Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Wybory 2018. Poseł Bartłomiej Wróblewski wkracza do gry. 7 wniosków po sondażu "Głosu Wielkopolskiego"

#Poznań #Jacek Jaśkowiak #Bartłomiej Wróblewski #Joanna Schmidt #Tadeusz Zysk #wybory 2018 #sondaż

SEWERYN LIPOŃSKI
8 grudnia 2017

Prezydent Jacek Jaśkowiak twierdził ostatnio, że śpi spokojnie po lekturze sondaży, ale po najnowszym może się raz po raz zbudzić w środku nocy. Z badania „Głosu Wielkopolskiego” wynika, że na całkiem niezłe wyniki mogliby liczyć Bartłomiej Wróblewski, Joanna Schmidt, a nawet... Jarosław Pucek.

To w sumie było do przewidzenia. Zaledwie dwa tygodnie po sondażu prezydenckim na zlecenie „Gazety Wyborczej” to samo zrobił „Głos Wielkopolski”. Z tym że z innymi kandydatami.

[ ZOBACZ PEŁNE WYNIKI SONDAŻU GŁOSU WIELKOPOLSKIEGO Z KOMENTARZEM ]

To, że nie ma tu Ryszarda Grobelnego, że jest Bartłomiej Wróblewski zamiast Tadeusza Zyska, czyni ten sondaż jeszcze ciekawszym. Można bowiem co nieco porównać.

To teraz, żeby już nie przedłużać, kilka szybkich wniosków po przejrzeniu tych wyników:

1. Prezydent Jacek Jaśkowiak trzyma poziom... ale może być przeszacowany



Przyznam, że w pierwszej chwili napisałem, że Jacek Jaśkowiak ma bardzo podobne poparcie jak przed dwoma tygodniami w sondażu „Wyborczej”. Na pierwszy rzut oka tak: wtedy 37 proc., teraz w „Głosie” 34,6 proc.

Jednak diabeł tkwi w szczegółach. W wynikach w „Wyborczej” uwzględniono 12 proc. niezdecydowanych. Tu, w „Głosie”, niezdecydowanych nie ma. Gdyby ich uwzględnić, to wynik Jaśkowiaka byłby o kilka pkt. proc. niższy, zapewne bliżej 30 proc.

To nadal całkiem wysoki wynik, wszystko to byłoby pewnie po myśli prezydenta (on sam przecież twierdzi, że „może spać spokojnie”), gdyby nie to, że i tak mogą to być wyniki... przeszacowane.

Skąd ta myśl? Spójrzmy na deklarowaną frekwencję. W sondażu „Głosu” aż 70 proc. nie wyklucza udziału w wyborach i to właśnie ta grupa wskazywała kandydatów.

Ha, ha, ha! Już prędzej prezydent Duda z ministrem Macierewiczem pójdą na piwo, niż w wyborach samorządowych 70 proc. poznaniaków faktycznie pójdzie do urn. Zwykle frekwencja to 35-40 proc...

I tu bardzo ważne pytanie. Jakiego kandydata wskazała ta reszta, która co prawda dziś deklarują, że „nie wykluczają” udziału w wyborach, lecz tak naprawdę pójdą do urn równie tłumnie, jak melomani na koncert Jana Pietrzaka podczas festiwalu w Opolu?

Tego badania w żaden sposób nie pokazują. Jednak daję sobie rękę uciąć, że zdecydowana większość tych niedzielnych – a właściwie nawet nie niedzielnych – wyborców wskazuje Jacka Jaśkowiaka, bo to jedyne nazwisko, które kojarzą.

Pamiętajmy, że w wyborach 2014 właśnie na tym przejechał się Ryszard Grobelny. Do samego końca miał w sondażach po 35-40 proc. I nagle – BUM! Kiedy przyszło co do czego, to okazało się, że przy niskiej frekwencji zjechał do 28 proc. Część deklarujących dla niego poparcie po prostu... nie poszła głosować.

2. Poseł Bartłomiej Wróblewski na „tu i teraz” nie daje Zyskowi szans...



Kandydatem PiS w sondażu „Głosu” jest Bartłomiej Wróblewski. Czyli inaczej niż w „Wyborczej”, która „postawiła” na Tadeusza Zyska. I dzięki temu mamy ciekawe porównanie.

To porównanie pozornie wypada na korzyść Wróblewskiego. Poseł PiS zgarnął 21,5 proc. Przypomnijmy, że Zysk miał ledwie 12 proc.

Tak właściwie to żadne zaskoczenie. Już przed tygodniem pisałem, że Tadeusz Zysk – jeśli faktycznie ma być kandydatem na prezydenta Poznania – musi dać się poznać, bo na razie najwyraźniej nie kojarzy go nawet spora część wyborców PiS.

Z posłem Wróblewskim jest zupełnie inaczej. To twarz już całkiem rozpoznawalna, działa w stolicy i w terenie, regularnie pojawia się w mediach. Dziennikarze nie mają problemu, by z nim pogadać czy zaprosić do studia, nawet w niewygodnych dla niego tematach.

Jakie są efekty? Poparcie dla Wróblewskiego bardzo ładnie pokrywa się z elektoratem PiS, który w Poznaniu od dekady wynosi około 20 proc., w wyborach parlamentarnych delikatnie podskoczyło to do 24 proc.

Tu, w sondażu do rady miasta (a więc już typowo partyjnym), PiS także wskazało 24,3 proc.

Wszystko wskazuje więc, że zdecydowana większość poznańskich sympatyków PiS kojarzy i docenia Bartłomieja Wróblewskiego, i jest gotowa zagłosować na niego od ręki. Tu i teraz.

3. ...ale nikt nie powiedział, że Wróblewski tak dobrze wypadnie w II turze!



Jest jednak pytanie o II turę. A konkretnie o to kto w tej II turze będzie miał większą zdolność przyciągnięcia dodatkowych wyborców spoza elektoratu PiS, Wróblewski czy Zysk?

Dziś to chyba dylemat nr 1 w poznańskim PiS. Jeszcze jakiś czas temu obaj byli uważani za polityków PiS o łagodnym obliczu. Jednak Wróblewski – jak już poprzednio pisałem – uwikłał się w kilka spraw mocno obciążających go z punktu widzenia wyborców spoza PiS.

To choćby jego zaangażowanie w zmiany uderzające w niezależność sądów. I niedawny wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, by ten stwierdził niezgodność tzw. aborcji eugenicznej z konstytucją, przez co Wróblewski doczekał się nawet własnego hashtagu #MordercaKobiet.

Trudno oczekiwać, że wyborcy spoza PiS nagle o tym wszystkim zapomną, i że zniechęceni do Jacka Jaśkowiaka zagłosują w II turze przeciwko niemu na Bartłomieja Wróblewskiego.

Już prędzej jestem gotów uwierzyć, że zgrzytając zębami zagłosują na Jaśkowiaka, nawet jeśli nie jest z ich bajki. Byle tylko nie zwiększać szans PiS na rządzenie Poznaniem.

Albo... po prostu nie pójdą w II turze głosować w ogóle. Zwróćmy uwagę, że w sondażu „Głosu” w tym potencjalnym pojedynku Jaśkowiak vs Wróblewski już teraz (!) aż 32,7 proc. deklaruje, że nie zagłosuje na żadnego z nich. To bardzo, bardzo dużo.

Z Tadeuszem Zyskiem sytuacja mogłaby być zgoła odmienna. Zakładając oczywiście, że wyrobi sobie taką rozpoznawalność, by jednak ugrać te 20 proc. i przejść do II tury...

Tam już mógłby prowadzić kampanię mocno zdystansowaną do partii Jarosława Kaczyńskiego. Pogrywać tym, że nie do końca utożsamia się z polityką PiS w kraju, nie jest w nią zaangażowany, przecież do PiS nawet nie należy! Poseł Wróblewski takiego atutu nie ma.

Zresztą miejmy na uwadze, że bardzo podobny manewr zastosowała PO z... samym Jackiem Jaśkowiakiem w wyborach 2014. Z bardzo podobnego poparcia w I turze – wówczas 21,5 proc. – zrobił kilka razy lepszy wynik w II turze.

Jednak nie jest takie pewne, czy ten szklany sufit poparcia dla Wróblewskiego, o którym napisałem, faktycznie istnieje. W bezpośrednim pojedynku ma 27,5 proc. i przegrywa z Jaśkowiakiem 39,9 proc.

Ale gdyby objąć wyborców niezdecydowanych?... Wówczas: Jaśkowiak 59,2 / Wróblewski 40,8. Niesłychanie wysoki wynik jak na kandydata PiS w Poznaniu. Praktycznie taki sam, z jakim z Jaśkowiakiem II turę przegrał Ryszard Grobelny.

4. Kluczowe są szyldy partyjne kandydatów



Bardzo cenną i ciekawą częścią sondażu „Głosu” jest ta dotycząca wyborów do rady miasta. Dzięki niej pierwszy raz od wyborów parlamentarnych 2015 wiemy orientacyjnie, jakim poparciem wśród poznaniaków cieszą się poszczególne partie.

Tak na pierwszy rzut oka w porównaniu z wyborami 2015 jest tu... totalna stagnacja. Zobaczmy:

Platforma Obywatelska
wybory 2015: 35,8 proc. / sondaż 2017: 34,8 proc.

Prawo i Sprawiedliwość
wybory 2015: 24,1 proc. / sondaż 2017: 24,3 proc.

Nowoczesna
wybory 2015: 14,5 proc. / sondaż 2017: 13,1 proc.

Sojusz Lewicy Demokratycznej
wybory 2015: 8,9 proc. / sondaż 2017: 5,1 proc.

Kukiz’15
wybory 2015: 5,5 proc. / sondaż 2017: 3,7 proc.

Partia Razem
wybory 2015: 4,8 proc. / sondaż 2017: 1,2 proc.

Jedyne istotniejsze wahnięcia to spadki na lewicy. Z tym że pamiętajmy, że do wyborów 2015 SLD szło w szerszej koalicji, co poniekąd mogłoby tłumaczyć wyższe wówczas poparcie.

Wyniki PO i PiS pozostają praktycznie bez zmian. To w sumie dość ciekawe, biorąc pod uwagę, że w skali kraju PiS ostatnio Platformę dystansuje. Niewielkie spadki Nowoczesnej i Kukiz’15 są w tym przypadku znacznie poniżej błędu statystycznego sondażu.

5. Nowoczesna w Poznaniu ma twarz Joanny Schmidt



Przypomnę tylko krótko, co pisałem przed dwoma tygodniami, po sondażu „Wyborczej”:

Przez dwa lata [Nowoczesna] nie zdołała wykreować w Poznaniu żadnego nazwiska, żadnej twarzy, która byłaby w stanie choćby utrzymać te 15 proc., co w wyborach na prezydenta Poznania byłoby już przyzwoitym wynikiem.

To znaczy, taką twarzą z pewnością byłaby posłanka Joanna Schmidt, która jednak chyba od początku nieszczególnie była zainteresowana startem. A potem jej notowania i tak mocno podkopał słynny wyjazd na Maderę.


Teraz sondaż „Głosu” ewidentnie to potwierdza, z wyjątkiem fragmentu o wyjeździe na Maderę, który w skali lokalnej najwyraźniej posłance Schmidt zaszkodził niewiele lub wręcz nie zaszkodził w ogóle.

Ten wynik pokazuje również, że Nowoczesna wciąż ma w Poznaniu spory potencjał. Do rady miasta może wprowadzić co najmniej kilkoro radnych. A w kampanii prezydenckiej przy słabym poparciu dla Jacka Jaśkowiaka... Kto wie, kto wie, może jednak postraszyć kandydata PiS w walce o II turę?

Tyle że najwyraźniej musiałaby to być właśnie sama posłanka Schmidt.

6. Tli się sentymentalna tęsknota za rządami Ryszarda Grobelnego



Najpierw Ryszard Grobelny i jego 22 proc. w sondażu „Wyborczej”. Teraz Jarosław Pucek, były szef ZKZL kojarzony właśnie z Grobelnym (ale jednocześnie o wiele mniej znany) i ze środowiskiem kibiców, zgarnia 11,6 proc.

Tu już nie można mówić o przypadku.

Jest najwyraźniej całkiem spora grupa poznaniaków, która z mniejszymi lub większymi zastrzeżeniami popierała Ryszarda Grobelnego, nie zaakceptowała rządów Jacka Jaśkowiaka. I pewnie już nie zaakceptuje.

Gdyby Poznaniem rządził PiS, zapewne usłyszelibyśmy, że to „odsunięci od koryta”, „wdowy ubeków”, lub po prostu „komuniści i złodzieje”, z których śmieje się całe miasto.

Tymczasem prawda jest taka, że to znacząca grupa wyborców, którzy nie chcą u władzy Jacka Jaśkowiaka. Ale nie chcą też żadnego z pozostałych rozważanych obecnie partyjnych kandydatów.

Zamiast tego gotowi są nawet zagłosować na Jarosława Pucka, dość ważnego, ale jednak tylko urzędnika (a nie polityka!) z ekipy Grobelnego. I tenże Pucek zgarnia w efekcie dwucyfrowe poparcie.

Poparcie wyższe niż Tomasz Lewandowski, polityk i na wyższym stanowisku, odpowiedzialny za mieszkaniówkę obecnie. Wymowne.

No bo czy wyobrażacie sobie, żeby tak lekką ręką ponad 10 proc. w sondażu prezydenckim zgarniał np. Arkadiusz Stasica, obecny prezes ZKZL? I to dwa lata po odejściu ze stanowiska? Bez jaj.

A sam Ryszard Grobelny, choć w głównym sondażu „Głosu” się nie pojawia, to jest w jednym z wariantów II tury. I przegrywa z Jackiem Jaśkowiakiem bardzo niewiele.

Po sondażu „Wyborczej” Ryszard Grobelny zdążył udzielić 59318632034 wywiadów, w których niby podkreślał, że nie planuje kandydować. Ale już np. w Radiu Poznań wypalił: - Tego jeszcze tak na 100 proc. nie wiem. (...) Jestem aktywny zawodowo, mam wiele innych przedsięwzięć.



„Tego jeszcze tak na 100 proc. nie wiem, czy wystartuję”...

Przypomina to trochę dziewczynę, która zapytana o numer telefonu mówi, że nie, że ma chłopaka i tak dalej, po czym jednak puszcza oko i po kryjomu zapisuje ten numer na karteczce.

Nie wiadomo, czy cokolwiek z tego wyniknie, czy ten numer w ogóle jest prawdziwy, a jeśli tak, to czy dziewczyna odbierze i czy da się gdziekolwiek zaprosić.

Jednak już sam fakt, że go podała, nie pozwala facetowi o niej zapomnieć. Przeciwnie - dopóki do niej faktycznie nie zadzwoni - myśli o niej zdecydowanie za dużo. Tak samo jest z Grobelnym i jego ewentualnym startem.

Jeśli jednak Grobelny, Pucek ani nikt inny z tej ekipy nie zdecyduje się startować, to oczywiście pozostaje zadane już poprzednio pytanie, na kogo (i czy w ogóle na kogoś) przerzucą swoje głosy ich sympatycy.

Z sondażu „Wyborczej” dość zaskakująco wynikało, że raczej nie może na to liczyć Nowoczesna, mimo że to z tym ugrupowaniem najczęściej wiązano Grobelnego.

7. Ruchy miejskie są kompletnie nieobliczalne



Potencjalna kandydatka Prawa do Miasta Dorota Bonk-Hammermeister zgarnia w sondażu „Głosu” aż 8,7 proc. Dla porównania w sondażu „Wyborczej” ta sama Bonk-Hammermeister miała... 2 proc.

To symbolicznie pokazuje, jak bardzo różnie wypadają społecznicy w takich badaniach, i jak trudno przewidzieć ich wyniki.

Przypomnę tylko, że zaledwie rok przed wyborami 2014 niespodziewanie aż 13 proc. w jednym z sondaży miała Anna Wachowska-Kucharska. Podczas kampanii wyborczej notowania miała już o wiele słabsze. A ostatecznie uzyskała 4,7 proc.

Z kolei podczas wyborów 2010 prawie nikt nie dawał szansy stowarzyszeniu My-Poznaniacy. Mieli w sondażach nikłe poparcie w granicach błędu statystycznego. Mimo to dostali 9,7 proc. głosów i tylko przez paradoksy metody d’Hondta nie weszli do rady miasta.

Jeszcze inna sytuacja. Dzień po wyborach 2014. Zaczynają docierać nieoficjalne informacje, że w jednym z okręgów mandat radnego zdobyło Prawo do Miasta.

„Jedynką” na liście był tam Lech Mergler, jeden z najbardziej znanych społeczników, i wydawało mi się oczywiste, że to on musi ten mandat wziąć. Zadzwoniłem do niego i Mergler zdążył się wypowiedzieć dla „Wyborczej” jako prawdopodobny przyszły radny miejski.

Tymczasem okazało się, że wygłupiłem się wtedy strasznie, bo więcej głosów (dopiero z trzeciego miejsca!) zgarnął nikomu wówczas nieznany Tomasz Wierzbicki. No dobra, znany, ale głównie w stowarzyszeniu i na Świerczewie.

Z kolei w paru innych przypadkach „jedynki” społeczników - typu Andrzej Białas czy Maciej Wudarski - zdobywały mnóstwo głosów, ale reszta kandydatów z listy wypadła tak słabiutko, że nie starczyło to do zdobycia mandatu.

To wszystko tylko pokazuje, że wyniki ruchów miejskich nawet tuż przed wyborami będą jedną wielką niewiadomą. Mogą wprowadzić już nie jednego, tylko paru radnych i stać się trzecią siłą w radzie miasta. Ale równie dobrze mogą zawieść na całej linii i nie wprowadzić nikogo.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: