Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

Prezydent Kruszyński nie skróci 400-metrowej drogi na dworzec. Może kiedyś zmieni zdanie

#Poznań #PKP #MPK #Poznań Główny #Poznań City Center #Mirosław Kruszyński

SEWERYN LIPOŃSKI
28 sierpnia 2013

Wybaczcie lekki poślizg w opisywaniu i komentowaniu bieżących spraw. A także tych mniej bieżących. Tydzień jest naprawdę niesamowity.

Większość wydarzeń jeszcze parę dni temu nadawałaby się bardziej do „Nie do wiary”: koniec Wiary Lecha, dymisja szefowej Term Maltańskich, wiceprezydent Mirosław Kruszyński definitywnie uwala krótszą drogę na dworzec…

Stop! Trochę się zapędziłem. To ostatnie – to nie jest żadna Strefa 11. Prędzej coś z cyklu „Zdarzyło się jutro”, coś, co tak naprawdę można było przewidzieć już prawie dwa miesiące temu po dyskusji na komisji bezpieczeństwa.



Radni (może poza Adrianem Kaczmarkiem z SLD) nie wykazali wtedy większego oburzenia, że pasażerowie z walizkami mają biegać ponad 400 metrów z tramwaju na dworzec, a krótszej drogi nie ma, bo ponoć (?) byłaby bardzo niebezpieczna.

Sam wiceprezydent Kruszyński na ową komisję w ogóle się nie pofatygował. A parę dni wcześniej mówił mi, że „życie pokaże”, czy krótsza droga z przejściem przez jezdnię w ogóle jest potrzebna. I w tym momencie tak naprawdę wszystko było już jasne. Teraz Kruszyński postawił - przynajmniej na razie - kropkę nad „i”:

Uważam, że wszelkie argumenty zarówno za usytuowaniem dodatkowego przejścia w rejonie ZCK [Zintegrowanego Centrum Komunikacyjnego], jak i przeciwne temu rozwiązaniu zostały już przedyskutowane

Mirosław Kruszyński, wiceprezydent Poznania / źródło: list do stowarzyszeń Inwestycje dla Poznania, My-Poznaniacy i Prawo do Miasta



Pozamiatane. Trigranit 25 października uroczyście otworzy galerię handlową Poznań City Center wraz ze znajdującym się obok centrum komunikacyjnym (kolejność nieprzypadkowa).

Poznaniacy będą mogli przyjechać na ten event samochodami albo tramwajami. W tym drugim przypadku przejdą z nowego przystanku do tunelu, a po wyjściu ujrzą główne wejście do galerii. W ramach spotkania z folklorem będą mogli zajrzeć w wolnej chwili na znajdujący się obok, i działający już przecież od roku, nowy dworzec kolejowy.



Trudno właściwie dziwić się Trigranitowi. Skoro już miasto uparło się przy budowie przejścia podziemnego, to w sumie dlaczego firma miałaby wydać te kilka milionów tak, aby nie przysłużyło się to trochę głównej części inwestycji, jaką jest galeria handlowa.

Przedstawiciele Trigranitu oczywiście wprost tego nie powiedzą. Dlatego mieliśmy już manipulacje z odległością z tramwaju na dworzec, która ponoć miała wynosić nie 419 m, tylko „co najwyżej 300 m”, a w jednej z wersji nawet 240 m.

Samochody górą. Piesi to intruzi

Cała ta walka – na razie nieudana – o krótszą drogę na nowy dworzec pokazała kilka rzeczy. Po pierwsze: drogowcy nadal uważają, że po mieście powinno się jeździć przede wszystkim samochodami, a przytakują im kolejarze (w końcu to oni zgodzili się na takie usytuowanie dworca, daleko od wszelkich przystanków). To jedno trzeba przyznać: autem dojedziemy pod sam dworzec.

Po drugie: piesi na ulicach nawet w centrum miasta są intruzami, którzy nic innego nie robią, tylko biegają przez jezdnię na czerwonym świetle i czyhają, aby wpaść pod koła nadjeżdżających samochodów. Najlepiej byłoby całkowicie schować ich pod ziemię. Wtedy na pewno nie zaistnieje „strefa potencjalnej kolizji przechodniów z pojazdami”. Nawet na Starym Rynku, który przecież formalnie jest rondem. Policja byłaby zachwycona.

Po trzecie: władze miasta, przyłapane na ewidentnej pomyłce, wolą w nią brnąć niż przyznać się do błędu. To chyba najsmutniejszy wniosek. Z niemal identycznym scenariuszem mamy do czynienia w sprawie systemu PEKA. Z tym że tam urzędnicy grają na własną korzyść – jak sami przyznali, przez system check in - check out próbują zaoszczędzić 300 tys. zł na badaniach frekwencji.

Szef policji zaczyna dostrzegać absurd

W tunelu Trigranitu widzę dwa światełka. Pierwsze to stwierdzenie prezydenta Kruszyńskiego, który zapowiada, że przyjrzy się całej sprawie raz jeszcze, już po uruchomieniu całego obiektu.

Drugie to moja dzisiejsza rozmowa z szefem poznańskiej policji. Tłumaczył mi, że piesi to samo zło, notorycznie przechodzą na czerwonym świetle, a NAWET W MIEJSCACH NIEDOZWOLONYCH.

- A nie obawia się pan, że właśnie w miejscu niedozwolonym będą teraz przebiegać podróżni spieszący się na pociąg? Co jeśli właśnie przez brak przejścia będzie tam dochodzić do wypadków? – zapytałem. Wtedy komendant trochę się zreflektował:

Tego rzeczywiście nie możemy wykluczyć. Wtedy trzeba będzie zrobić wizję lokalną i podjąć decyzję, czy warto utrzymywać negatywną opinię o tym dodatkowym przejściu. Będziemy się przyglądać. Jesteśmy otwarci

Roman Kuster, komendant poznańskiej policji



Generalnie słowa Kruszyńskiego i Kustera można sprowadzić do jednego mianownika: jeśli ludzie będą tamtędy przebiegać, to pomyślimy, czy jednak nie zrobić tam przejścia. Trzymamy za słowo. Oby tylko nie za 10 lat.

Tak na marginesie: skorzystałem dziś z okazji, aby zamienić parę słów z dyrektorem Skałeckim z Zarządu Dróg Miejskich. I zapytać go, co miał na myśli mówiąc, że przebudowa dróg przy nowym centrum komunikacyjnym to „inwestycja w całości prywatna”.



Dyrektor tłumaczy: miał na myśli, że Trigranit w całości za nią płaci (25 mln zł), dzięki czemu miasto nie daje na to ani złotówki. To prawda. Przyznał też, że oczywiście projekt miał pełną akceptację ZDM-u. I że nadal ją ma. Oczywiście ze względów bezpieczeństwa.

A czy Skałecki nie obawia się, że pasażerowie będą skracać sobie drogę, zamiast chodzić naokoło ponad 400 m? – To wcale nie jest 400 m! To nieprawda – obruszył się dyrektor. Aż złapałem się za głowę: – Jak to? Przecież to pana ludzie wysłali wizualizację różnych dróg. I policzyli, że to faktycznie 419 m.

Skałecki: - Ja też mogę zaraz tak usiąść i wyliczyć, że to nawet 600 m. O odległościach będę dyskutował dopiero po otwarciu całego centrum i układu drogowego.

My też, panie dyrektorze! Słowo daję: 25 października weźmiemy miarkę (mam taką 30-metrową – została od mierzenia słynnego peronu we Wronkach). I zmierzymy. Coś nawet czuję, że nie będziemy jedyni.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: