,5 proc. głosów i wprowadziła aż dwoje posłów do Sejmu, w żadnym innym mieście nie miała tak dobrego rezultatu.
Zaraz potem Joanna Schmidt – już jako posłanka – stała się jedną z ważniejszych „twarzy” całej Nowoczesnej. Do dziś pamiętam jej krótkie, ale mocne przemówienie w listopadową noc, kiedy posłowie PiS obchodzili konstytucję, ku zaskoczeniu wszystkich unieważniając wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez poprzedni Sejm.
Zaraz potem Nowoczesna wystrzeliła w sondażach, w niektórych nawet prowadziła, skupiając wyborców przeciwnych praktykom PiS. A sama Schmidt została wiceprzewodniczącą klubu. Czyli de facto, przynajmniej w Sejmie, drugą osobą w partii po Ryszardzie Petru.
Jej pozycja we własnej partii była na tyle mocna, że z poznańskich polityków pod tym względem mógłby się z nią równać jedynie Rafał Grupiński, który swego czasu był szefem klubu rządzącej Platformy.
Z czasów jeszcze dawniejszych – także Krystyna Łybacka jako wiceprzewodnicząca SLD i minister edukacji w rządzie Leszka Millera. Notabene, jeśli Nowoczesna miałaby swój „gabinet cieni”, to Joanna Schmidt pewnie też byłaby w nim ministrem edukacji lub szkolnictwa wyższego.
Szykowali się do rywalizacji z Jackiem Jaśkowiakiem
Wysokie notowania Nowoczesnej sprawiły, że partia szumnie zapowiadała start w wyborach 2018, szykowała w konsultacjach z mieszkańcami program samorządowy dla Poznania itd.
No umówmy się – poznańscy politycy Nowoczesnej mieli podstawy do optymizmu. Już nawet poparcie rzędu 14-15 proc., czyli takie jak w wyborach 2015, dawałoby szansę na co najmniej kilka miejsc w radzie miasta. A w porywach – kto wie, kto wie – może nawet walkę o wejście do II tury w wyborach na prezydenta Poznania.
A jeśli Nowoczesna ugrała w Poznaniu te 14 proc., mając w całym kraju poparcie dwukrotnie mniejsze, to jaki wynik mogłaby tu uzyskać, mając w ogólnopolskich sondażach po 20 proc.?...
Nic dziwnego, że Joanna Schmidt i spółka odważnie krytykowali prezydenta Jacka Jaśkowiaka, zapowiadając przy tym, że już zaraz, już niebawem pokażą własnego kandydata. Jednak ostatecznie nigdy go nie poznaliśmy.
A potem przyszedł sylwester 2016/2017, opozycja okupująca sejm w geście protestu wobec sposobu, w jaki rządzący uchwalili budżet, no i przyszło też to zdjęcie…
Sprowadzanie przyczyn sondażowego upadku Nowoczesnej do tego, że Ryszard Petru i Joanna Schmidt w szczycie kryzysu sejmowego polecieli sobie na Maderę, moim zdaniem jest absurdem.
Jednak nie można wątpić, że incydent z Maderą w mniejszym czy większym stopniu do tego upadku się przyczynił, lub przynajmniej ten niesłychany zjazd przyspieszył.
Z partii, która aspirowała do miana najważniejszej partii opozycyjnej i mogła liczyć może nawet na zwycięstwo w wyborach do poznańskiej rady miasta, Nowoczesna skarlała do roli potencjalnej przystawki PO.
Takiej, która nawet w tymże Poznaniu (!) musi połączyć siły z Jackiem Jaśkowiakiem i spółką, bo inaczej w wyborach 2018 mogłaby ponieść totalną klęskę.
Poznańska Nowoczesna też ma problem
Teraz odejście Joanny Schmidt jest dodatkowym ciosem. Z tym że, przyznajmy, ne jest to żadna nagła i zaskakująca wolta. Już po tym, jak Ryszard Petru stracił władzę w Nowoczesnej, mówiło się dość głośno o rychłym podziale w partii.
Zaraz potem mieliśmy aferę wokół projektu komitetu „Ratujmy kobiety” dotyczącego aborcji, gdy część posłów Nowoczesnej nie chciała dopuścić go do dalszych prac, a Joanna Schmidt – która nie mogła się z tym pogodzić – zawiesiła członkostwo w klubie.
Z jej ust coraz częściej padały też gorzkie słowa pod adresem nowego kierownictwa partii.
Kiedy w środę Joanna Schmidt z samego rana podała dalej na Twitterze oświadczenie Joanny Scheuring-Wielgus, że opuszcza Nowoczesną, można było już tylko zastanawiać się, co nastąpi szybciej: to, że w jej ślady pójdzie sama Schmidt, czy może dymisja Nenada Bjelicy, trenera Lecha Poznań.
To mimo wszystko problem także dla lokalnych działaczy Nowoczesnej, bo – co tu kryć – z nich wszystkich to właśnie posłanka Schmidt była zdecydowanie najpopularniejszą twarzą.
To ona firmowała w Poznaniu projekt liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, akcję „kupuję kiedy chcę” przeciw zakazowi handlu w niedzielę, wreszcie – to Joanna Schmidt latem zeszłego roku powiesiła przy Kaponierze plakat z posłami PiS, którzy głosowali za uzależnieniem sądów od polityków.
Jej popularność potwierdzały sondaże. Podczas gdy Katarzyna Kierzek-Koperska zbierała w nich po 4 proc. głosów, Joanna Schmidt w grudniowym badaniu miała aż 14,8 proc., i znalazła się na trzecim miejscu za Jackiem Jaśkowiakiem i Bartłomiejem Wróblewskim.
Ups... Tu kiedyś było zamieszczone wideo, którego już nie ma w internecie :(
Pisałem wtedy na Poznań Spoza Kamery, że najwyraźniej Nowoczesna nadal ma w Poznaniu całkiem spory potencjał, z którym może mogłaby nawet postraszyć kandydata PiS w walce o II turę…
Tyle że kandydatką Nowoczesnej musiałaby być właśnie Joanna Schmidt. A ona sama od początku nie bardzo była zainteresowana udziałem w wyścigu o fotel prezydenta Poznania.
I w efekcie Nowoczesna – kiedy jeszcze planowała wystawić własnego kandydata – musiała rozważać start choćby dużo mniej znanego w Poznaniu posła Adama Szłapki czy… radnego osiedlowego Pawła Adamowa.
Teraz nie ma już zresztą w ogóle o czym dyskutować. Kandydatem Nowoczesnej na prezydenta jest Jacek Jaśkowiak, jego zastępczynią – po ewentualnych wygranych wyborach – będzie Katarzyna Kierzek-Koperska, zaś Joanny Schmidt w szeregach partii już nie ma.
Taka jedność to żadna jedność
Jednak odejście Joanny Schmidt z Nowoczesnej to, paradoksalnie, również problem dla poznańskiej Platformy Obywatelskiej. Jeszcze chwilę temu przekonywali, że z Nowoczesną tworzą teraz jedną drużynę, mają wspólne cele, a nawet wspólną wizję miasta.
Cieszę się, że będziemy mogli to robić wspólnie z kolegami i koleżankami z Nowoczesnej. To idealne połączenie sił
Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak
Teraz okazuje się, że z tą jednością jest jednak problem, bo oto ich koalicjant żre się nawet sam ze sobą. I to publicznie.
Zresztą poznańskie porozumienie PO z Nowoczesną już teraz obrywa rykoszetem. Posłanka Joanna Schmidt nie kryje, że nie była i nie jest entuzjastką poparcia Jacka Jaśkowiaka jako wspólnego kandydata na prezydenta Poznana.
Kto wie, co się tu jeszcze wydarzy do wyborów 2018. Zaraz może się okazać, że przy Platformie i Jacku Jaśkowiaku zostanie z Nowoczesnej jakiś konwent św. Katarzyny jakaś garstka zwolenników Katarzyny Lubnauer i Katarzyny Kierzek-Koperskiej.
A cała reszta, która zdąży odejść, będzie tu i ówdzie podgryzać Jacka Jaśkowiaka. Nie zapominajmy, że w poznańskiej Nowoczesnej odnalazło się sporo ludzi związanych na różne sposoby z Ryszardem Grobelnym, który fanem prezydenta Jaśkowiaka z pewnością nie jest.
Posłanka Schmidt przyznała kiedyś publicznie, że głosowała na Grobelnego, a nie na Jaśkowiaka. Do tego nie kto inny jak właśnie Grobelny w niedawnej rozmowie z „Głosem Wielkopolskim” dystansował się od obecnych działań Nowoczesnej.
PS. Początkowo Joanna Schmidt deklarowała, że do jesieni nie planuje angażować się w żaden nowy projekt polityczny. Jednak w piątek na antenie RMF FM niespodziewanie dała do zrozumienia, że może wystartować w wyborach 2018 na… prezydenta Poznania.
Przyznam, że w pierwszej chwili myślałem, że to jakiś fake news. To już są prawdziwe jaja! Jako kandydatka Nowoczesnej – i to kiedy ta była na fali – Schmidt sceptycznie podchodziła do tego pomysłu. A teraz, już jako uciekinierka z Nowoczesnej, nagle chce startować?
To dałoby się jeszcze wytłumaczyć rządzą rewanżu, gdyby w tych wyborach Nowoczesna miała własnego kandydata, którego Schmidt mogłaby pokonać i w pewien sposób upokorzyć.
Tymczasem w obecnej sytuacji, kiedy Nowoczesna popiera Jacka Jaśkowiaka i sama nikogo nie wystawia, taki ruch może co najwyżej zaszkodzić właśnie Jaśkowiakowi.
Trudno nie zgodzić się z Katarzyną Lubnauer, że ten – choć na razie jeszcze liczebnie niewielki – exodus z Nowoczesnej przede wszystkim wzmacnia PiS, przeciw którego praktykom Joanna Schmidt tak od początku protestowała.
Trudno jednak też nie domyślić się, że skoro Schmidt mówi wręcz o „sekowaniu” w partii i o uldze, że już w niej nie jest… To najwyraźniej nowe władze Nowoczesnej nie zrobiły nic, by swojego najpopularniejszego polityka w kluczowym mieście zatrzymać we własnych szeregach.
Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: