Polub fanpage na FB

Poznań Spoza Kamery

Poznań Spoza Kamery

#polityka  #Poznań  #wybory  #samorząd  #inwestycje

SEWERYN LIPOŃSKI
20 czerwca 2009

Jestem pod wrażeniem. Od eurowyborów nie minęły nawet dwa tygodnie, a już mieliśmy kilka dni wypełnionych – po raz pierwszy od dawna – w miarę merytoryczną debatą. Czy to efekt desantu największych awanturników (z posłem Kurskim na czele) do Strasburga i Brukseli? Być może. Ale chyba jeszcze ważniejszy był inny czynnik – politycy przynajmniej na moment przestali zajmować się wyłącznie wynikami wyborów do Parlamentu Europejskiego. Za to zaczęli zastanawiać się, po co tak właściwie się do niego dostali.

A jeszcze w zeszłym tygodniu nic nie wskazywało, że poziom debaty politycznej podniesie się choćby o milimetr. Zresztą, jak zapewne stwierdziłby Jarosław Kaczyński, nie mógłby się podnieść, bo u nas panuje ponoć z góry ustalony podział na partie z wyższej i niższej półki. Tak więc ta z wyższej zafundowała w zeszłym tygodniu pyskówkę ze Zbigniewem Ziobro na czele, a także drugą – tym razem z Radiem Zet w roli ofiary. Partia z niższej półki ograniczyła się do rzucenia absurdalnego pomysłu, by przyszły prezydent (czytaj: Donald Tusk) był jednocześnie szefem jednej z koalicyjnych partii.

Było więc burzliwie, ale się skończyło. Bo trzeba było zostawić w spokoju krajowe podwórko i zająć się nieco poważniejszymi sprawami. Stąd negocjacje w sprawie Jerzego Buzka, a także starania o dobrą tekę w Komisji Europejskiej. Nagle okazało się, że można o tym wszystkim rozmawiać na poziomie, bez wzajemnych złośliwości robienia wroga z politycznego przeciwnika. Prezydent udziela poparcia kandydatowi Platformy! (Choć minister Kownacki uszczypliwie twierdzi, że nie ma takiego kandydata). Tego jeszcze nie było. To chyba pierwszy z powyborczych cudów.

Drugi jest taki, że dzięki całej tej dyskusji – o Parlamencie Europejskim, o Komisji Europejskiej i stanowiskach komisarzy, o negocjacjach i kuluarowych ustaleniach – Polacy dowiadują się o Unii więcej, niż przez cały okres kampanii wyborczej. Można zażartować, że obecnie i politycy, i media nadrabiają pod tym względem zaległości. W kampanii było straszenie Niemcami, spoty wymierzone w inne partie, pozwy w trybie wyborczym i inne takie. Czas na dyskusję o tym, co najważniejsze – czyli o Unii Europejskiej i Europie ogólnie – nadszedł dopiero teraz, już po wyborach. No cóż, lepiej późno niż wcale. W dodatku w sprawie Buzka jest zgoda wszystkich czterech naszych partii, co samo w sobie jest już ewenementem na skalę może nie światową, ale polską na pewno.

Niestety zdaje się, że porozumienie to nie potrwa długo. A na dobre skończy się zapewne w chwili, gdy Buzek rzeczywiście zostanie wybrany na przewodniczącego PE. Zresztą już teraz obserwujemy pomruki niezadowolenia – zarówno ze strony PiS, jak i lewicy. I trzeba tu przyznać, że są słuszne, bo Platforma uparła się, by walczyć właśnie o to stanowisko, być może za cenę rezygnacji z ważnego komisarza w KE. Stefan Niesiołowski już niepotrzebnie warczy, że „prezydent jest przeciwko Buzkowi”. Rację ma Janina Paradowska pisząc w „Polityce”, że priorytety oraz strategię należało ustalić jeszcze przed wyborami. Od początku roku mówiło się, że Polska ma szansę na trzy istotne stanowiska: sekretarza generalnego Rady Europy (Włodzimierz Cimoszewicz), przewodniczącego PE (Buzek) oraz ważną tekę w KE. Należało jasno określić, o które z nich chcemy najbardziej zawalczyć – tymczasem Tusk i spółka sprawiali wrażenie, jakby mieli nadzieję uzyskać wszystkie trzy, co było oczywiście zupełnie nierealne.

Warto jednak zaznaczyć, że wychodzi przy tym również hipokryzja opozycji. Jeszcze 1-2 tyg. temu wszyscy z PiS-u byli gotowi podpisać się rękami i nogami pod kandydaturą Buzka i żądali nawet, by polski rząd jak najszybciej ją zgłosił (robią przy tym aluzje do sprawy Radka Sikorskiego). Teraz, gdy okazuje się, że stanowisko to najprawdopodobniej rzeczywiście przypadnie Buzkowi i będzie to sukces Tuska – nagle odzywają się głosy niezadowolenia, że to wcale nie takie ważne, że można było ugrać coś lepszego. Za to gdyby Platforma odpuściła walkę o stanowisko dla Buzka, zapewne słyszelibyśmy, że „przeszła nam koło nosa prestiżowa szansa, by Polak przewodził europarlamentowi”. Nie należy się jednak dziwić, bo w sumie taka u nas rola opozycji – krytykować, co się da. Gdy rządził PiS, wcale nie było inaczej.

Spodobał Ci się ten tekst? Możesz go udostępnić: