Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

SEWERYN LIPOŃSKI
31 grudnia 2009

Ponad 30 tysięcy sympatycznych gości przytłoczyło poznaniaków. Zupełnie tak, jakbyśmy to my znaleźli się w obcym mieście.

Od paru dni w Poznaniu urzęduje 30 tys. pielgrzymów. Przyjechali na spotkanie wspólnoty Taize.

Są wszędzie. Nie byłoby przesadą powiedzieć, że na te kilka dni całkowicie opanowali Poznań.

Chodzą po mieście, po rynku, po sklepach i galeriach handlowych. Chodzą osobno, parami, w grupach. Towarzyszy im gros języków, bo rozmawiają bez przerwy. Czasem nawet można odnieść wrażenie, że w dwóch czy trzech różnych – a i tak doskonale się rozumieją. Fotografują się wszędzie, ze wszystkimi i ze wszystkim. Towarzyszy im niesamowity entuzjazm. Widać po prostu, że zwyczajnie, po ludzku cieszą się z przyjazdu na spotkanie. I nie ma w tym ani odrobiny sztuczności.

Kontrastują z nami, poznaniakami, którym tego entuzjazmu jakby zaczęło brakować.

Nagle wielu z nas zaczęło chodzić ze spuszczonymi głowami, nerwowym, pospiesznym krokiem. Nie mamy ochoty z nikim rozmawiać. Pomijając już fakt, że nieco zaginęliśmy w tłumie gości z Taize i dość ciężko spotkać na ulicy zwykłego poznaniaka. A jak już się spotka – to najczęściej właśnie bez uśmiechu, zero pozytywnych emocji. Przechodnie są mniej rozmowni, sprzedawcy – bardziej oschli i mało przyjemni.

Nawet sami pielgrzymi to wyczuwają, bo rzadko widać, by podchodzili do kogoś i pytali o drogę. Wolą korzystać z własnych map.

Może ich najazd po prostu nas przytłoczył? Może się przestraszyliśmy ich entuzjastycznego nastawienia?

Nie da się ukryć, że na cały tydzień zmienili oblicze miasta. To dla nas w pewnym sensie nowe doświadczenie – ani ubiegłoroczny szczyt klimatyczny, ani nawet lipcowy kongres świadków Jehowy nie były tak widoczne. Na co dzień w tramwajach połowa pasażerów nie śpiewa na głos religinych piosenek. A na chodnikach i przejściach dla pieszych nie jest aż tak tłoczno jak teraz.

To chyba jednak nie powód, by zamykać się w sobie i izolować od gości. Można do tego podejść z większą sympatią. Dziś sylwester. Podczas zabawy w gronie znajomych entuzjazmu pewnie nam nie zabraknie (choć miasto – rezygnując z centralnej, miejskiej imprezy – w jakimś sensie pozbawiło nas okazji do tłumnego świętowania). I może choć trochę tego pozytywnego nastawienia zostanie na pierwsze dni nowego roku? Przydałoby się. I to bardzo.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: